Debiutancki pełny metraż singapurskiej reżyserki Siyou Tan otwiera scena, która sugeruje, iż mamy do czynienia z horrorem found footage. To kilkuminutowa sekwencja, nakręcona w ziarnistej czerni i bieli kamkorderem. Nastoletnia dziewczyna filmuje swoją koleżankę leżącą na łóżku i sprawiającą wrażenie zahipnotyzowanej lub opętanej. Jak później się okaże – polują na ducha, rzekomo nawiedzającego pokój jednej z nich – Choo Xin. Gdy jednak stojąca za kamerą Vanessa pyta ją czy się boi, Choo Xin odpowiada, iż nie. Jak się potem okazuje, duchy nawiedzające pokoje bledną w porównaniu z horrorami dorastania i uczęszczania do najlepszego liceum dla dziewczyn w kraju.
Bohaterka Ameby jest tam ofiarą żelaznej dyscypliny. Uczennice mają skupić się na edukacji oraz dbaniu o wspólne dobro, a jakiekolwiek odstępstwa od standardu są od razu wychwytywane i karane. Już pierwszego dnia Choo Xin dowiaduje się, iż musi skrócić włosy i przedłużyć spódnicę, która jest o kilka centymetrów za krótka. Buntownicza natura dziewczyny sprawia jednak, iż znajduje ona grupę podobnych jej nonkonformistek, chętnych, aby sformować gang. Nastolatki przysięgają, iż zawsze pozostaną przyjaciółkami, a po zakończeniu średniej edukacji spotkają się na tej samej uczelni – i chyba każdy, kto był w takiej sytuacji może zgadnąć, jak to się skończy.
fot. „Ameba” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć SmakówNa uznanie zasługują drobne obserwacje życia nastolatek, które Tan wplata w swój film. Jak sytuacja, kiedy prosisz tego fajnego dorosłego (w tej roli ikona tajwańskiego kina – Jack Kao, dobrze znany pięciosmakowej widowni z Millennium Mambo) o to, żeby kupił wam alkohol – a ten, niestety, przynosi wam bezprocentowe bubble tea. Albo zajaranie się starymi formatami wideo, w tym przypadku reprezentowanymi przez kamkorder, którymi dziewczyny nagrywają pocztówki z życia gangu. Stają się one częścią filmu – wówczas szerokie ujęcia ulegają zwężeniu do 4:3, co nadaje im intymności, szczególnie, iż oddają one perspektywę bohaterek. Zdjęcia hiszpańskiej operatorki Neus Ollé, współpracującej w przeszłości m.in. z Albertem Serrą i Levanem Akinem, należą do największych zalet Ameby. Potrafią zarówno oddać chłód miejskiej przestrzeni, surową atmosferę szkoły, jak i ciepło własnego pokoju. Przykładem jest przepiękne ujęcie dziewczyn siedzących razem w jaskini, otoczonych blaskiem świeczek, każące zastanawiać się, czy ich przyjaźń, podobnie jak one, wypali się i zgaśnie.
Reżyserka na pewno pamięta swój okres dojrzewania – w zarzutach, które wysuwa w stronę singapurskiego systemu edukacji czuć pasję, choćby jeżeli wiele z nich opiera się na dość wyświechtanej krytyce. Szkole zarzuca się tu głównie zbyt wielki nacisk na dyscyplinę, a nie na indywidualne potrzeby uczniów. Na nauczanie pod schemat i klucz interpretacyjny, zamiast skupieniu się na promowaniu kreatywności w podejściu do rozwiązywania zadań. To słuszna krytyka, która oddaje perspektywę sfrustrowanych uczennic, ale nie jest na tyle pogłębiona, żeby wywołać dyskusję. Ameba dlatego sprawia się lepiej jako obraz grupy przyjaciółek i ich wspólnych zajęć: zwiedzania jaskini, przygotowywania głupawego, kontrowersyjnego spektaklu czy udawanie gangsterek. Daleko temu do szaleństw Euforii, za to na pewno dużo bliżej rzeczywistości.
fot. „Ameba” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć SmakówChoć i tutaj można odnieść wrażenie, iż Tan, prawdopodobnie bazując wiele z elementów swojego debiutu na własnych doświadczeniach, zapomniała o istotnym elemencie, bez którego trudno szczerze opowiadać o przeżyciach współczesnych nastolatków. W filmie pominięty zostaje aspekt mediów społecznościowych, co początkowo, przez pojawienie się kamkordera, wydaje się być po prostu związane z osadzeniem akcji Ameby w czasach przedsmartfonowych, ale moda czy samochody gwałtownie ujawniają, iż akcja produkcji jest jak najbardziej umiejscowiona we współczesności. Pominięcie TikToka czy Instagrama wydaje się więc dość zaskakujące, szczególnie, iż są jak najbardziej obecne w Singapurze – tamtejszy parlament niedawno przegłosował prawo mające na celu ograniczenie pojawiania się szkodliwych treści związanych z przemocą seksualną czy prześladowaniem w sieci. W wywiadach reżyserka przyznała, iż tytuł jej filmu miał oddać poczucie bycia małym, oderwanym od rzeczywistości, co wyszło jej naprawdę dobrze. Szkoda, iż zapomniała o narzędziu, które paradoksalnie tak bardzo się do tego przyczynia.
Korekta: Michalina Nowak
Tekst powstał w ramach współpracy z Festiwalem Filmów Azjatyckich Pięć Smaków.














