Głównym bohaterem "Babć" jest Joe (Vince Vaughn w wersji "misia z sąsiedztwa"), który po śmierci ukochanej matki czuje się całkowicie zagubiony. Życie wymyka mu się z rąk, a codzienność robi się pusta i bez smaku. W akcie desperacji – albo inspiracji – Joe postanawia zainwestować pieniądze z polisy po mamie w coś szalonego: otworzyć restaurację, w której gotować będą… starsze kobiety z włoskimi korzeniami. Czyli tytułowe "nonnas".
Brzmi jak przepis na katastrofę albo komedię pomyłek? Na szczęście Stephen Chbosky, reżyser znany z "The Perks of Being a Wallflower" (polski nietrafiony tytuł brzmiał "Charlie") i "Cudownego chłopca", nie idzie w tandetę ani żarty z TikToka. Zamiast tego dostajemy film ciepły, oparty na emocjach, który mimo iż bywa sentymentalny, nie wpada w patos.
O czym są "Babcie" Netfliksa? To film oparty na faktach
Choć "Babcie" wyglądają jak klasyczny feel-good movie, całość oparta jest na faktach. Inspiracją była historia Joego Scaravelli, który po śmierci matki otworzył w 2007 roku na Staten Island w Nowym Jorku restaurację Enoteca Maria. Zatrudnił tam starsze kobiety z różnych regionów Włoch, które gotowały domowe dania ze swoich rodzinnych stron. Lokal działa do dziś i zyskał międzynarodową sławę jako miejsce, gdzie kuchnia łączy pokolenia, a przepisy są przekazywane z serca do serca.
W filmie nie mamy może dokumentalnej dokładności, ale jest za to coś ważniejszego – włoski duch, który pachnie czosnkiem, oliwą i miłością.
Joe kompletuje swoją ekipę przez ogłoszenia i znajomości z przeszłości. Roberta (Lorraine Bracco) to szorstka przyjaciółka matki, Teresa (Talia Shire) – była zakonnica, Antonella (Brenda Vaccaro) – wdowa z temperamentem, a Gia (Susan Sarandon) – fryzjerka matki Joego i mistrzyni deserów. Każda z nich wnosi do kuchni coś innego, nie tylko kulinarnie, ale też życiowo.
Babcie są naprawdę cudowne. Bracco, Shire, Vaccaro i Sarandon tworzą barwną, dojrzałą ekipę, która mogłaby spokojnie dostać swój własny spin-off. I jak wspaniale jest zobaczyć na ekranie aktorki po siedemdziesiątce. "Nonnas" dają starszym aktorkom przestrzeń do pokazania siebie w rolach innych niż stereotypowe "dziwaczki" czy "seniorki z problemem alkoholowym". Więcej takich filmów prosimy!
Film "Babcie" jest przewidywalny, ale... to nic
To wszystko brzmi jak podręcznikowy comfort movie? Pewnie – scenarzystka Liz Maccie skrupulatnie odhacza wszystkie punkty charakterystyczne dla uroczych komediodramatów.
Ale to jeden z tych przypadków, gdzie schemat działa, bo jest wykonany z sercem. Film nie sili się na oryginalność – i dobrze. Oglądamy znajome motywy: remont lokalu, pierwsze porażki, lokalną społeczność, która z początku kręci nosem, a potem zakochuje się w nowym miejscu. Jest też obowiązkowy, choć niepotrzebny romans (Linda Cardellini) i choćby wątek z listem zostawionym przez matkę.
Fabułę można bez trudu przewidzieć – i w tym tkwi jej urok. To taki film na niedzielne popołudnie, kiedy chcemy, iż było miło, przyjemnie, uroczo.
Ale wszystko to łączy się w spójną całość, bez nadęcia i zbędnego dramatyzmu. Wzruszają nie tylko sceny z Joem wspominającym matkę, ale też momenty, w których cztery bohaterki mogą znów poczuć się potrzebne.
W świecie, który często odstawia starsze kobiety na boczny tor, "Babcie" są jak powiew świeżego powietrza. Żadna z postaci nie jest tu tylko ozdobą – mają swoje historie, swoje lęki i swoją przeszłość. Szczególnie piękna jest scena, w której piją razem limoncello i rozmawiają o miłościach, które minęły, błędach wychowawczych i zmarłych mężach. Aż chciałoby się pobyć z nimi dłużej.
Ale czy film "Babcie" skupia się na gotowaniu (umówmy się, to bardzo ważne pytanie!)? Tak i nie. Są tutaj apetyczne ujęcia sosów, mięsa i makaronów, ale hit Netfliksa nie jest kulinarnym poematem w stylu "Bulionu i innych namiętności" z 2023 roku. To raczej opowieść o tym, jak kuchnia może być narzędziem do leczenia ran i budowania więzi. Jak napisał jeden z zagranicznych recenzentów: "To nie dania są tu daniem głównym – to ludzie, którzy je podają". Słowem: fani kulinariów mogą być nieco zawiedzeni.
Czy warto obejrzeć "Babcie"? Tak – jeżeli masz ochotę na ciepły film i... miskę makaronu.
Głównym składnikiem filmu są po prostu emocje, czułość, humor. Nie ma tutaj szalonych gagów, jest za to urocze przekomarzanie się przy garach i sprzeczki o to, czy lepszy jest makaron z północy, czy z południa Włoch.
"Babcie" nie są filmem wybitnym, ale są filmem dobrym – mądrym w swojej prostocie, trafiającym w czuły punkt i pełnym serca. Pokazują, iż wiek nie musi oznaczać końca bycia potrzebnym, a śmierć bliskiej osoby – choć wydaje się końcem świata – wcale nim nie jest. Wspólne gotowanie staje się tu sposobem na leczenie ran, budowanie więzi i odnajdywanie sensu, gdy życie traci smak.
To kino, które otula jak ciepły koc i parująca micha makaronu. Idealne do obejrzenia z mamą, babcią, partnerem, partnerką albo w samotne, leniwe popołudnie. Może nie zostanie z tobą na zawsze, ale "zrobi ci dobrze" i przypomni, iż najprostsze rzeczy mają czasem największą moc.