„Batman: The Animated Series” to więcej niż tylko serial animowany o facecie przebierającym się za nietoperza. A może w ogóle nie jest to serial o Batmanie? Zastanówmy się dlaczego dzieło Bruce’a Timma i Erica Radomskiego po ponad 30 latach przez cały czas powoduje gęsią skórkę. Jak to możliwe, iż przez cały czas dla innych twórców bohaterszczyzny jest poprzeczką nie do przeskoczenia? Wróćmy do Gotham i spróbujmy wyłuskać z mroku jego sekrety.
Zanim o serialu „Batman”, to krótkie wprowadzenie i rys historyczny. Co jako dzieciak oglądałem w 1993 roku w telewizji? „Dobranocka”,
, „5-10-15”, „Domowe przedszkole”, „Z kamerą wśród zwierząt”, albo „Ziarno” (już wtedy uważałem ten program za creepy). Jedyną grozą była Buka w „Muminkach”, które w piątki emitowano w TVP. Groźnie brzmiał jeszcze niemiecki serial „Śmierć ucznia” w porannym paśmie TVP. Internetu nie było i jedynie mogłeś sobie człowieku poczytać ogłoszenia w telegazecie. Powiewem zachodu (ale ze wschodu) było anime „Annette” w TVP2. W Polsacie (a raczej w PolSacie, nadawali z Holandii) nic nie było, bo zaczynali pracę od 16:30, a „Wędrówki Pyzy” to nie była najostrzejsza kredka w piórniku. W weekendy było nieco lepiej: programy „Walt Disney przedstawia: „Kacze opowieści” i „Godzina z Hanną Barberą”. Można była jeszcze w soboty obejrzeć „Cudowne lata”, z których nic się nie rozumiało, ale piosenka była świetna (Joe Cocker „With a Little Help from My Friends”) i każdy podkochiwał się w Winnie Cooper. I nagle wszystko się zmieniło. Nastąpił wstrząs.
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na
Facebooka i

Pierwszy odcinek „Batman: The Animated Series” w TVP2 wyemitowano o 8:35 w piątek 18 czerwca 1993 roku. Powtórka o 16:50. Był to odcinek „On Leather Wings”/”Skrzydlate Monstrum” (w późniejszych tłumaczeniach „Skórzane skrzydła”). Jak taran gruchnęło we mnie intro z muzyką Danny’ego Elfmanna. Nie pamiętam, czy wziąłem dzisiaj rano wszystkie leki, ale doskonale pamiętam moment, gdy w 1993 roku poczułem ten horror, zobaczyłem scenę ze sterowcem nad chmurami i potworem przemykającym w mroku Gotham. Oczywiście nie wiedziałem, iż oglądam serial z opóźnieniem, bo odcinek premierę na świecie miał 5 września 1992 roku, ale kto by się tym wtedy przejmował? Nie miałem pojęcia czym są jakieś tam „sezony”, kim jest ten facet w masce nietoperza, ale wiedziałem, iż coś się zmieniło.
„Batman: The Animated Series” – turpizm dla dzieci
Historia serialu „Batman: The Animated Series” tak naprawdę zaczęła się w 1990 roku. Bruce Timm i Eric Radomski na zebraniu w Warner Bros. Animation dostali zlecenie na krótką serię o Batmanie. Kolejna animacja w sam raz na sobotni poranek jako tło do pożerania płatków? Nie tym razem. Timm i Radomski postanowili złamać schemat, a „każdy odcinek miał być jak film, tworzyć zamkniętą historię”. Zaczęli tworzyć „mrocznego Batmana na poważnie” i sięgnęli głęboko do jego komiksowych korzeni. Makabreska i kryminał w produkcji dla dzieci? Turpistyczna treść w ekspresjonistycznej formie? Ryzyko się opłaciło. Włodarze Warner Bros. jakimś cudem nie przerazili się wizji rodem z niemieckiego horroru „Gabinet doktora Caligari” i dali zielone światło, by zamiast kilku epizodów powstał serial z krwi i kości liczący 85 odcinków.

