Sebastian Gabryel: Modernistyczna architektura Wielkopolski musi być dla ciebie pod pewnymi względami unikalna, skoro postanowiłeś się nią zająć. Patrząc na nią z lotu ptaka, nie wdając się jeszcze w szczegóły – co jest w niej najbardziej godne uwagi?
Marcin Idźkowski*: Zdjęcia modernistycznej architektury Wielkopolski są częścią większego cyklu fotograficznego, który realizuję, dotyczącego modernizmu w Polsce, z uwzględnieniem okresu międzywojennego oraz powojennych, peerelowskich realizacji.
fot. Marcin Idźkowski
Ciekawą rzeczą, która wyszła trochę w praniu, jest fakt, iż o ile miasto Poznań reprezentuje świecką, cywilną architekturę modernistyczną, o tyle prowincja, wnętrze Wielkopolski, jeżeli chodzi o okazałość budowli, została zdominowana przez architekturę sakralną.
Przykłady to między innymi kościół Chrystusa Wieczystego Kapłana w Gnieźnie, kościół pw. św. Maksymiliana Kolbego w Koninie czy kościół pw. Miłosierdzia Bożego w Kaliszu. Biorąc pod uwagę to, iż te budowle sakralne powstały w okresie PRL-u, można pokusić się o stwierdzenie, iż była to swoista wojna światów – „gwiezdne wojny” w przestrzeni publicznej, gdzie postępowy, socjalistyczny modernizm starał się wyprzeć, zasłonić, unieważnić tradycyjną architekturę w miastach. Odpowiedzią na to był kontratak modernistycznej architektury sakralnej, szczególnie widoczny w mniejszych ośrodkach miejskich oraz na wsi. Co do zasady nieruchliwy – przynajmniej w kwestiach światopoglądowych – Kościół katolicki, raczej działający ewolucyjnie, w tym symbolicznym wymiarze wykazał się wręcz rewolucyjną, awangardową postawą.
SG: Proste, pozbawione dekoracji, geometryczne bryły, często zwane „domami-pudełkami” albo „domami-okrętami”, czasem niosą za sobą interesujące historie. Na jakie natknąłeś się podczas swojej pracy fotograficznej?
fot. Marcin Idźkowski
MI: W początkowej fazie mojej pracy przyświecała mi dewiza Le Corbusiera: „Architektura jest mądrą, skoordynowaną grą brył w świetle”. gwałtownie jednak zdałem sobie sprawę, iż jest to jedynie fasada i tak naprawdę modernizm jako taki ma znacznie większe, niejednokrotnie polityczne implikacje w przestrzeni publicznej.
Analogicznym przykładem do Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, podarowanego stolicy przez „wujka” Stalina, jest Collegium Altum w Poznaniu – budynek Uniwersytetu Ekonomicznego, który po dziś dzień dominuje w historycznej przestrzeni centrum miasta.
Budowa tego obiektu, z perypetiami, ciągnęła się ponad 15 lat, i aby zobrazować całą sytuację, przytoczę słowa jednego z architektów obiektu: „Wysłano delegację z listami polecającymi z Komitetu Wojewódzkiego PZPR i dyrektora Miastoprojektu do bytomskiej huty Florian. Na miejscu okazało się jednak, iż jest tylko blacha szarego koloru. Z drugiej strony pokryta była czerwoną farbą zabezpieczającą. Zdecydowaliśmy wtedy, iż założymy ją tyłem do przodu, i stąd taki kolor budynku, jaki dziś możemy oglądać” – tłumaczył Witold Milewski. Przypadek? (śmiech).
SG: Twój projekt „Modern Talking” to spojrzenie na modernistyczną architekturę naszego regionu przed i po wojnie. O jakiej zasadniczej różnicy pomiędzy tymi okresami można powiedzieć w jej kontekście?
MI: Pierwsze, co rzuca się w oczy, to jakość materiałów, z których zostały wykonane obiekty. W okresie międzywojennym budowano z myślą o przyszłych pokoleniach, „na wieki”, natomiast socjalistyczny okres notorycznych niedoborów charakteryzował się swoistego rodzaju tymczasowością, co niestety widać dość wyraźnie po Domach Towarowych Centrum, które dosyć gwałtownie straciły swoją pierwotną świeżość.
