Okładka może sugerować wydawnictwo z kręgu death metalu, jednak amerykański Belligerator proponuje rasowy heavy/power metal w stylu Attacker, Vicious Rumors czy Metal Church. Zespół działa od 2020 roku i ma na koncie dwa albumy studyjne. Najnowsze wydawnictwo nosi tytuł „Death by Fire and Ice”. Krążek ukazał się 24 października i choć nie oferuje niczego przełomowego, zdecydowanie zasługuje na uwagę.
Od premiery debiutu minęły cztery lata, a zarówno skład, jak i stylistyka grupy pozostały niezmienione. Pierwsze skrzypce gra tu gitarzysta i wokalista Tony Lenzi, którego charakterystyczny, drapieżny głos stanowi istotny atut Belligerator. Partie gitarowe są solidne i pełne zadziorności — do ideału wprawdzie trochę brakuje, ale albumu słucha się z przyjemnością, a momentami potrafi choćby pozytywnie zaskoczyć. Dużym plusem jest również mocne, wyraziste brzmienie, dodające całości potężnego „kopa”.
Na otwarcie otrzymujemy melodyjny „Impending Doom”, bardzo udane intro pokazujące, iż w zespole drzemie spory potencjał. Jednym z najlepszych utworów na płycie okazuje się ocierający się o thrash metal „Metal Gear” — kawałek mocny, energiczny i zapadający w pamięć. Nie brakuje też szybkich petard, a do takich z pewnością należy „The Armorist”, w którym wokal Lenzi’ego zasługuje na szczególne wyróżnienie. Uwagę przyciąga również marszowy, bardziej stonowany „Death by Fire and Ice”. Z kolei „Lycanthrope” to agresywny, dynamiczny numer, może niezbyt odkrywczy, ale bardzo przyjemny w odbiorze. Prosty i łatwy do przyswojenia „Blood Soaked Tomahawk” sprawdza się jako bezpośredni, koncertowy killer. Znakomicie wypada także przebojowy „You'll Pay”, który wnosi na płytę sporo świeżej energii.
Belligerator oferuje porządny heavy/power metal w klimatach Attacker czy Vicious Rumors. Brakuje tu może większej świeżości i odważniejszych pomysłów, ale zespół niewątpliwie potrafi grać i ma w sobie potencjał na coś bardziej wyjątkowego. Czas pokaże, w jakim kierunku pójdą.
Ocena: 7/10

