„Batman: The Animated Series” – lektor, dubbing i Kevin Conroy
Obsada „Batman: The Animated Series” to niedoścignione mistrzostwo. Dostaliśmy tak genialne role jak Ron Perlman jako Clayface, John Glover jako Człowiek Zagadka, Henry Silva jako Bane („scream my name! I will break you!”), Bob Hastings jako komisarz James Gordon, Robert Costanzo jako detektyw Harvey Bullock, Adrienne Barbeau jako Catwoman i Paul Williams jako Pingwin. Efrem Zimbalist Jr. był idealnie obsadzony jako Alfred Pennyworth! Komu śnił się po nocach Michael Ansara jako bezduszny Mr. Freeze czy David Warner jako demoniczny Ra’s Al Ghul? Kto miał koszmary, w których Henry Polic II jako Strach na Wróble, wyglądający jak odcięty wisielec z pętlą na gardle, mówił „fear is power”? Grozę budził Richard Moll jako Dwie Twarze – tego zachrypniętego głosu mordercy się nie zapomina.
CIEKAWOSTKA: Twórcom zależało, by dialogi były mięsiste, pełne prawdziwych emocji. Zapadła więc decyzja, by aktorzy nagrywali dialogi razem w studiu.

W 1993 roku Telewizja Polska emitowała serial z lektorem. Czytał genialny Marek Gajewski, którego po śmierci w 1995 roku zastąpił Zdzisław Szczotkowski. Gdy serial trafił do Polsatu, lektorem był mistrz nad mistrzami, czyli Mirosław Utta. Po latach serial został zdubbingowany. Batmanem byli Radosław Ferenc i Radosław Pazura. To już nie to samo. Kasując głos Kevina Conroya i śmiech Marka Hammila/Jokera to tak jakby wyrwać produkcji serce.
Co ciekawe, Kevin Conroy początkowo miał zagrać w serialu Dwie Twarze. Głosem Jokera początkowo był Tim Curry (ten z „TO”), ale nagrał tylko cztery odcinki i zastąpił go Mark Hammil. Legenda głosi, że Anthony Hopkins miał zostać Mr. Freezem, ale kooperacja nie doszła do skutku.

Głos szaleństwa, najlepsi psychopaci
Bruce Timm i Eric Radomski nie chcieli tworzyć kolejnego generycznego serialu, w którym rycerz bez skazy tłucze bandytów. To miała być „opowieść o ludziach, uczuciach i emocjach”. Forbes opisuje „Batman: The Animated Series” jako „pure realism and life-size storytelling”. Powstał dramat noir, w którym bohaterszczyzna była jedynie dodatkiem, a każdy łotr miał wiarygodne motywacje. Chrzanić bombastyczne historie o ratowaniu świata i inwazjach z kosmosu. W cieniu monumentalnych gmachów Gotham rozgrywały się intymne i romantyczne katastrofy.
„Batman: The Animated Series” to przede wszystkim przeciwnicy Batmana – galeria zdeformowanych postaci. Ich brzydota nie wynika jedynie z wyglądu, ale z psychicznych deformacji. Wykluczeni społecznie, dręczeni przez obsesje, choroby, szaleństwo, w starciu z którymi Batman staje się antagonistą. To właśnie na potrzeby tego serialu stworzono ikoniczną Dr Harleen Quinzel / Harley Quinn (głos Arleen Sorkin), tkwiącą w toksycznym i przemocowym związku z Jokerem. Poznaliśmy tragiczną historię Clayface’a („Feat of Clay”) – aktora oszpeconego w wypadku, który chcąc odzyskać twarz, pada ofiarą szantażu i uzależnienia od środków chemicznych. Finalnie zamienia się w amorficznego potwora, tracąc człowieczeństwo. Z uzależnieniem zmagał się także Bane – sportowiec eksperymentujący z nielegalnymi sterydami.

Mary Louise Dahl/Baby Doll, to 30-letnia aktorka zmagająca się z chorobą genetyczną – jest uwięziona w ciele dziecka. Gdy zostaje odrzucona przez branżę filmową, pogrąża się w szaleństwie i zemście. I jak większość ikonicznych przeciwników Batmana, jest lustrzanym odbiciem jego problemów psychicznych. Oboje nie mogą dorosnąć – on psychicznie, ona fizycznie. Bruce Wayne wciąż jest przecież dzieckiem, które utknęło w momencie, gdy zamordowano jego rodziców. W którym innym serialu animowanym, dorosły uwięziony w ciele dziecka, mający problemy z samoakceptacją, dokonałby porwania, próby morderstwa i zamachu? W tamtych czasach to był szok, gdy Baby Doll symbolicznie popełniła samobójstwo strzelając do lustra i zabijając swojego największego wroga.

