Od momentu informacji, iż będzie kręcona Akademia Pana Kleksa, całe moje jestestwo krzyczało O NIE! Mamy już Pana Kleksa! Gra go Piotr Fronczewski w filmie z '84. Lepszego nie ma i nie będzie! Ale nie chcąc być dziadersem i nadużywać hasła kiedyś to było, powściągnęłam lejce narzekactwa i ograniczyłam do zapewnień, iż nowej wersji nie obejrzę. Śledziłam recenzje i wypowiedzi pana Kawulskiego, reżysera. Co tylko pozwalało upewniać się, iż miałam rację. Ostatnio jednak Netflix wyświetlił mi nową Akademią prosto w twarz. Złamałam się i rzuciłam okiem. Żeby nie było, iż jestem uprzedzona. I krytykuję, a nie wiem tak naprawdę, co. No więc teraz, z czystym sumieniem, mówię - tego nie da się oglądać! Jest TAK sakramencko złe. Bez sensu, składu, logiki. I wcale nie chodzi o to, iż film nie trzyma się książki (było uprzedzane). Nie chodzi też o to, iż sentyment zakłóca mi odbiór. Gdyby nowa wersja była dobra, uchyliłabym przed nią czoła i zapiała z zachwytu. Chodzi o to..., iż nie wiadomo o co chodzi. Kompletna klapa. Klops. Akademia Pana Klopsa.
Być może ktoś pamięta cynkowy, poziomo pruty sTworek, który pokazywałam TU. Otóż musiałam upruć mu nieco dołu, bo leciuchno się wyciągnął. I był klops ;) A teraz znów bardzo go lubię 🦾
Kaczki dziwaczki ;)