Arlie Russel Hochschild o tym, czego wstydzi się prawica

magazynpismo.pl 3 godzin temu


„Kiedy powiedziałem w domu, iż jestem neonazistą, rodzice mnie wydziedziczyli” – wyznał w pani najnowszej książceSkradziona duma. Strata, wstyd i triumf prawicyjeden z jej bohaterów, Matthew Heimbach. Dlaczego pani, profesorka socjologii, miała ochotę rozmawiać z organizatorem marszów skrajnej prawicy, człowiekiem odrzuconym przez własnych rodziców?

Kiedy wracałam do Berkeley w Kalifornii, wiele osób zadawało mi podobne pytania. „Och, dlaczego rozmawiasz z tymi ludźmi? To zwolennicy Trumpa, to faszyści!”

Newsletter

Aktualności „Pisma”

W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.

Zapisz się

Więc dlaczego pani to robi? Piętnaście lat temu zaczęła pani badania amerykańskiej populistycznej prawicy. Najpierw spędziła pani wiele lat, poznając członków libertariańskiej Tea Party w Luizjanie, czego efektem byliObcy we własnym kraju, uznani przez „New York Timesa” za jedną z najważniejszych książek pozwalających zrozumieć fenomen Donalda Trumpa. Ostatnio wiele czasu spędziła pani w Kentucky, rozmawiając z jego wyborcami. Co tam panią ciągnie?

Na co dzień żyję w liberalnej bańce. Społeczność uniwersytecka w Berkeley jest bardzo lewicowa choćby na tle liberalnej Kalifornii. Uwielbiam naszą społeczność, to jest moje miejsce. Ale kilkanaście lat temu zaczęłam się niepokoić tym, co nadchodzi. Czułam się jak wrona siedząca na szczycie drzewa i ostrzegająca, iż zbliża się lis: „kra, kra”. Czułam, iż muszę zrobić coś więcej. Że muszę spróbować zrozumieć, co się dzieje wokół. Nie tylko w mojej bańce, ale też w miejscach, w których ludzie myślą zupełnie inaczej. Najpierw zaprowadziło mnie to do południowej Luizjany, później do Pikeville w Kentucky.

Arlie Russell Hochschild

(ur. 1940), amerykańska socjolożka, profesorka Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Autorka dziewięciu książek, m.in. bestsellerowejObcy we własnym kraju.Nakładem wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się właśnieSkradziona duma. Strata, wstyd i triumf prawicy.

Dlaczego akurat tam?

Trzydzieści lat temu ten górniczy region skłaniał się ku demokratom. Teraz ponad 80 procent jego mieszkańców głosuje na Trumpa. Zmiana nastąpiła równolegle z zapaścią gospodarczą. Jeszcze w 1990 roku węgiel dawał Kentucky około 30 tysięcy miejsc pracy. W połowie 2023 roku zostało ich 4,6 tysiąca. Kiedyś była to amerykańska stolica węgla. W ostatnich dekadach znikły kopalnie i miejsca pracy, a wraz z nimi prawie całe zaplecze socjalne, kulturalne. Znikła stabilność. Pojawiły się za to narkotyki i ubóstwo – okręg wyborczy, który badałam, to drugi najbiedniejszy okręg w kraju. Pojechałam tam, bo chciałam zrozumieć, jak upadek gospodarczy może kształtować światopogląd. Żeby to pojąć, rozmawiałam z ludźmi bardzo różnymi ode mnie, dbając o to, żeby mój system alarmowy był przy tym wyłączony.

Co to znaczy „wyłączony system alarmowy”?

Celem tych rozmów nie jest obrona mnie, mojego światopoglądu czy moich wartości. Nie staram się przekonać rozmówcy do swoich poglądów. Mówię więc o alarmie, który odzywa się, kiedy próbujesz bronić swoich poglądów albo udowodnić, iż masz rację.

Ma pani jakieś rady dla ludzi, którzy też chcieliby czasem wyłączyć ten alarm? Nieraz słyszę od znajomych, iż wybierają się na rodzinne spotkania z silnym postanowieniem, żeby nie rozmawiać o polityce, a potem i tak kończą się one jedną wielką kłótnią.

Bo to niełatwe. Mnie też ten dzwonek nieraz sam się włącza. Łapię się na tym, kiedy słyszę, jak mówię: „O nie! Przecież to nieprawda, jak możesz w to wierzyć?”. Ale żeby się czegoś nowego dowiedzieć, trzeba ten alarm wyłączyć. Być może jest to dla mnie łatwiejsze ze względu na doświadczenia z dzieciństwa. Mój ojciec pracował w służbie zagranicznej i kiedy miałam 12 lat, wyjechaliśmy ze Stanów do Izraela. Wcześniej myślałam, iż moje życie jest normalne, iż mieszkam w zwykłej dzielnicy, chodzę do zwykłej szkoły. Wszystko wydawało się takie przeciętne. A potem nagle znalazłam się w szkockiej szkole wyznaniowej w Tel Awiwie-Jafie. Z dnia na dzień przestałam być zwykła. Nie znałam języka, byłam o głowę wyższa od rówieśników, dziwnie się ubierałam. Nagle stałam się dziwaczką w miejscu, w którym musiałam żyć przez dwa lata.

