Stałam przed lustrem w łazience, w dłoni trzęsła się moja tubka tuszu. Ostatni raz tak starannie się malowałam siedem lat temu, przed pamiętnym przyjęciem firmowym, gdzie poznałam Krzysztofa. Zostawił nas rok po narodzinach syna, „wspaniałomyślnie” zostawiając nam mieszkanie.
Moja ręka sięgnęła po znajomy błyszczyk, ale nagle złapała szminkę w ognistym odcieniu. Leżała nietknięta od czasu, gdy stałam się po prostu „mamą Jasia”.
Telefon zawirował na krawędzi umywalki, z hukiem spadając na podłogę. Dłoń z pędzelkiem zadrżała, zostawiając czarną smugę przy skroni. Magda dzwoniła po raz trzeci w ciągu godziny.
– W ogóle się wybierasz? – jej głos brzmiał rozdrażniony w słuchawce. – Miałaś podjechać po mnie godzinę temu!
Przygryzłam wargę, spoglądając przez uchylone drzwi na Jasia. Syn siedział przed telewizorem, otoczony pierścieniem z płatków kukurydzianych. Przełknęłam gulę w gardle.
– Muszę znaleźć nową nianię.
– Co?! – Magda aż sapnęła. – Mówiłaś, iż wszystko załatwione!
– Tamta w ostatniej chwili się wycofała.
Cisza w słuchawce stała się gęsta i ciężka. Wiedziałam, co myśli Magda: „Znowu Agata nie daje rady”. Pięć lat sama z dzieckiem, a wciąż nie nauczyłam się przewidywać takich sytuacji.
– Mamo! – Jaś pojawił się w progu, zostawiając za sobą ślad płatków. – Tata dziś przyjedzie?
Zatrzymałam oddech. To pytanie padało w każdy piątek, choć były mąż nie palił się do kontaktu z naszym dzieckiem. I sama nie naciskałam zresztą.
– Nie, słoneczko – poprawiłam mu kołnierzyk. – Ale dziś będzie u ciebie najlepsza niania na świecie!
Laptop wyświetlił dziesiątki ofert po wpisaniu „niania na już”. Baner „Babcia na godziny”, ze zdjęciem uśmiechniętej staruszki, wydawał się kpiną. Moja własna matka od trzech lat mieszkała w Sopocie. Nasze relacje były napięte – nie chciałam jej martwić swoimi problemami, a ona zarzucała mi, iż się odsunęłam.
Kliknęłam „Zadzwoń”.
Dokładnie o 19:03 dzwonek do drzwi przerwał ciszę naszego mieszkania.
Kobieta w progu wyglądała, jakby zeszła ze stron podręcznika z czasów PRL-u. Wysoka, wyprostowana, w szarym kostiumie i nieskazitelnie białej bluzce. Jedyny nietypowy szczegół – staroświecka broszka w kształcie sowy na klapie.
– Zamówiła pani nianię? – Jej głos był wyraźny, z lekką chrypką, jak u kogoś przyzwyczajonego, iż się go słucha.
Odsunęłam się machinalnie, wpuszczając nieznajomą. Po raz pierwszy poczułam się gościem we własnym domu.
– Tak, ale… spodziewałam się…
– Kogo konkretnie? – odwróciła się gwałtownie, broszka błysnęła w świetle żyrandola. Nie znalazłam odpowiedzi. Kobieta wcale nie przypominała roześmianej babci z reklamy.
Za moimi plecami rozległo się tupot bosych stóp. Jaś wpatrywał się w jej surowy strój:
– Pani jest jak ta pani dyrektor z bajki?
– Jasiu! – instynktownie zasłoniłam go sobą.
Kobieta prychnęła. Pochyliła się i niespodziewanie obdarzyła mojego syna ciepłym uśmiechem.
– Spostrzegawczy chłopiec. Ale dziś jestem po prostu Wanda Nowak. Twoja niania. Na ten wieczór.
Zdjęła żakiet płynnym ruchem, jak chirurg zdejmujący rękawiczki po operacji, i powiesiła go na wieszaku. Objęła salon bystrym, zawodowym spojrzeniem.
– Proste zasady. Pani wychodzi. Może pani dzwonić, ale tylko w ważnej sprawie. Zajmę się dzieckiem, a pani nerwowe telefony nam niepotrzebne.
Przygryzłam wargę, gdy jej palec sunął po półce, sprawdzając kurz.
– Ma pani referencje?
Wanda Nowak odwróciła się i w jej oczach dostrzegłam coś dziwnie znajomego:
– Trzydzieści pięć lat jako przedszkolanka. Wychowałam niejedno pokolenie. Jaś będzie pod dobrą opieką.
* * *
Deszcz smagał szyby kawiarni, rozmywając światła miasta. Spóźniłam się dwadzieścia minut – tyle zajęło mi przekonanie siebie, iż Jaś jest bezpieczny.
– Agata, nareszcie! – Magda machnęła ręką. Jej manicure, jak zawsze, był perfekcyjny – różowy, bez skazy. – Zamówiliśmy ci herbatę.
Marek wstał na mój widok, niezgrabnie poprawiając okulary. Spotykaliśmy się dopiero dwa miesiące. To Magda nas zestawiła – był jej szkolnym kolegą po trudnym rozwodzie.
– Przepraszam za spóźnienie – powiesiłam mokry płaszcz na oparciu krzesła. – Musiałam znaleźć nianię w ostatniej chwili.
Magda zmrużyła oczy – ten sam wzrok, który pamiętałam z czasów studiów:
– Co się stało z panią Marią? Mówiłaś, iż umówiłaś się z nią na cały miesiąc.
Sięgnęłam po cukier, unikając jej spojrzenia:
– Znalazła lepszą ofertę.
Marek delikatnie podsunął mi mleko – zawsze dodawałam je do herbaty.
– Nowa niania jest godna zaufania? – zapytał ostrożnie.
– Co za różnica? – Magda przerwała, wymachując widelcem. – choćby teściowej nie pozwalasz się zbliżyć do Jasia, a jakiejś obcej…
Telefon w kieszeni zadrżał. Wiadomość głosowa od Jasia:
„Mamo, pani Wanda znalazła twój łańcuszek w pudle z rzeczami taty. Mówi, iż boli cię na niego patrzeć, więc schowałaś”.
Palce same ścisnęły telefon. Ten łańcuszek dostałam od Krzysztofa w rocznicę. Rzeczywiście schowałam go z jego rzeczami…
– Agata? – Marek pochylił się. – Co się stało? Co to znaczy?
Magda wyrwała mi telefon:
– Co to za… – zaklęła. – Ta niania przeszukuje twoje rzeczy?!
Nadeszła kolejna wiadomość:
„I iż boli cię plecy od zmęczenia. Pani Wanda obiecała dać ci dobrą maść”.
Marek zerwał się, przewracając szklankę:
– Odwiozę cię do domu.
– Czekaj – Magda złapała mnie za rękę – rozgryźmy to. Wynajęłaś jakąś…
– To była sprawdzona strona! – mój głos załamał się. Kilku gości odwróciło głowy. -Nazajutrz rano, gdy światło wpadające przez firankę rozproszyło cienie nocy, po raz pierwszy od dawna obudziłam się z uczuciem, iż nie jestem już sama w tej walce.