Anna Karolska: życzę wam, żebyście stanęły przed lustrem i powiedziały „magia jest we mnie”

ohme.pl 9 miesięcy temu

Wielu z nas każdego dnia przemierza utartą ścieżką życia, zanurzając się w rutynie codziennych obowiązków. Jednak niektórzy z nas odnajdują swoją prawdziwą pasję, przeżywając wyjątkową podróż do samopoznania. Taką historią jest opowieść Ani Karolskiej, współczesnej bohaterki, której życie zmieniło się nie tylko dla niej samej, ale także dla wielu innych, dzięki… jednej magicznej kolędzie.

Ania Karolska już jako dziecko odkryła w sobie miłość do śpiewu, co stało się dla niej nie tylko ucieczką od rzeczywistości, ale także źródłem ogromnej radości. Na co dzień Ania jest częścią korporacyjnego środowiska, ale jej dusza artystki zawsze dążyła do wyrażenia się w inny sposób. Praca w korporacji dostarcza jej stabilności, ale to jej pasja do muzyki nadaje sens codzienności.

Historia Ani Karolskiej to nie tylko opowieść o artystycznej duszy, ale także o sile przebudzenia i odnalezienia prawdziwego sensu w życiu. Jej świąteczna kolęda to nie tylko prezent dla kobiet, ale także inspiracja dla wszystkich, którzy szukają swojej drogi w tej wielkiej podróży zwanej życiem…

Anna Borkowska, Ohme.pl: Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką i śpiewem?

Ania Karolska: Moja mama twierdzi, iż śpiewałam już choćby w brzuchu, reagując na dźwięki muzyki. Pierwsze moje występy były na scenie klubu wojskowego w Białymstoku, kiedy miałam 3-4 lata. W wieku 6 lat wygrywałam już pierwsze festiwale i to rodzice mnie pchali na scenę i angażowali mnie w festiwale muzyczne, natomiast to był mój pomysł na siebie i muzyka była zawsze najważniejszą częścią mnie. Zawsze próbowałam opowiadać muzyką – niekoniecznie śpiewać. Grałam na różnych instrumentach, uczyłam się w szkole estradowej w Białymstoku, byłam też podopieczną Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, współprowadziłam programy typu „Ziarno”, „Co jest grane”, pod auspicjami Marysi Sadowskiej. Wówczas wszystkim się wydawało, iż zostanę wokalistką jazzową. Tak się nie stało, ale muzyka pozostaje ze mną i prywatnie i zawodowo od zawsze.

Anna Borkowska, Ohme.pl: Jak wygląda Twoje codzienne życie w korporacyjnym świecie?

Ania Karolska: Moje codzienne życie w świecie korporacyjnym nie ma nic wspólnego z muzyką, a jednak od 18 lat jako prawnik z zawodu, ale HR-owiec z wykonywanego zawodu na co dzień, buduję kultury organizacyjne jako szefowa – w tej chwili, działu HR, wielu organizacji międzynarodowych. I ja naprawdę tym żyję, a muzyka mi w tym pomaga. Dodam tylko, iż w 5-6 organizacjach międzynarodowych, gdzie piastowałam bardzo poważne formalne, korporacyjne role, to w każdej z nich zakładałam zespół muzyczny, niekoniecznie grając pierwsze skrzypce, tylko czasami będąc w chórkach, a czasami będąc po prostu kierownikiem muzycznym zespołu a czasami dając przestrzeń innym na muzykowanie. Za dwa dni mamy „Christmas Party” w firmie, na którym zaśpiewam jeden z utworów wraz z moimi przyjaciółmi i zamiast angażować artystę z zewnątrz, robimy to sami.

Anna Borkowska, Ohme.pl: Co było punktem zwrotnym w Twoim życiu, który zapoczątkował proces przebudzenia?

