W sekcji Panorama tegorocznego Berlinale swój nowy film pokazuje Ira Sachs, twórca takich filmów, jak m.in. "Zostań ze mną" (2012), "Miłość jest zagadką" (2014) i "Przejścia" (2023). "Peter Hujar’s Day", którego gwiazdami są Ben Whishaw i Rebecca Hall, to wycieczka do świata nowojorskiej bohemy lat 70. Film recenzuje Adam Kruk.
Fragment recenzji znajdziecie poniżej. Całą można już przeczytać na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ.

Pamięć fotograficzna
autor: Adam Kruk
Jest takie zdjęcie Susan Sontag, na którym ta leży na kanapie z rękami założonymi za głowę – wypoczywa, drzemie, duma sobie? Trudno powiedzieć, co wyraża jej twarz: melancholię czy błogostan, a może są one w przypadku autorki jakoś połączone? Zdjęcie to zrobił w 1977 roku amerykański fotografik Peter Hujar – inaczej niż Sontag, dziś postać nieco zapomniana. Jeszcze mniej osób pamięta pewnie jego przyjaciółkę, Lindę Rosencrantz, pisarkę i dziennikarkę z kręgu nowojorskiej bohemy lat 70. O środowisku tym opowiada "Peter Hujar’s Day", nie zobaczymy w nim jednak Factory Warhola czy imprez w Klubie 54, z którymi to często się kojarzy, ale zaledwie jedną rozmowę przeprowadzoną przez Rosencrantz i Hujara w 1974 roku. W "Peter Hujar’s Day" trwa ona kilka godzin, a sam film – kilka ponad godzinę. Bardzo piękna to godzina, ale i wymagającą. Widok uciekinierów z sali, dla których trwała ona zdecydowanie za długo, nie był rzadkością.
Ira Sachs, ulubieniec festiwali w Sundance i Berlinale, gdzie właśnie pokazano jego najnowsze dzieło, oparł je na materiale autentycznym. To interesująca historia: Rosencrantz przygotowywała wówczas książkę, mającą składać się z przeprowadzonych przez nią wywiadów z nowojorskimi artystami. Choć ta nigdy się nie ukazała i nie zachowały się gromadzone przez nią nagrania, po ponad 40 latach odnaleziono transkrypcję tej jednej rozmowy z Hujarem: 52 strony maszynopisu, przechowywanego w którejś z nowojorskich bibliotek. Scenariusz napisało więc samo życie, warstwa wizualna natomiast to czysta fantazja reżysera – podparta jednak jego świetną znajomością Nowego Jorku, losów i stylu tamtejszej awangardy. "Styl" to zresztą tu słowo kluczowe, bo oko kamery z fetyszystycznym wręcz oddaniem przygląda się bohaterom, pozycjom, które przyjmują, ale też przedmiotom. Mikrofon, popielniczka, dywan czy cudownie zużyty czajnik – wszystko retro, dziś w sklepach z designem szłoby za grube pieniądze. Wystrój mieszkania (nie wiadomo choćby zresztą czyjego, bo obie postacie czują się w nim tak swobodnie), choreografia poruszania się po nim, stroje są tu tak samo istotne jak sama rozmowa.
Rozpoczyna się ona od prośby Lindy (Rebecca Hall), by Peter (Ben Whishaw) opowiedział jej o jednym swoim dniu. Opowieść rozwija się bardzo spokojnie: jakieś plotki, złośliwości, name-checking. Oprócz Sontag, padają inne figury artystycznego światka tamtych lat: Richard Avedon, Allen Ginsberg czy William Burroughs. Pojawia się choćby Joan Crawford i Bette Davis, ale też sporo nazwisk znajomych interlokutorów, które nie powiedzą nic choćby największym znawcom sztuki XX wieku. W trakcie rozmowy okazuje się, iż Hujar pamięć ma iście fotograficzną; potrafi spamiętać każdy detal, każdy dialog. A może po prostu konfabuluje? Doprawdy złożona to postać, a jednocześnie jakoś zwyczajna. Jak cały film, w którym nie dzieje się nic dramatycznego.
