Armada, tom 6 – recenzja komiksu. Au revoir, Morvan!

popkulturowcy.pl 3 godzin temu

Przy recenzji tomu 5, hucznie obwieszczałem, iż to już koniec serii Armada na jakiś czas, a tu niespodzianka! Egmont wydał kolejny, 6 już tom tej francuskiej epopei science-fiction.

Armada jest naprawdę dziwną lekturą. Pierwszy tom zbiorczy, wydany jeszcze 3 lata temu, absolutnie mnie zachwycił i czułem się trochę jak mały Jim Hawkins. A potem? A potem seria miała wzloty i upadki. Dwa zeszyty dobre, dwa złe. Jeden zeszyt zły, dwa dobre, znowu trzy złe i tak cały czas. Najświeższy tom? Ta sama sytuacja, ale z pewnym haczykiem i małym promykiem nadziei. 6 część zbiorczego wydania komiksu Armada oferuje w sobie 3 dotychczas niewydane w Polsce albumy.

Pierwszy zeszyt pod tytułem Ewakuacja jest tym, czego w dziele Morvana i Bucheta naprawdę nie lubię. Nieskazitelna, niepokonana Navis, która ratuje uciemiężonych spod jarzma niesprawiedliwości i zła. Tym razem fabuła dotyka problemu imigracji i szukania azylu, a Morvan w bardzo charakterystyczny dla siebie, mało subtelny sposób stara się wcisnąć swój światopogląd czytelnikowi. Wszystko jest czarno-białe, a przy tym okropnie nudne. Główna fabuła (o ile rzeczywiście jakaś w ogóle była na tamten moment zaplanowana) stoi w miejscu, tak samo jak i sami bohaterowie. Po lekturze Ewakuacji sam chciałem się ewakuować z recenzji tego komiksu. I wtem…

Jean-David Morvan, scenarzysta serii, porzucił swoje dziecko! Czemu? Niestety, nie znalazłem takich informacji w Internecie. Armada przeszła pod opiekę dotychczasowego rysownika, Philippa Bucheta. Efekt? Natychmiastowa zwyżka formy! Zarówno Przeniesienie jak i Sprawa Osobista okazały się znacznie ciekawsze i zwyczajnie lepsze niż bezpłciowa Ewakuacja i większość ostatnich zeszytów. Przeniesienie skupia się wokół pewnego plemienia, które wygna jedną ze swoich mieszkanek, gdy ta porwie się na próbę morderstwa córki wodza. Sprawa Osobista to natomiast powrót tematu innych przedstawicieli rasy ludzkiej, ale nader wszystko zarysowanie fabuły na przyszłe zeszyty. Oba albumy są niemalże odwrotnością stylu pisania, które prezentował dotychczas Morvan.

W końcu coś się zaczyna dziać! Czuć, iż historia dokądś rzeczywiście zmierza. Z jednej strony – trochę późno, bo czekaliśmy na to ponad 26 lat, ale z drugiej – lepiej późno, niż wcale. Ostatnie zeszyty nie oferowały dobrych pod względem interesującego scenariusza rozterek natury moralnej. Jak już wspomniałem, wszystko było żenująco wręcz czarno-białe. Buchet – ku mej uciesze – zmienia to i wprowadza sporo odcieni szarości. Nie poucza czytelnika i nie narzuca mu swojego sposobu myślenia, a daje mu pole do samodzielnego myślenia. Wciąż jednak brakuje mi rozwoju bohaterów, jakichś głębszych przemian, wątków pobocznych, które by wytworzyły swego rodzaju więź między czytelnikiem a daną postacią. Ja tej więzi zdecydowanie nie odczuwam, ale, hej – znowu, widać poprawę. Chociażby Navis nie jest już tak krystalicznie dobra we wszystkim, co robi i popełnia kilka błędów, dzięki czemu łatwiej możemy jakoś się z nią utożsamić, a co za tym idzie – polubić. Szkoda również, iż seria przestała tak szokować, jak to miało miejsce w pierwszych tomach. Przez lata, Sillage zatraciła swój pazur.

Odniosłem wrażenie, iż w momencie przejęcia roli po Morvanie, rysunki Bucheta nieco straciły na jakości. Szkoda, bo Armada zawsze trzymała wysoki poziom pod tym względem, niemniej jest to zrozumiałe. jeżeli szata graficzna serii ma nieco obniżyć loty, ale za to dostaniemy (w końcu) lepszy scenariusz, to ja jestem za taką wymianą jak najbardziej za.

Wydaje mi się, iż od debiutu Armady na rynku w 1998 roku, seria ewidentnie nie wykorzystała drzemiącego w niej potencjału. Przez 26 lat otrzymaliśmy 24 albumy (tylko jeden, najnowszy, nie został dotychczas wydany w Polsce) i śmiem twierdzić, iż co najmniej połowa z tych komiksów była raczej kiepska. Jasne, zdarzyło się kilka dobrych, a garstka naprawdę wybitnych, ale to wciąż bardzo niekorzystny stosunek jakościowy. Nie wiem, jaki plan na Armadę miał Morvan i czemu zrezygnował z dalszego pisania przygód Navis. Ja jednak jestem z tego powodu wniebowzięty, bo przez ponad 2 dekady pod jego kierownictwem, ta epopeja science-fiction stała adekwatnie w miejscu.

Jak będzie za Bucheta? Podejrzewam, iż albo dostaniemy jeszcze 2-3 tomy i rozwiązanie całej fabuły, albo francuski autor rzeczywiście uwolni te pokłady potencjału, jaki oferuje świat Armady i seria odżyje, nabierze rozgłosu i ponownie zagości w świadomości czytelników. Mi, przyznam, trochę już brzydko mówiąc wisi, co będzie dalej z Navis i jej kompanią. Wszyscy mają swoje granice, a mi naprawdę znudziło się już wmawianie sobie kolejny raz, iż po zniżce formy przyjdzie zwyżka i się już utrzyma. Chciałbym z zapałem czekać na rozwój wydarzeń, ale mówię sobie dość. I mówię to po 3 latach mojej przygody z Armadą – ciekawe, co muszą czuć fani serii, śledzący ją od 1998 roku…

Idź do oryginalnego materiału