Pojechałam tam, bo chciałam zrozumieć, jak upadek gospodarczy może kształtować światopogląd.

Kiedy masz 12 lat, poczucie bycia obcym wydaje się czymś najgorszym na świecie. Okazało się jednak, iż było to najlepsze, co mi się przydarzyło. Zdałam sobie sprawę, iż mój język to tylko jeden maleńki język w wielkim świecie. A gdy wróciliśmy do Stanów, przekonałam się, iż tam też nie pasuję. Moi dawni znajomi wydawali mi się tacy dziecinni. Dostrzegłam również, iż moja dzielnica podlegała segregacji – czarni nie mogli tam mieszkać. Doświadczenie bycia outsiderką otworzyło mi oczy na świat. Można powiedzieć, iż to dlatego zostałam socjolożką. Myślę jednak, iż wielu z nas ma podobne doświadczenia. Poczucie bycia kimś innym, obcym bywa bolesne, ale może być też darem, który pozwala patrzeć na świat z innej perspektywy.

Przeczytaj też:Thomas Piketty i jego terapia kapitalizmu

I co pani zobaczyła z tej perspektywy w Kentucky?

Zacznę od historii górnika, który stracił pracę, kiedy zamknięto jego kopalnię. Miał wypadek i udał się do lekarza, od którego dostał oksykodon, silnie uzależniający lek przeciwbólowy.

Wiemy dziś, iż Purdue Pharma, producent oksykodonu, nie tylko wiedział o uzależniającym charakterze swojego produktu, ale też świadomie koncentrował wysiłki sprzedażowe w biednych górniczych społecznościach. Pisała pani, iż stan Kentucky – zamieszkały przez 1 procent amerykańskiej populacji – był miejscem pracy aż 12 procent przedstawicieli handlowych firmy.

Mężczyzna, o którym mówię, także popadł w uzależnienie, a następnie zachorował na depresję, żona się z nim rozwiodła, stracił prawa rodzicielskie, stał się bezdomny. W zasadzie ucieleśniał przeciwieństwo Donalda Trumpa. Opowiadał mi, iż w trakcie odwyku pewnego dnia zobaczył go w telewizji, obiecującego, iż przywróci Ameryce nie tylko jej wielkość, ale także węgiel.

Nazywał go „pięknym i czystym”.

Człowiek ten powiedział mi: „Wiedziałem, iż Trump kłamie w sprawie węgla – w tych górach [Appalachach – przyp. red.] już go nie ma, jak miałby go przywrócić? Ale czułem, iż widzi, kim jestem”. Sądzę, iż musimy się wsłuchać w te słowa.

Poczuł się dostrzeżony przez Trumpa, mimo iż wiedział, iż ten go okłamuje? Jak to możliwe?

To możliwe, bo w tej chwili mamy do czynienia nie ze zwykłą polityką, z tym, co niemiecki filozof Max Weber nazwałby „władzą legalną”.

To znaczy?

Że polityka nie jest już racjonalna, oparta na prawie i jego porządku. Joe Biden był przykładem polityka starego typu, który odpowiadał na krytykę, mówiąc: nie patrzcie na mnie, patrzcie na moją politykę, oceniajcie moje dokonania, nie mnie. Trump działa na innym poziomie. Jest charyzmatycznym przywódcą, który buduje wokół siebie ruch społeczny. Mówi: nie patrzcie na to, co zrobiłem, patrzcie na to, kim jestem, a jestem waszym głosem.

Jak to się dzieje, iż ten bezdomny, wychodzący z uzależnienia były górnik identyfikuje się z Trumpem, milionerem od urodzenia?

Ostatnie trzy dekady przyniosły pauperyzację wielu białych Amerykanów bez wyższego wykształcenia [chodzi o czteroletnie studia licencjackie,bachelor’s degree– przyp. red.]. Ludzie ci wiele stracili i boją się, iż stracą jeszcze więcej. Przepadły ich dochody, często praca, a na wartości straciły również ich nieruchomości i ich wiedza. Często musieli przeprowadzić się w nowe miejsce, gdzie, jeżeli pochodzą z górskich rejonów, ich wiedza – znajomość geografii dolin, krajobrazów i ich rozumienie, coś, co jest częścią tożsamości, a także źródłem dumy – nikogo nie obchodzi. Ludzie częściej niż kiedyś żyją samotnie, ich małżeństwa i …

Idź do oryginalnego materiału