Kędy wiatr Nitkę niesie…?
Andrzej Saj
Zdzisław Nitka swą bieżącą wystawę malarstwa (która to już z kolei, biorąc pod uwagę fakt, iż faktycznie debiutował w połowie lat 80. XX w.?), w galerii SZOKART, zatytułował: „Będę tak stał i czekał na wiatr – obrazy, rysunki, obiekty 1985 – 2023”. Oznacza to, iż zarówno dotychczas zrealizowane prace, jak i te, które – jak mówi – „przywieje dla mnie wiatr” powierzał (i przez cały czas będzie powierzać) pewnemu rodzajowi przypadku; bo wiemy, iż wiatr wieje kędy chce; iż jest „tchnieniem Natury” – jak sądzą poeci; a bywa wręcz jej „natchnieniem”? Wiemy: ten wiatr może wiać raz silniej, innym razem łagodnie, ale jak to w naturze bywa – dmie z różnych stron, bywa kapryśny, zmienia kierunki swej ekspansji. W wypadku twórczości Nitki można się domyślać skąd, z której strony do jego osobistej przestrzeni docierały owe inspirujące jego wyobraźnię malarską porywy (czy podmuchy) wiatru. Na ziemi dolnośląskiej, ograniczonej z południa górami, a z północy otwartej na rozległą nizinną przestrzeń sięgającą aż do Bałtyku, wiatry najczęściej wieją wzdłuż linii: Zachód – Wschód. Można to także odebrać metaforycznie jako wpływy kultury zachodniej i tej o orientacjach wschodnich.
W osobistej sytuacji artysty jest to o tyle zrozumiałe, iż mieszka on w Obornikach Śląskich, niedaleko Wrocławia, miasta kontynuującego w jakimś umownym sensie tradycje lokalnej sztuki z czasów niemieckiej szkoły artystycznej. Po wojnie przejętej przez polską uczelnię (PWSSP), później, od 1996 r. zwanej Akademią Sztuk Pięknych, w której murach Nitka studiował i ciągle pracuje, w tej chwili jako profesor malarstwa. Nadto w Obornikach Śląskich odkrywa on (i w swej fascynacji utrwala) tradycje życia i twórczości Otto Muellera – niemieckiego ekspresjonistycznego malarza, żyjącego tu w latach dwudziestych XX wieku. Niewątpliwie takim zasadniczym „porywem wichru”, który uformował zainteresowania i pasje artystyczne Z. Nitki było spotkanie z twórczością grupy „Die Brücke” (E. Heckel, O. Kirchner, O. Mueller, E. Nolde, M. Pechstein i inni), której wystawę w 1979 r. oglądał we wrocławskim Muzeum Narodowym. To było przeżycie, które trwale ukształtowało postawę młodego, uczącego się jeszcze wtedy swego zawodu, ucznia Liceum Plastycznego we Wrocławiu (lata 1976 – 1981). Studia we PWSSP (lata 1982 – 1987) tylko pogłębiły i uprofilowały zainteresowania Nitki, który miał takie szczęście, iż „terminował” u profesorów – mimo ich modernistycznie ukształtowanego własnego warsztatu (Grzegorz Zyndwalewicz, Józef Hałas i Aleksander Dymitrowicz) – otwartych na studenckie eksperymenty i popierających ich indywidualne drogi rozwoju artystycznego. Zresztą po ukończeniu studiów Nitka został asystentem w pracowni malarstwa prof. J. Hałasa.
Należy dodać również, iż okres studiów Nitki przypada na wyjątkowo gorący czas przemian zarówno społecznych (czasy ruchu solidarnościowego, wprowadzenie stanu wojennego w Polsce i jego konsekwencje dla życia artystycznego w kraju; ale także kryzysu modernizmu w sztuce światowej z jego konceptualną końcówką). Odradzające się (oczywiście symbolicznie, bo nigdy się nie skończyło się) malarstwo po kryzysie „rozkwitło” bogactwem neoekspresyjnych form i kolorów; przywrócono spontaniczność gestu malarskiego, jego „dzikość” i swego rodzaju prymitywność oraz brutalizm. Ten wolny, wiejący z Zachodu „wiatr”, zderzył się z lokalnymi i polskimi podmuchami dążeń niepodległościowych, patriotycznych i solidarnościowych. Skutki tego były takie, iż po okresie izolowania się artystów wobec oficjalnych ofert przedsięwzięć artystycznych (pierwsza połowa lat 80.), wystawiali oni swe prace w środowiskach niezależnych, w tym przykościelnych. Wreszcie od połowy lat 80. pojawiło się szereg społecznych inicjatyw angażujących się w promowanie tej młodej, buńczucznej twórczości, zaliczanej do nowej ekspresji itd. Z. Nitka faktycznie debiutuje wtedy na forum krajowym biorąc udział w słynnej wystawie pt. „Ekspresja lat 80” (Sopot 86 r., kuratorstwa R. Ziarkiewicza). Zaczyna się okres swoistej dominacji tej „strategii krzyku”, jak to referowała ówczesna krytyka. Postmodernistyczna zawierucha pozostawiła po sobie zupełnie odmieniony krajobraz sztuki, a w każdym bądź razie nobilitowała malarstwo.
