Ateciaki nie płaczą

filmweb.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: plakat


W Polsce mamy tradycję – kochać policję. Przecież, gdyby było inaczej, repertuary kin i ramówki stacji telewizyjnych nie obfitowałyby we wszelkiej maści opowieści o mundurowych: od bitych od sztancy paradokumentów przez serialowe adaptacje bestsellerowych kryminałów po wysokobudżetowe akcyjniaki o niebezpiecznych kobietach i wściekłych psach. o ile uznamy, iż istnieją obiektywne kryteria oceny filmu, to w kraju nad Wisłą jednym z nich jest liczba pagonów na minutę projekcji. Dobrą koniunkturę na fikcję policyjną postanowił wykorzystać Kacper Wysocki, który z pomocą gatunkowych wyjadaczy (zarówno tych zza, jak i sprzed kamery) stworzył serial sensacyjny czystej wody. "Idź przodem, bracie" to gratka dla miłośników ekranowej rozwałki spod znaku policjantów i złodziei – zarówno szalikowców Lee Childa, jak entuzjastów Taylora Sheridana.

Piotr Witkowski, Konrad Eleryk
  • Netflix
  • Robert Pałka

Oskar Gwiazda (Piotr Witkowski), protagonista netfliksowego serialu, jest raczej oczywistym pretendentem do miana polskiego Jacka Reachera. Może deczko niższy, ale za to równie barczysty; chłop na schwał, który ponad siłę argumentów stawia argument siły. To podejście zresztą jest jedną z przyczyn jego codziennych problemów. Mimo iż były antyterrorysta jest specjalistą w pieprzeniu sobie życia na własne życzenie, nie wszystkie perypetie w "Idź przodem, bracie" można zrzucić na karb jego lekkomyślności czy też porywczości. Fatalna sytuacja Oskara jest wypadkową szeregu osobistych dramatów. Najpierw traci pracę w policji wskutek ataku paniki, który kosztował życie jego kompana i niemal zniweczył obławę. Następnie ojciec-hazardzista popełnia samobójstwo, zostawiając po sobie bez liku nieprzyjemnych wspomnień i dług na kilka milionów. Wreszcie zaś butny lichwiarz otwiera w jego domu zamtuz.

Życie jego siostry (Aleksandra Adamska) i szwagra (znakomity Konrad Eleryk) wcale nie jest lepsze. Sylwek dwoi się i troi, aby zapewnić ciężarnej Marcie wikt i opierunek, ale jedyne, na co go stać, to szopa na łódzkim nieużytku, którą stara się z policyjnej pensji ocieplić. Oskar jest przekonany, iż zarówno on, jak i jego bliscy nie zasługują na to, aby tak żyć. Dlatego postanawia napaść na bezczelnych biznesmenów, którzy kręcą wałki na Vacie i zwałę z takich jak oni. Nie wie jednak, iż zabawą w Robin Hooda ściągnie na siebie uwagę lokalnych gangsterów i idących z nimi pod rękę skorumpowanych służb.

Piotr Adamczyk, Agnieszka Wagner
  • Netflix
  • Robert Pałka

Potyczki z łódzką mafią są pretekstem dla trzymających w napięciu, fenomenalnych scen akcji. "Idź przodem, bracie" to pokaz choreograficznej śmiałości, jakiej nie powstydziłby się ani Chad Stahelski, ani Gareth Evans. Mówiąc, mamy "The Raid" w domu, nie robię tego z sardonicznym uśmieszkiem. Serial Kacpra Wysockiego naszpikowany jest efektownymi strzelaninami oraz dynamicznymi bijatykami, będącymi dowodem produkcyjnego rozmachu oraz biegłości ekipy filmowej. Na planie netfliksowego przeboju udało się zebrać istny wunderteam: odpowiedni rytm widowiskowym starciom nadał odpowiedzialny za choreografię walk Piotr Wojtkowski, inscenizacyjnym wyczuciem popisał się reżyserujący Maciej Pieprzyca, z kolei stojący na czele pionu operatorskiego Witold Płóciennik zadbał o to, aby kamera starannie podążała za każdym ciosem.