Ania Karolska: Moje przebudzenie zaczęło się jakieś 3 lata temu, kiedy zrozumiałam, iż role odwiecznie nadawane kobietom, przy tak perfekcyjnej i ambitnej osobie jak ja, po prostu zaczynają mnie uwierać. Zrozumiałam, iż zamiast w salonie swojego życia, siedzę w piwnicy mojego życia. Zrozumiałam, iż noszę dużo wspaniałych masek, a ja chciałam być „no make up”, o czym jest też jedna z moich piosenek. To wszystko ma związek z tym, iż zainwestowałam w relacje z mężczyzną, który okazał się osobą bardzo przemocową i narcystyczną, a ja z moimi dużymi pokładami chęci wspierania, rozwoju ludzi, co biorę z muzyki, ale też z mojego życia zawodowego, myślałam, iż ja te wszystkie role dowiozę, iż ja to sobie poukładam i w gruncie rzeczy, zapomniałam o sobie. Mnie samej w moim małżeństwie nie było w ogóle. Na szczęście, pojawiły się dzieci i trzy lata temu, kiedy ja naprawdę w moim życiu prywatnym, w moim małżeństwie, czułam się totalnie osamotniona, patrzyłam jak dzieci dorastają obok mnie i zrozumiałam, iż coś jest nie tak…

Moje przebudzenie spotęgował też COVID i praca zdalna w HR-ze, która była powiązana z bardzo dużą intensywnością, z bardzo dużym byciem na świeczniku.

Pracowałam non stop nie tylko zawodowo, ale również jako matka i jako niania i żyłam w domu z mężem, który miał swoją agendę, swój plan na życie. I wtedy poczułam, iż coś musi się zmienić. Zajęło mi to trzy lata. Wejście w terapię, w którą na początku nie wierzyłam, i którą uważałam za powód do wstydu…

Dzisiaj sądzę, iż każdy z nas na wielu etapach swojego życia powinien korzystać z pomocy zewnętrznej. I właśnie to wejście w terapię i otoczenie się dobrymi ludźmi, zapoczątkowało moje wychodzenie z piwnicy życia do przedsionka, a może choćby już jedną nogą jestem w salonie. I dokładnie rok temu, kiedy byłam z moją córką na wycieczce w Paryżu, gdzie mieszkaliśmy przez trzy lata, gdy Marysia miała 10 lat, po całym dniu spędzonym w Disneylandzie, powiedziała: >>Mamo, zwróć mi dzieciństwo. Mamo, chciałabym, żebyś była tak szczęśliwa, jak tu jesteś dzisiaj ze mną, kiedy wrócimy do Polski<<. I to właśnie dzięki terapii, słowom mojej córki i po tym, jak spojrzałam w oczy mojego 6-letniego syna, postanowiłam, iż rozwiodę się. Rozwiodę się najbardziej kulturalnie, jak tylko potrafię, iż pozostawię cały swój majątek, całą swoją historię byłemu mężowi, a sama zabrałam się za budowanie domu, który może jest dużo mniejszy, dużo skromniejszy, ale za to dużo bardziej ciepły i dużo więcej mnie jest w tym domu.

W tym domu nie ma piwnicy. Jest jeden wielki salon życia, w którym, ja, moje dzieci i mój pies możemy swobodnie oddychać. Śmiejemy się, iż nasz pies, który nazywa się kawa, wyłożył nam kawę na ławę w tym nowym, domu, bo najlepiej czuje się na stole. Być może w innych domach to nie wypada, ale w naszym wypada być sobą, żyć, popełniać błędy i po prostu być przyzwoitym człowiekiem, jak mawiał profesor Władysław Bartoszewski. I ten jeden cytat zweryfikował wszystko dookoła mnie – i moje spojrzenie na wychowywanie dzieci, i na rozwój ludzi, i na pracę z kobietami, i na przyjaźnie…

Anna Borkowska, Ohme.pl: Dlaczego zdecydowałaś się podarować kobietom świąteczną kolędę – „Staje się”?

Ania Karolska: Mam teraz grono najbliższych trzech przyjaciółek, każda nich zawodowo robi coś innego, każda z nich jest kobietą o wielu talentach i o wielkim, otwartym sercu oraz o podobnych wartościach, jak moje i to one napędzają mnie do działania. Gosię Ohme poznałam w czasie przebudzenia, rok temu, zaraz po moim wyjeździe do Paryża wraz z moją córką. Zawodowo zaprosiłam ją na warsztaty do mojego zespołu.

Przepłakałam całe te warsztaty, a ona na koniec powiedziała: >>Zajmę się tobą później<<. Spędziłam Wigilię w jej domu, gdzie śpiewałam kolędy, dodawałam drugi głos i ona zadała mi w pewnym momencie pytanie: >>Dlaczego Ty nie śpiewasz?<<, a ja powiedziałam, iż nie wiem. Nie śpiewałam, ponieważ w moim starym życiu, w moich rolach nie wypadało śpiewać, było to traktowane jak kuglarstwo.