Na poznańskiej wystawie Nitka prezentuje tylko około dwudziestu obrazów malarskich, parę rysunków i trzy obiekty rzeźbiarskie. Są to prace wybrane z długiego i bogatego w twórcze dokonania okresu 1985 – 2023. Czy ten zestaw można uznać za reprezentatywny dla oeuvre tego artysty? Z pewnością jest to zbiór prac tylko sygnalizujący możliwości twórcze Nitki, ewentualnie – zaznaczający pewne etapy ewolucji w jego aktywności, choć także wyróżniający kierunki zainteresowań tematycznych. Stąd prezentowany zestaw uwzględnia zarówno prace malarskie abstrakcyjne jak i figuratywne, przy czym ujawnia on również swoje zróżnicowane umiejętności warsztatowe (np. w rzeźbie i grafice).
Niemniej już ten skromny pokaz pozwala w zasadzie uświadomić skalę zainteresowań tematycznych oraz możliwości warsztatowych jego autora; pozwala także sytuować tę bogatą i wielomedialną twórczość w kontekście postmodernistycznych dokonań sztuki z końca lat 70. i kolejnych dekad, łącznie z czasem aktualnym. Tu warto przypomnieć, iż zainicjowany jeszcze w XIX wieku etap awangardowych poszukiwań i rozwoju związków twórczości artystycznej z nowoczesnością i jej „narzędziami”, kontynuował swe zainteresowania w XX wieku. By już w kolejnych odsłonach realizować swe awangardowe idee, które wreszcie – w latach 60. i 70. – w postaci tzw. praktyk neoawangardowych osiągnęły, w swym modernistycznym wydaniu, swoiste apogeum w postaci konceptualizmu – tendencji negującej potrzeby manualnej realizacji dzieł sztuki (a szczególnie malarstwa) i stawiającej idee ponad ich materialne egzemplifikacje. Reakcją na taką sytuację w życiu artystycznym był swoisty „głód obrazów”, wymuszony presją społecznych i kulturowych przemian w początkach lat 80., w tym także potrzebami rynku sztuki. Gwałtowne potrzeby nowego otwarcia świadomościowego wśród twórców i filozofów zbudowały wówczas podwaliny dla nowej koncepcji interpretacji i wrażliwości odbioru rzeczywistości – już po modernizmie. Tak zrodził się postmodernistyczny neoekspresjonizm; w malarstwie tytułowany również jako „Nowi dzicy”, „Nowa fala”, etc. etc. Cechą wyróżniającą postmodernistycznej sztuki była jej nieokreśloność – „płynność” tematów, stylistyk, łączenia przeszłości z teraźniejszością, „cytowanie” innych autorów, dyskurs i wolność wypowiedzi; stąd znamienne gwałtowne w gestach manifestacje artystyczne, przekraczanie granic mediów itd. Zdzisław Nitka, jak się okazuje, celnie wpisał się w tę optykę twórczości.
Prace zgromadzone w galerii „SZOKART” mogą być traktowane jako „sygnalizujące”, istotne dla twórczości Nitki, etapy dokonań artystycznych. Pojawiła się tu praca z 1985 r. , jeszcze z okresu studiów we Wrocławiu, jak chociażby „Tańczący żołnierz”, od której – rzec można – wiedzie szlak neoekspresyjnej, „dzikiej”, czy brutalistycznie potraktowanej tematyki obrazów malarskich; co będzie znamienne dla większości jego figuratywnych prac realizowanych do dzisiaj; obrazy z 2023 r. np. „Vincent” czy „Czarna pantera” fakt ten potwierdzają. Prace z lat 80. – młodzieńcze, buńczuczne, de facto wprowadziły Nitkę na forum krajowe; uczestniczył on bowiem w słynnych ówczesnych zbiorowych manifestacjach polskiej neoekspresji, jakimi były wystawy sztuki pt. „Ekspresja lat 80.”, „Arsenał ’88” czy „Świeżo malowane”, także z 1988 roku. Były to najważniejsze w tamtym czasie wystawy promujące odrębną, wobec tradycji modernistycznych, sztukę młodych artystów.
