Z oczywistych powodów dużo ostatnio myślę o Tomaszu i Zdzisławie Beksińskich. Lutowy ranking od czapy będzie więc poświęcony piosenkom ponurackich wykonawców, lansowanych przez tego pierwszego.
Próbę czasu najlepiej znosi This Mortal Coil. Wtedy była to dla mnie po prostu supergrupa ponuraków z wytwórni 4AD. Dopiero jako dorosły człowiek zrozumiałem, iż to jednocześnie pionierzy gatunku „coverów od czapy”, który pokochałem jako, well, dorosły człowiek.
Kiedyś już pisałem, jakim odkryciem był dla mnie pierwowzór „My Father” z płyty „Filigree & Shadow”. Ale takim najlepszym najlepszym kawałkiem z całego dorobku tej supergrupy jest jednak dla mnie „Strength of Strings”.
To też cover – ale pierwowzór to był po prostu hipisowski folk. Z całym szacunkiem dla pana Gene’a Clarka, ja zawsze będę wolał gotycką, ponuracką wersję This Mortal Coil. Przykro mi.
Gdyby pominąć covery, próbę czasu z kolei najlepiej z kolei moim zdaniem wytrzymuje Peter Murphy. Po prostu dlatego, iż to piękny głos. I tutaj polecam z jego solowej płyty piosenkę „Roll Call”.
Podmiot liryczny jest jakiś ciekawym przykładem socjopaty (?), narkomana (?), świra (?), który wprawdzie usiłuje prowadzić jakieś życie towarzyskie, ale „jego oddech jest jego jedynym przyjacielem”. Podczas kolejnej próby podjęcia życia towarzyskiego w wyobraźni ustawia swoich znajomych w szeregu i robi im mentalne „kolejno odlicz” (z tej piosenki się dowiedziałem w połowie lat 80., jak to się mówi po angielsku!).
Kiedy jednak chcę sobie przypomnieć, kim byłem ćwierć wieku temu – nic nie służy mi lepiej niż Clan of Xymox. „Back Door” to wspaniałe zakończenie albumu „Medusa”, chyba w ogóle najlepszego w dorobku grupy. Te analogowe syntezatory i ta prymitywna pukawka perkusyjna – wszędzie indziej to brzmi kiepsko, a tutaj jednak stanowi koherentną całość, która do dziś robi na mnie wrażenie.
Chyba nie tylko dlatego, iż ożywia wspomnienia. Inni wykonawcy z tej epoki też ożywiają wspomienia, a jednak nie puszczam ich na full w samochodzie.