By lepiej zrozumieć to, co się dzieje z wiejską architekturą, niezbędna jest malutka wyprawa w przeszłość. Przez długie stulecia porządek budowlany był z grubsza utrwalony i stabilny. W miastach, początkowo otoczonych murami, mieszkano w kamienicach, najbogatsi zaś fundowali sobie pałace. Z kolei na wsi szlachta budowała sobie dworki, a chłopom pozostawały albo chałupy, z mniej lub bardziej rozbudowanymi obejściami, albo użyczane przez właściciela wsi zabudowania folwarczne – najczęściej zwane czworakami, choć bywały też dwojaki czy ósmaki. I z grubsza ów porządek przetrwał do drugiej wojny światowej.
Zadekretowany po 1945 r. socjalistyczny porządek na wizualności miast odcisnął stosunkowo niewielkie piętno, ale polską wieś przeorał niemiłosiernie. Rozpoczął się, realizowany na przygnębiająco wysoką skalę transfer wzorców. Praktycznie miał on jeden kierunek: z miasta na wieś. Szczególnie brzemienny w skutkach okazał się ideowy program „modernizacji”, której narzędziem stały się PGR-y (Państwowe Gospodarstwa Rolne). Pal licho, iż stawiano kilometrowe obory czy gigantyczne kurniki (te buduje się nadal). Najciekawsze, iż między łąki i pola postanowiono przenieść miejski modernistyczny model zamieszkania: bloki. Miały one stanowić panaceum na problem braku dachu nad głową, z którym zmagały się coraz liczniejsze zastępy pracowników zatrudnionych przy uprawach i hodowlach.