SG: Jak architektura po II wojnie światowej wpłynęła na obraz polskich miast?
fot. Marcin Idźkowski
MI: Przechadzając się ich ulicami, widać, iż po wojnie one niemalże w całości zostały zredefiniowane architektonicznie.
Można zauroczyć się estetyczną prostotą, funkcjonalną erudycją, minimalistyczną celnością szczegółów oraz geometrycznymi, współczesnymi formami.
Można jednak również dostrzec inne konsekwencje modernistycznej „rewolucji architektonicznej” La Corbusiera. Pod płaszczykiem „dobra wspólnego” szereg realizacji z okresu komunizmu oraz współczesnego modernizmu, w sposób, jak mniemam, celowy, stara się unieważnić, zasłonić czy choćby przypudrować dokonania poprzednich pokoleń. O ile współczesne, kapitalistyczne realizacje architektoniczne są podyktowane głównie motywacjami ekonomicznymi, o tyle komunistyczne pomniki dominacji architektonicznej miały charakter zgoła ideologiczny.
W tym miejscu warto zauważyć, iż większość z nas, zachwycona nowoczesnością, przez cały czas nie zdaje sobie sprawy z istoty i przemożnego wpływu architektury oraz szeroko rozumianej przestrzeni miejskiej na życie ludzkie.
W XX wieku nasi dziadkowie i rodzice, wyrwani z tradycji, zostali wrzuceni w urbanistyczną maszynkę do produkcji nowoczesnego człowieka. My, wnukowie i dzieci nowoczesności, wciąż jesteśmy w niej przerabiani. Czy tym samym przekroczony już został Rubikon, a kości zostały… zmielone?
SG: Według Filipa Springera, do najbardziej udanych budynków modernistycznych w Poznaniu należą między innymi Dom Weterana na Szelągu, Okrąglak i Arena. A co znaleźlibyśmy na twojej liście?
fot. Marcin Idźkowski
MI: Trudno nie zgodzić się z opinią Springera. Zgrabny układ kaskadowy Domu Weterana, odwrócona foremka na ciasto, jaką jest hala Arena, czy Okrąglak, korespondujący harmonijnie ze swoim otoczeniem, czynią z tych obiektów charakterystyczne punkty miasta. Do tej listy na pewno dodałbym „telewizory” ze swoimi oryginalnymi wykuszami, gmach NOT-u z efektownym, modernistycznym ogrodem z pergolą od strony torowiska oraz gmach I Oddziału ZUS, ze swoją awangardową elewacją, ujednoliconą i akcentowaną rytmem monumentalnych lizen, przypominających przeskalowane organy.
SG: „Modern Talking” pojawi się nie tylko w formie wystawy. Co możesz o niej w tej chwili powiedzieć?
MI: Ilość i różnorodność obiektów w Poznaniu i regionie jest imponująca i niestety, z żalem muszę to powiedzieć, ale selekcja fotografii na wystawę będzie wymagała pewnych ofiar…
SG: Wydaje się, iż „Modern Talking” to jeden z tych projektów, który wręcz prosi się o towarzyszące mu warsztaty czy wykłady. Myślałeś o tym?
MI: To bardzo dobry pomysł. Osobiście najlepiej czuję się w nieformalnych formach edukacyjnych, takich jak warsztaty fotograficzne połączone ze spacerem lub wycieczką szlakiem modernizmu poznańskiego czy wielkopolskiego. Chętnie nawiążę współpracę z instytucjami kultury w tym zakresie.
*Marcin Idźkowski – fotograf z wieloletnim doświadczeniem, zwycięzca licznych polskich i międzynarodowych konkursów fotograficznych, animator kultury, specjalizujący się w warsztatach fotograficznych z elementami dramy, instruktor edukacji nieformalnej. Założyciel i prezes Fundacji Czwarty Wymiar, specjalizującej się w projektach kulturowych i społecznych. Stały współpracownik licznych organizacji i instytucji w produkcji filmów, wystaw i sesji zdjęciowych. Od wielu lat związany z fotografią i lokalnym środowiskiem artystycznym. Nauczyciel fotografii w Zespole Szkół Ponadpodstawowych im. Stanisława Staszica w Białymstoku.