Bez powodów do uśmiechu

filmweb.pl 6 dni temu
Zdjęcie: plakat


"Jeśli Laura Palmer mogła pracować w klubie dla dżentelmenów i domu towarowym Horne'a, utrzymywać relacje z przyjaciółką i dwoma chłopakami oraz prowadzić program Meals on Wheels, jednocześnie ucząc się w liceum, ty dasz radę przetrwać dzień" – głosi popularny mem. Życie Skye Riley (Naomi Scott), bohaterki "Uśmiechnij się 2", wydaje się równie skomplikowane. Młoda wokalistka, której kariera załamała się po tragicznym wypadku, przygotowuje się do wielkiego powrotu na scenę. Mimo iż bardzo się stara, scenarzysta i reżyser Parker Finn nie ma dla niej litości. Gdy na jej drodze staje znany z pierwszej części hitu demon, gwałtownie zaczynamy rozumieć, iż w jej przypadku bardziej adekwatny jest inny obrazek: "Już rozumiem, przez co przechodziła Britney w 2007 roku".

Postać Skye jak w soczewce skupia w sobie wszystko, czego symbolem w zbiorowej świadomości stała się księżniczka popu. Choć dosłownie wyśpiewuje swój ból ("Doktorze, daj mi nowy mózg…") i otwarcie mówi, iż nie radzi sobie z presją, nikt jej nie słucha. Matka-managerka (Rosemarie DeWitt) bardziej niż dobrobytem córki przejmuje się dobrym samopoczuciem właściciela wytwórni (Raúl Castillo) i karami, jakie musiałaby zapłacić za zerwane kontrakty. Asystent (Miles Gutierrez-Riley) zachowuje profesjonalny dystans. Fani ze łzami w oczach opowiadają o wpływie, jaki wywarła na nich jej muzyka, i ustawiają się do wspólnego selfie. W otoczeniu bohaterki nie ma adekwatnie nikogo, kogo mogłaby nazwać przyjacielem. Nic dziwnego, iż stanowi ona łakomy kąsek dla demona, który najpierw zabawia się swoimi ofiarami, doprowadzając je na skraj szaleństwa, a następnie zmusza do popełnienia samobójstwa – w makabryczny sposób i z szerokim uśmiechem na ustach.

Naomi Scott
  • Paramount Pictures


O ile pierwsza część zgrabnie operowała gatunkowymi kliszami, o tyle druga wciąż próbuje się nimi bawić – ale bez polotu. Twórcy najwyraźniej uznali, iż reguły stworzonego przez nich świata nie potrzebują rozwinięcia, a jedynie wynikającego z prawa sequela wzmocnienia – co objawia się bardziej szokującymi scenami przemocy. Z drugiej strony chyba wzięli sobie do serca tytuł swojego dzieła, bo mroczny klimat starają się tonować humorem. Tym samym przytłaczająca opowieść o mechanizmach powstawania traumy została zmieniona w konwencjonalny horror o zabójczym łańcuszku. Tracąca kontakt z rzeczywistością bohaterka prowadzi nas od jumpscare’u do jumpscare’u, nie potrafi jednak wybudzić się z koszmarnego snu, w jaki zmienia się jej życie. I choć podejmuje nierówną walkę z prześladującymi ją siłami zła, znajomość oryginału (lub schematów narracyjnych) pozwala widzowi łatwo przewidzieć efekty jej zmagań.

Naomi Scott zasługuje na pochwały. Młodej aktorce udaje się w przekonujący sposób oddać zagubienie i osamotnienie, jakie stają się udziałem protagonistki. W jej interpretacji Skye to osoba wciąż dochodząca do siebie po trudnych wydarzeniach z przeszłości i powoli pozbywająca się złudzeń co do swojej przyszłości. Ot, przeliczyła się, mierząc siły na zamiary, a teraz ugina się pod ciężarem zobowiązań. Za fasadą wyluzowanej i pewnej siebie gwiazdy pop, która w talk show Drew Barrymore z dumą prezentuje odświeżony look, kryje się przerażona dziewczyna z sąsiedztwa – rwąca sobie włosy z głowy, z trudem panująca nad chęcią znieczulenia się alkoholem lub narkotykami, coraz częściej kwestionująca to, co się wokół niej dzieje. Jej występ dobrze punktuje Peter Jacobson, wątek jego postaci wydaje się jednak potraktowany po macoszemu.

Lukas Gage
  • Paramount Pictures


Niestety pozytywne recenzje pierwszej części najwyraźniej pozwoliły Parkerowi Finnowi poczuć się Artystą. Inspiracją dla złowrogich min Lukasa Gage'a, Ivána Carlo czy Raya Nicholsona bez wątpienia jest tzw. Kubrick stare – charakterystyczne dla autora "Full Metal Jacket" ujęcie bohatera zapowiadające dramatyczne wydarzenia – ale nie mają one tego samego ładunku emocjonalnego co słynne zdjęcia Malcolma McDowella, Vincenta D'Onofrio czy Jacka Nicholsona (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa). Przewidywalny scenariusz nie pozwala traktować ich inaczej niż w kategoriach ornamentu, a ich nachalna eksploatacja budzi raczej uśmiech politowania niż grozę. "Uśmiechnij się 2" to zatem klasyczny przykład kontynuacji, której nikt nie potrzebował. Tym razem twórcy nie mają powodów do radości.
Idź do oryginalnego materiału