Całą recenzję filmu "Peter Hujar’s Day" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
Fragment recenzji znajdziecie poniżej. Całą można już przeczytać na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ.

recenzja filmu "Peter Hujar’s Day", reż. Ira Sachs
Pamięć fotograficzna
autor: Adam Kruk
Jest takie zdjęcie Susan Sontag, na którym ta leży na kanapie z rękami założonymi za głowę – wypoczywa, drzemie, duma sobie? Trudno powiedzieć, co wyraża jej twarz: melancholię czy błogostan, a może są one w przypadku autorki jakoś połączone? Zdjęcie to zrobił w 1977 roku amerykański fotografik Peter Hujar – inaczej niż Sontag, dziś postać nieco zapomniana. Jeszcze mniej osób pamięta pewnie jego przyjaciółkę, Lindę Rosencrantz, pisarkę i dziennikarkę z kręgu nowojorskiej bohemy lat 70. O środowisku tym opowiada "Peter Hujar’s Day", nie zobaczymy w nim jednak Factory Warhola czy imprez w Klubie 54, z którymi to często się kojarzy, ale zaledwie jedną rozmowę przeprowadzoną przez Rosencrantz i Hujara w 1974 roku. W "Peter Hujar’s Day" trwa ona kilka godzin, a sam film – kilka ponad godzinę. Bardzo piękna to godzina, ale i wymagającą. Widok uciekinierów z sali, dla których trwała ona zdecydowanie za długo, nie był rzadkością.
Ira Sachs, ulubieniec festiwali w Sundance i Berlinale, gdzie właśnie pokazano jego najnowsze dzieło, oparł je na materiale autentycznym. To interesująca historia: Rosencrantz przygotowywała wówczas książkę, mającą składać się z przeprowadzonych przez nią wywiadów z nowojorskimi artystami. Choć ta nigdy się nie ukazała i nie zachowały się gromadzone przez nią nagrania, po ponad 40 latach odnaleziono transkrypcję tej jednej rozmowy z Hujarem: 52 strony maszynopisu, przechowywanego w którejś z nowojorskich bibliotek. Scenariusz napisało więc samo życie, warstwa wizualna natomiast to czysta fantazja reżysera – podparta jednak jego świetną znajomością Nowego Jorku, losów i stylu tamtejszej awangardy. "Styl" to zresztą tu słowo kluczowe, bo oko kamery z fetyszystycznym wręcz oddaniem przygląda się bohaterom, pozycjom, które przyjmują, ale też przedmiotom. Mikrofon, popielniczka, dywan czy cudownie zużyty czajnik – wszystko retro, dziś w sklepach z designem szłoby za grube pieniądze. Wystrój mieszkania (nie wiadomo choćby zresztą czyjego, bo obie postacie czują się w nim tak swobodnie), choreografia poruszania się po nim, stroje są tu tak samo istotne jak sama rozmowa.
Rozpoczyna się ona od prośby Lindy (Rebecca Hall), by Peter (Ben Whishaw) opowiedział jej o jednym swoim dniu. Opowieść rozwija się bardzo spokojnie: jakieś plotki, złośliwości, name-checking. Oprócz Sontag, padają inne figury artystycznego światka tamtych lat: Richard Avedon, Allen Ginsberg czy William Burroughs. Pojawia się choćby Joan Crawford i Bette Davis, ale też sporo nazwisk znajomych interlokutorów, które nie powiedzą nic choćby największym znawcom sztuki XX wieku. W trakcie rozmowy okazuje się, iż Hujar pamięć ma iście fotograficzną; potrafi spamiętać każdy detal, każdy dialog. A może po prostu konfabuluje? Doprawdy złożona to postać, a jednocześnie jakoś zwyczajna. Jak cały film, w którym nie dzieje się nic dramatycznego.
Całą recenzję filmu "Peter Hujar’s Day" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.