Beskid Boty #0 (scenariusz i rysunki: Paweł Przygoda, wydawnictwo własne, 2024)

deathtothezins.blogspot.com 4 tygodni temu

Jak to we współczesnej popkulturze - każde rozwijające się uniwersum musi doczekać się prequeli. Przygoda uległ namowom fanów zalewających go listami i telegramami z pytaniem "Od czego to wszystko się zaczęło?", siadł nad deską do rysowania i przeniósł się w szalone lata 80 i 90.

Na Origin składają się cztery opowiadania. Pierwsze faktycznie stanowi początek wszystkiego. Poznajemy pewnego genialnego inżyniera Jenota, który siłą zostaje zmuszony do opuszczenia USA w otoczeniu mundurowych ze Służby Bezpieczeństwa PRL i zaangażowany do super tajnego projektu. Na kadrach przewija się kilku wojskowych oficjeli, fabryka samochodów ciężarowych w Starachowicach i pewien blaszak poznany we wcześniejszych tomach. Paweł sprytnie posplatał elementy będące trzonem jego świata: naukowiec zostaje pojmany wychodząc z sali kinowej, gdzie wyświetlano film o Transformersach, akcja dziejąca się w Ameryce zyskuje ciepłe kolory, po przeniesieniu fabuły do komunistycznej Polski, paleta ulega mocno jesiennemu poszarzeniu. A sama historia ponownie dostaje sznyt sensacyjno-komediowej przygody. Autor coraz śmielej rozpasuje się scenariuszowo - znajduje miejsce na humor, akcję, wybuchy oraz na sporą dawkę krzywego zwierciadła pokazującego ówczesne prl-owskie realia.

W pozostałych historiach bohaterem jest już Placek. Okazuje się, iż pierwsze spotkanie Placka z beskidzkimi botami, które poznaliśmy w tomie pierwszym, wcale nie było pierwszym! Choć zupełnie nie spodziewałem się opowieści, w jaki sposób chłopak stał się właścicielem charakterystycznej czapki. Ale tak naprawdę plackowe przygody to przede wszystkim nostalgiczna podróż autora w czasy minione. W czasy, gdzie w kiosku polowało się na kolejne numery Świata Młodych, gdzie sklepy Pewex były namiastką innego, fantastycznego świata a koledzy będący w posiadaniu magnetowidu czy komputera zdawali się być panami świata. Przygoda lubi wracać do tamtych czasów, czuje się dobrze tworząc historie oparte na nastoletnich wspomnieniach i sprytnie miesza elementy amerykańskiej popkultury i nadwiślańskiego ducha.

Origin jest podarunkiem dla dotychczasowych czytelników. Można spokojnie pominąć tomik, gdyż mimo iż odnosi się do współczesnej linii czasowej, jego znajomość nie jest wymagana dla tych, którzy dopiero teraz odkryją ten tytuł. jeżeli ktoś hurtowo kupi cztery dotychczasowo wydane zeszyty, nie zalecam lektury od #0. Wówczas akcenty fabularne inaczej się rozłożą, raczej na niekorzyść. Dlatego sugeruję, by przyswoić sobie ów numer w kolejności wydawania, po tomiku trzecim.

Z Beskid Botami mam tak, iż jak leży kupka komiksów do przeczytania, to jakoś odruchowo mnie nie ciągnie by wyciągnąć z niej kolejny zeszyt serii. Gdyż to niezobowiązujące czytadełko, które można przyswoić w 15 minut. Zwykle na pierwszy strzał idą rzeczy poważniejszego kalibru. I co z tego? Gdy już w końcu wpadnie on w łapki, to wprawia w czytelniczy błogostan. Może to i lekki, niewymagający mainstream - ale pisać humorystyczne dialogi, aranżować łotrzykowskie sceny, nakreślić to wszystko giętką, cartoonową kreską oraz położyć sprawnie kolory - to trzeba umieć. A Paweł Przygoda radzi sobie z tym coraz lepiej.

Komiks otrzymałem od autora za darmo. Coś tam PP mruczał, iż z drukarni za dużo egzemplarzy wyszło :) Także ten akapit służy za wierszówki o współpracy recenzenckiej.

Zeszyt do kupienia na festiwalach i chyba tylko w Strefie Komiksu.


Idź do oryginalnego materiału