Dwie Twarze miał psychologiczne problemy jeszcze zanim przeszedł fizyczną przemianę. Brzuchomówca Ventriloquist miał naprawdę chore relacje ze swoją lalką o imieniu Scarface. The Mad Hatter miał obsesję na punkcie miłości i kontroli. Nie radził sobie z odrzuceniem przez sekretarkę, w której się zadurzył. Zaczął więc używać technologii, by stworzyć iluzoryczny świat. The Clock King to klasyczny przykład neurozy. Obsesja na punkcie precyzji doprowadziła go do destrukcji.
A sam Batman? Tym razem to nie Mroczny Rycerz był maską dla Bruce Wayne’a, ale Wayne był maską dla Mrocznego Rycerza.
Mr. Freeze w odcinku „Heart of Ice” (łamiące sercezakończenie z pozytywką) zadebiutował nie jako kiczowaty przestępca z komiksów znany od 1959 roku. Teraz popełniał przestępstwa, by uratować życie żony. Zaczęła się kilkuodcinkowa historia, kontynuowana w filmie „Batman & Mr. Freeze: SubZero”, serialu „The New Batman Adventures” (odcinek „Cold Comfort”), mająca swój finał w serii „Batman Beyond” i odcinku „Meltdown”. To właśnie serial „Batman: The Animated Series” nadał tej postaci głębi i na nowo zdefiniował ją w uniwersum DC.
CIEKAWOSTKA: W odcinku „Heart of Ice” Batman krzyknął „My God!”, a przecież odniesienia do religii były wtedy zakazane. Po latach telewizja Toon Disney wycięła ten fragment. Ocenzurowała również samego Freeze’a i kwestię „I’d kill for that”.

Miasto Gotham jako czarny charakter
Miasto Gotham w „Batman: The Animated Series” to straszne i mroczne miejsce. To co widzimy to często jedynie prześwity i fragmenty obrazu w absolutnej ciemności. Niczym na obrazach Caravaggia, którzy wyrzekł się piękna, światło w Gotham tworzy dramatyczne, ekspresjonistyczne kontrasty, często oddając w ten sposób stan psychiczny bohaterów. Brzydota architektury staje się odbiciem moralnej kondycji mieszkańców tego molocha.
CIEKAWOSTKA: Architektoniczne zderzenie gotyku z retrofuturyzmem, twórcy nazwali „dark deco”.
Co ważne, Gotham nie jest jedynie sceną na której aktorzy odgrywają swoje role. Jest pełnoprawnym antagonistą, który definiuje relacje i nadaje bieg wydarzeń, wciąga w ciemność i deprawuje.
Sukces Batmana. Nie tylko nostalgia
Za mrocznie i za poważnie? Scenarzysta komiksowy Geoff Jones uważa, iż właśnie dlatego produkcja odniosła taki sukces i stała się ponadczasowa. Była „bardzo na poważnie, ale nie zbyt poważnie, więc widzowie wierzyli w ten świat”. Co ważne, ten serial przede wszystkim traktował na serio widzów. Kino superbohaterskie, by dojrzeć do takich historii i postaci, potrzebowało jeszcze wielu lat. I chociaż serial „Batman: The Animated Series” pokazywał przemoc poza ekranem, ukrywał ją w mroku, to choćby dzisiaj, w erze gloryfikacji przemocy, gdy traktuje się ją niczym p*rnografię, rzadko bywa ona aż tak brutalna (nie tylko fizycznie). W 1997 roku premierę miał serial „Todd McFarlane’s Spawn”, ultra brutalny, makabryczny, epatujący brzydotą… ale i tak nie uderzał tak mocno jak serial o Batmanie.
Jak podsumowuje Scott Mendelson na łamach Forbes, „to serial animowany, który możemy przekazywać z pokolenia na pokolenie, jako dzieło definiujące postać Batmana”. Warto się zastanowić jak ta produkcja zdefiniowała nas, czyli dzieciaki lat dziewięćdziesiątych. Zamiast oferować kolejną genetyczną kreskówkę, biały szum do posiłku, Bruce Timm i Eric Radomski, dali nam głębokie historie, których wtedy może i nie rozumieliśmy, ale ten dorosły, brutalny i mroczny świat nas intrygował. Po latach nasze oczy, już dobrze znające ciemność, widzą więcej w mroku Gotham. pozostało bardziej przerażające i wciągające.
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na
Facebooka i