Po tym, jak Gosia zadała mi to pytanie, nastąpił przełom i poszłam o krok do przodu. Ja już nie tylko odtwarzam śpiewanie. Na mojej drodze poznałam dwie bardzo ważne osoby – Kubę Badacha – wokalistę i Anię Szarmach – wokalistkę. Oboje są multiinstrumentalistami i niezależnie od siebie powiedzieli mi: >>Nie śpiewaj, opowiadaj<<. I odkąd zaczęłam opowiadać, ten dźwięk naprawdę trafia do kobiet. I łącząc Małgosię, Kubę i Anię ja poczułam, iż ja mogę zacząć pisać, komponować. Mam wspaniałego pianistę Kamila Barańskiego, którego znam od dzieciństwa i który niezwykle mnie czuje, jako człowieka, i on ukwieca te moje teksty i kompozycje. Małgosia najpierw poprosiła mnie o napisanie piosenki do jej podcastu „Life, no make up” (moja piosenka nosi tytuł „No make up”) i kobiety pokochały tę piosenkę i okazuje się, iż jak się spotykały na różnych warsztatach dotyczących mocy kobiet, przebudzenia, pracy nad sobą, to później mówiły mi, iż to jest ich hymn, manifest i prosiły mnie, żebym przyjechała zaśpiewać tę piosenkę, żeby otworzyć ich spotkanie. To było bardzo piękne i wzruszające. Później Małgosia zapytała mnie, czy mogłabym nagrać coś świątecznego. To pisanie przychodzi mi z łatwością. Między 3-5 nad ranem, bo wtedy mam czas, piszę teksty.

Moja kolęda mówi o tym, iż „Staje się” – po prostu się staje, iż magia świąt naprawdę nie zależy od tego, jak suto zastawiony jest nasz stół, nie zależy też od choinki, którą mam w moim nowym domu piękną, ale to w ogóle nie o to chodzi. Nie chodzi również o to, żeby usiąść w strojach haute couture przy stole – tylko o to, żeby ze sobą być, być obecnym, poczuć się w autentyczności, sile, w dobru, iż możemy ten czas ze sobą spędzić i nieważne, co będzie na talerzu. I o tym właśnie jest mój utwór.

Anna Borkowska, Ohme.pl: Jakie rady masz dla innych, którzy szukają swojej drogi do samopoznania?

Ania Karolska: Ważne jest to, by kobiety na chwilę przystanęły w tym swoim biegu, w tych swoich rolach, a zwłaszcza w tej roli ogarniacza, bo my wszystkie jesteśmy bohaterkami i ogarniamy tysiąc spraw bardzo często nie czując końca tej drogi. Ważna jest ta refleksja i docenienie siebie – ile robimy dla innych, a potem odrzucenie lęku, żeby zrozumieć, czego ja chcę, co mogę zrobić dla siebie, iż to jest moje życie. Ja często powtarzam, iż jak matka jest szczęśliwa, to dzieci też są szczęśliwe. Warto pomyśleć o sobie, przystanąć na chwilę i znaleźć tę przestrzeń dla siebie.

Moja droga do samopoznania to było odrzucenie schematów, ról, toksycznych relacji i zweryfikowanie ludzi, którzy są wokół mnie… Dopuszczenie kilku dobrych ludzi, na których wcześniej bym nie zwróciła uwagi, tego, żeby zacząć być sobą, pokochanie siebie, życie bez lęku i bycie architektem swojego własnego szczęścia, zarówno w pracy, jak i w domu…

Anna Borkowska, Ohme.pl: Co jeszcze chciałabyś przekazać naszym czytelniczkom na te Święta?

Ania Karolska: Życzę Wam, żebyście stanęły przed lustrem, popatrzyły na siebie i powiedziały: Magia jest we mnie. Żebyście się od siebie odpi***oliły, nie spędzały tego czasu tylko i wyłącznie w garach, ale jeżeli już to robicie, albo jest to waszą pasją, lub czujecie, iż chcecie, to żebyście jak najwięcej rozmawiały z bliskimi i jak najwięcej rozmawiały ze sobą. Żebyście słuchały fajnej muzyki, zapaliły świeczkę, dały sobie przestrzeń na wypicie herbaty w fotelu, i miały takie poczucie, iż nic nie musicie.

Idź do oryginalnego materiału