W tej zbiorowości postmodernistycznego malarstwa, obrazy Z. Nitki wyróżniały się swą stylistyczną odrębnością oraz preferowaną tematyką. Jego prace bowiem wręcz nawiązywały do dokonań niemieckiego ekspresjonizmu, ale także do fowizmu, postimpresjonizmu czy innych awangardowych kierunków w sztuce (w tym m.in. do suprematyzmu i abstrakcji geometrycznej). Krytyka nazywała jego postawę zamierzonym „eklektyzmem ikonograficznym” (A. Jarosz), lub: „malarską kroniką” historii ekspresji europejskiej. Czego dowodziły obrazy odwołujące się lub dialogujące z pracami m.in. Kirchnera, Muellera, Noldego, Muncha, van Gogha, choć także pojawiły się nawiązania do prac Beuysa, Immendorffa, Lupertza, Pencka, Bacona, czy Baselitza, a także Dwurnika i Markowskiego. Nitka malował również nieprawdopodobne zestawienia: w jednym obrazie zderzał sylwetki (lub ich prace) np. van Gogha z Mondrianem, bądź w łączeniu ekspresyjnego symbolizmu z abstrakcją; oraz zadziwiał podobnymi postmodernistycznymi „grami” z charakterystycznymi motywami, zaczerpniętymi z obrazów innych wcześniejszych malarzy. Nitka stwarza tu swój własny „kod” historii tego malarstwa, traktowany jako rodzaj „partytury” dla własnych kompozycji. Nieprzypadkowo swoją wypowiedź autorską poświęcił metaforze tzw. „dziurawego malarza”, co też w swej rozprawie habilitacyjnej uzasadnił tezą o noszeniu na swych barkach innego malarza.
Na omawianej wystawie znalazło się sporo prac tematycznie zaliczanych do owego „historyzującego” nurtu. Zarówno bowiem „pejzaż” wg Heckela z 2006 r. oraz praca pt. „Vincent” z 2023 r., „Zając myślę Beuys” z 2008 r., „Joseph Beuys” z 2010 r., „Mężczyzna w lesie” (Munch) z 2008r. czy „Pejzaż górski z orłami…L. Kirchnera” z 1994 r. zaliczają się do tej kategorii realizacji „upamiętniających” duchowych Mistrzów Nitki. Z pewnością jednak niemniej ważnym „mistrzem” albo intencjonalnym odniesieniem i wzorem będzie dla artysty odczuwana i ekspresyjnie przeżywana Natura – z jej żyjącymi albo „martwymi”, a znamiennymi atrybutami. Stąd w obrazach Nitki nieodmiennie pojawiają się w naturalnym sztafażu celowo dobrane zwierzęta: m.in. zające, wilki, psy, orły czy krukopodobne ptaszyska, ale też te symbolicznie traktowane zwierzęta bywają przedstawiane w ikonografii „martwej” natury. Także postacie ludzkie są malowane zwykle sylwetowo, bez wyrazistych cech identyfikacyjnych, chyba iż w szkicowo ujętych portretach – gdzie zbliża się on do osobowego podobieństwa. Ale i te warunki, wymagane w przedstawiającej sztuce figuratywnej, nie są tu przestrzegane. Dominuje zaś wyraźnie sensualistyczne podejście autora do tematu jego prac. Znamienne jest to w obrazach rzezanych mechaniczną piłą na deskach; w koniecznych uproszczeniach i skrótach formalnych ujawnia się szczególny rodzaj ekspresji – w pasji formowania materii drewna, w śladach pozostawionych po brutalnej, emocjonalnej ingerencji artysty w daną matrycę. Tu uwidacznia się owa spontaniczna gestualność twórczości Nitki – niekiedy prezentowana w formie performensów.
Kończąc ten skrótowy komentarz do wystawy, a nawiązując do jej tytułu – wolno stwierdzić, iż „Maler Nitka” (jak tytułował go G. Baselitz, w swej pracy graficznej podarowanej artyście) w swych intencjach potrafi ulegać wpływom owego umownego wiatru, który niesie ze sobą impulsy i bodźce tematyczne…i być może celnie pobudza artystę do adekwatnej reakcji. Stąd te gwałtowne gesty akceptujące „naturalne” siły, ale trzeba także dostrzec wyraźne oznaki oporu. Bo zdaje się, iż Nitka nie ulega tylko „podmuchom” codzienności, z jej presją kulturową (np. dominacją mediów, muzyki pop i rynku); on także sam dla siebie kreuje owe „burze” i gwałtowne wichry nacierających form i treści. Ale też potrafi odciąć się od tych zewnętrznych wpływów i poddać się refleksyjnej, melancholijnej atmosferze – co udowadnia także w swych obrazach. Gdy odwołuje się do swych ulubionych malarzy, podejmuje niejako trud ich ochrony przed skutkami owego wichru historii, który potrafi znieść pamięć o nich. Wewnętrznym „wichrem” Zdzisława Nitki jest być może właśnie jego pamięć o tych artystach i o wspólnocie sztuki.