Twórcy "Idź przodem, bracie" nie silą się na realizm – prawdopodobieństwo złożyli na ołtarzu frajdy. Opowieść o niegdysiejszym ateciaku jest jak ta naparzanka znaleziona na VHS, w której absurd goni absurd, a bohaterowie bywają niedorzeczni, ale nadrabiają charyzmą. O ile w ramach konwencji pewne przegięcie jest uzasadnione, o tyle w zestawieniu z opowiadaną przez Wysockiego historią rodzi groteskowy kontrast. Można odnieść wrażenie, iż scenarzysta stara się chwycić dwie sroki za ogon, czego efektem jest tekst nieco niezborny. Z jednej strony "Idź przodem, bracie" to pulpowy akcyjniak, w którym wszystkie chwyty są dozwolone, z drugiej to kameralny dramat o ekonomicznej niesprawiedliwości popychającej do radykalnych czynów. Na szczęście Wysockiego i spółki obie płaszczyzny opowieści są na tyle atrakcyjne, iż łatwo na owo rozwarstwienie przymknąć oko.

Marcin Kowalczyk
  • Netflix
  • Robert Pałka

Wbrew obiegowej opinii to nie piąchy i giwery, tylko strona obyczajowa stanowi o sile netfliksowej produkcji. W perypetiach byłego oficera pobrzmiewają echa "Aż do piekła". Wysocki, podobnie jak David McKenzie i Taylor Sheridan, ma słabość do zaglądania za margines. Prawdy o współczesności poszukuje w zwichrowanych życiorysach osób pod butem wielkiego kapitału. W tym wypadku stwierdzenie, iż rednecki i łodzianie są po jednych pieniądzach, nie jest nadużyciem. Oskar i Sylwek mają przeciwko sobie świat finansjery. To nierówna walka, stąd trudno im się dziwić, iż rozwiązania doszukują się w działaniach na przekór literze prawa. Wysocki jednak nie relatywizuje zła, nie opowiada kiczowatej opowiastki o poczciwych złodziejaszkach. Dla swoich bohaterów nie ma litości – każda chybiona decyzja pociąga za sobą szereg dotkliwych konsekwencji.

Kryminalna intryga w "Idź przodem, bracie" jest wyłącznie dopełnieniem historii pokiereszowanych przez los postaci. Wysocki już w "Klangorze" i "Informacji zwrotnej" udowodnił, iż zależy mu przede wszystkim na szkicowaniu osobistych dramatów. Od początku interesowały go opowieści o komunikacyjnych trudach i (nierzadko uwierających) rodzinnych więzach. Scenarzysta przekonuje, iż podobne problemy występują po obu stronach barykady. Trudna relacja Oskara z ojcem jest powodem jego poczucia winy, które popycha go ku najgorszym rozwiązaniom. Nie inaczej jest w wypadku Damiana (Marcin Kowalczyk), najemnika, który ustawicznie musi udowadniać swojemu rodzicowi lojalność. Również tytułowe braterstwo okazuje się płaszczyzną nieporozumień i konfliktów. Ten najciekawszy dotyczy Grześka (Michał Filipiak), fajtłapowatego syna gangstera, widzącego w młodszym bracie nie tyle wzór do naśladowania, co wzór niedościgniony – przyczynę swojej wątłej samooceny.

Piotr Witkowski
  • Netflix

Niezgułowaty Grzesiek jest postacią interesującą dwójnasób. Nie tylko podważa popkulturowy wizerunek niewzruszonego, zimnokrwistego mafiosa, ale również kwestionuje zakłamany obraz męskości forsowany od dekad przez kino akcji. Wysocki wziął na tapet silnie zmaskulinizowany gatunek, jednakże charakterystyczny dlań przebrzmiały maczyzm wrzucił między bajki. Co prawda, Oskar i Sylwek wyglądają jak kulturyści, ale za fasadą naprężonych do granic możliwości muskułów skrywają wrażliwość i troskliwość. Widoczne jest to zwłaszcza w kreacji zlęknionego Gwiazdy, który zawodowo gruchota kości, a zarazem boryka się z nawracającymi atakami paniki i zespołem stresu pourazowego. Słabości uwiarygadniają postacie, przez co emocjonalne uczestnictwo w przygodach Oskara i jego hardych kompanów jest wyjątkowo łatwe.

Scenariuszowi "Idź przodem, bracie" można sporo zarzucić, wszak dialogi nie są tak bystre jak w "Klangorze", tu i tam znajdzie się dziura fabularna, a część rozwiązań zdaje się głupia choćby w granicach konwencji. Mimo to trudno przywołać produkcję z ostatnich lat, która sprawdza się zarówno jako naszprycowany testosteronem, sensacyjny spektakl, jak i poruszający, introspektywny dramat rodzinny (czy tam społeczny). o ile jakiś szaleniec zleciłby mi napisanie tagline'u serialu Wysockiego, Pieprzycy i Płóciennika, nie musiałbym się długo zastanawiać nad jego treścią. Odpowiedź jest oczywista: ateciaki też płaczą.
Idź do oryginalnego materiału