Agata Bykowska o filmie CHRZCINY: "Moja bohaterka, choć ma ogromny żal do rodziny, pilnuje ogniska domowego"

film.org.pl 1 rok temu

Jan Tracz: Jakim filmem są Chrzciny i o czym dokładnie opowiadają?

Agata Bykowska: Gatunkowo jest to komediodramat, choć przyznam, iż czytając scenariusz, odbierałam ten film jako krystalicznie czysty dramat. Niemniej, podczas pierwszych seansów Chrzcin widzowie reagowali falami śmiechu: czy to znaczy, iż już nie mam dystansu? Raczej nie, ale często efekt projektu, nad którym aktualnie pracuję, potrafi mnie bardzo zaskoczyć. Co ciekawe, dopiero znacznie później zauważyłam, iż nasza produkcja to komedia oparta głównie na słowie; to ono będzie tutaj fundamentem. Ten żart jest zakorzeniony w dialogu, co prowadzi do tego, iż Chrzciny stają się komedią omyłek. I to nie byle jaką: nasz scenariusz jest w filmie bardzo zręcznie poprowadzony.

Czy ta historia mogłaby się wydarzyć w zupełnie innym czasie w Polsce? Czy właśnie ten PRL jest tutaj kluczowy?

To film pokazujący pewien model rodziny, który sprawdza się prawdopodobnie w co drugim domu; w moim na pewno! (śmiech). Tam właśnie miłość do poszczególnych członków rodziny zostaje zasłonięta pasją nienawiści. choćby jeżeli się kochamy, to pewne animozje praktycznie przy każdym spotkaniu wychodzą na jaw. Jednak kiedy pojawia się wróg, który potrafi tej rodzinie zagrozić, to wszyscy nagle stajemy się jednością i pomagamy sobie nawzajem. Tak właśnie działa schemat w Chrzcinach, kiedy pojawia się niebezpieczeństwo w postaci ZOMO.

Pewnie ta historia mogłaby (czysto teoretycznie) wydarzyć się kilkanaście lat wcześniej/później, ale jednak trzon Chrzcin lawiruje wokół motywacji głównej bohaterki, Marianny (Katarzyna Figura). Stara się zjednać podzieloną rodzinę w momencie, w którym Wojciech Jaruzelski ogłasza stan wojenny. Warstwa konfliktu także jest polityczna, więc Mariannie zależy, aby nikt nie dowiedział się o tych tragicznych wiadomościach. Ona zdaje sobie sprawę, iż tego typu wieści machinalnie zrujnują jej plany. Robi wszystko, aby domownicy byli nieświadomi: w dzisiejszych czasach każdy dowiedziałby się o wprowadzeniu stanu wojennego w ułamku sekundy.

Kim jest twoja bohaterka, Teresa, i jaką funkcję pełni w tej rodzinie?

Ona od początku jawi się jako następczyni Marianny, czyli tzw. pani w domu. Teresa też próbuje trzymać rodzinę w ryzach, a do tego wszystkich ustawia po kątach. Moja bohaterka czuje się bardzo pokrzywdzona swoją życiową sytuacją: mąż zostawił ją dla innej kobiety podczas swojej wizyty w Stanach Zjednoczonych (w których notabene został), a Teresa musi sama borykać się z wychowywaniem dwójki dzieci. Wszyscy inni mają perspektywy na życie, a ona czuje się jak przysłowiowa ofiara. Przez to staje się szorstka, przyjmuje postawę defensywną i potrafi bywać bezczelna.

Jak wyglądało twoje przygotowanie do roli? Opierało się głównie na scenariuszu, czy jednak musiałaś jeszcze bardziej zagłębić się w meandry PRL-u?

To było trudne zadanie, ponieważ nigdy nie doświadczyłam tego na własnej skórze, ale bardzo wiele pomógł nam reżyser, Jakub Skoczeń, który tamten okres ma w jednym palcu. Kiedy dyskutowaliśmy nad poszczególnymi scenariuszami, Kuba dawał nam wskazówki; przykładowo mówił: „nie rozmawiajcie współcześnie, nie myślcie współcześnie, spróbujcie postawić się na miejscu swoich bohaterów/bohaterek”. Taka stymulacja pomagała mi odnaleźć się w tym już nieco odległym świecie.

Jaki jest stosunek Teresy do matki granej przez Katarzynę Figurę? Odczuwa jeszcze respekt wobec figury matczynej czy raczej traktuje ją pobłażliwie?

Na pewno czuje wobec niej ogromny respekt: w końcu one obie nieustannie próbują podtrzymywać płomień ogniska domowego. Z Katarzyną Figurą rozmawialiśmy o tym, co działo się między naszymi postaciami podczas sytuacji pozaekranowych, aby nieco spulchnić naszą filmową relację. Wydaje mi się, iż spostrzegawczy widz zauważy pewną subtelną czułość na ekranie.

A ona sama jest dobrą mamą? Czy jednak zdarza jej się popełniać podobne błędy?

Teresa kocha swoje dzieci, ale one przypominają jej o tym nieszczęsnym mężu, więc automatycznie stają się jej powodem do frustracji. Ona jest też wierzącą osobą, więc cały światopogląd mojej bohaterki zawalił się, kiedy mąż wyjechał… i już nie wrócił. Nie do końca potrafi ukazać jakąkolwiek empatię wobec swojego syna i córki, co nie stawia jej w pozytywnym świetle tej historii.

Teresa ma ogromny żal do Wojtka (Tomasz Schuchardt), jednego z braci. Co on takiego zrobił?

Wojtek jest partyjny, więc udało mu się załatwić paszport dla męża Teresy. Nikt jednak nie sądził, iż sprawy potoczą się w taki sposób. Zamiast w męża, całą swoją nienawiść pakuje w brata, co nie służy dobrze żadnej ze stron.

A to nie jest tak, iż jej związek rozpadłby się niezależnie od miejsca pobytu? Może ona jedynie szuka wymówki, swoistego wytłumaczenia?

Bardzo możliwe, prawdopodobnie była to jedynie kwestia czasu. Tam na pewno nie pomagała sytuacja finansowa (w końcu to przez nią mąż Teresy wyjechał), więc przecież już w Polsce nie było im kolorowo. Na pewno Teresa nie potrafi przyznać się przed samą sobą, iż cała ta sytuacja jest winą zarówno jej samej, jak i jej partnera. Łatwiej jednak winić innych, niż samej przyznać się do błędu z jej strony.

W filmie pojawiają się wyraźne wątki polityczne. Czy ona ma swoje zdanie, czy jednak zależało wam, aby przedstawić ją jako stereotypową Panią domu bez jakiegokolwiek poglądu na świat?

Tu nie chodzi o to, iż nie posiada jakiegokolwiek poglądu na politykę w ówczesnej Polsce. W Chrzcinach Teresa wiąże przysłowiowy koniec z końcem i po prostu nie ma czasu (ani chęci, siły czy środków), by angażować się do tej małej wojny domowej. Raczej szuka oparcia w Bogu, który był od zawsze i będzie. Moja bohaterka ma proste filary życiowe, nie zastanawia się dalekosiężnie, ponieważ ciągle musi myśleć o najbliższej przyszłości. Jej życie pewnie do samego końca wyglądałoby tak samo: zostałaby w swoim domu rodzinnym i dziś, na starość, mentalnie utknęła w tamtych czasach.

zdjęcia: Iwona Dziuk

Idź do oryginalnego materiału