Adam Silvera. Tańczący ze śmiercią…

gazetafenestra.pl 2 tygodni temu
Z okazji zbliżającej się premiery „The Survivor Wants to Die at the End” zagłębiamy się w bestsellerowe uniwersum Adama Silvery / Źródło: fot. Marcin Klonowski / Fenestra

…i z emocjami czytelników. Hipnotyzujące układy, pełne pierwszych razów, wykonywanych w rytm przesuwających się wskazówek zegara. Parkietem świat, w którym o nadejściu kostuchy informują cię przez telefon – i jest to subskrypcja przymusowa. By poznać świat, w którym o nadejściu końca dowiadujemy się przez telefon, zagłębiamy się w bestsellerowe uniwersum Adama Silvery, autora książki „The Survivor Wants to Die at the End”, która pojawi się w maju.

– Witaj, dzwonię z Prognozy Śmierci. Z przykrością informuję, iż w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin czeka cię niechybna śmierć. W imieniu wszystkich naszych pracowników przekazuję moje najszczersze kondolencje. Przeżyj ten dzień jak najlepiej, okej? – a teraz czytelniku zamknij oczy i wyobraź sobie świat, w którym możesz odebrać taki telefon. I nie pomyślisz, iż to groźba czy słaby kawał.

Drzwi takiego świata przed czytelnikami otworzył pisarz Adam Silvera, znany m.in. z „Cyklu Nieskończoności” czy „Zostawiłeś mi tylko przeszłość”. W 2020 roku został uwzględniony na liście autorów – prowadzących naród ku równości, akceptacji i godności dla wszystkich ludzi – opublikowanej przez portal Queerty z okazji 50. rocznicy pierwszej parady LGBTQ Pride. Uniwersum Prognozy Śmierci, jak sam mówi, jest jego ulubionym. Liczy sobie dwa tomy, a dwa kolejne są już na horyzoncie. Amerykańska premiera najnowszego, „The Survivor Wants to Die at the End” odbędzie się już 6 maja 2025 roku.

Wodzeni i wodzący

Pierwszy tom cyklu, „Nasz ostatni dzień” szturmem wziął listę bestsellerów The New York Times, budząc liczne emocje i przyciągając uwagę nie tylko „szarych czytelników”. Od kilku lat mówi się o pracach nad ekranizacją historii Rufusa i Mateo – oficjalnie ogłaszał je również sam autor. Skąd ten rozgłos? Czym punktuje i jak zapada w pamięć „Nasz ostatni dzień”? Porównuję swoje odczucia z redaktorami „Fenestry”, Szymonem Filipiakiem i Julią Zygmunt.

– Po pierwsze lekki styl – podkreśla Szymon. – Książkę czyta się w sposób przyjemny, mimo iż autor zastosował ogromny suspens – uzupełnia. Dorzucę, iż tak jak tej historii nie brak humoru, tak Silvera niepostrzeżenie napina emocjonalne struny czytelników, zręcznie balansując na granicy ich wytrzymałości.

Przy 24 godzinach akcji i tytule jasno sugerującym zakończenie trudno w to uwierzyć. A jednak, za sprawą stosowanej naprzemiennie dla obu bohaterów narracji pierwszoosobowej czytelnik poznaje Mateo i Rufusa możliwe najbliżej. Ze strony na stronę wyraźniej dostrzega ich indywidualne wrażliwości. Właśnie to, zauważa Szymon, skleja opowieść nastolatków. Niepostrzeżenie, z każdą kartką coraz mocniej w nią angażując.

Mateo jest zamknięty w sobie, zlękniony życiem. Rufus osierocony i obciążony dużym bagażem emocjonalnym. Gdy, po odebraniu telefonu od Prognozy Śmierci, jako „Zgonersi” trafiają na siebie w aplikacji „Ostatni Przyjaciel” zaczyna dziać się magia. Docieranie się odmiennych charakterów, rozliczanie z przeszłością, rozkwit przyjaźni i miłości, a także przełamywanie granic w walce o to, by nie umrzeć za życia – obawiając się śmierci.

– Najbardziej pamiętne jest robienie czytelnika w konia – puentuje Szymon. Jesteśmy zgodni, Adam Silvera to arcymistrz wodzenia za nos. Im bliżej końca „Naszego ostatniego dnia”, tym mocniej płonie nadzieja na stary, dobry „happy end”. Silvera konsekwentnie do tego piecyka dorzuca… by nagle wrzucić do niego granat. Wybuch tak szokuje, iż i świat czytelnika zamiera. A w takiej aurze dobitnie wybrzmiewa morał o korzystaniu z każdej chwili, pobudzający czytelnika do refleksji.

Silvera imponuje również dbałością o detale, obrazując potencjalny wpływ Prognozy Śmierci na społeczeństwo. Jest ona obecna w popkulturze, biznesie i na rynku usług –z myślą o „Zgonersach” stworzono tematyczne parki, bary czy social media. Dzięki uwypukleniu szarości – ukazaniu ludzi chcących „Zgonersów” zarówno wspierać, jak i wykorzystywać – w całość naprawdę nietrudno uwierzyć.

Są więc emocje, jest i wiarygodność, a na dokładkę – wyeksponowane perspektywy bohaterów drugoplanowych, a choćby epizodycznych, w tym pracowników Prognozy Śmierci! Od tej misternie ważonej mieszanki niemalże nie sposób oderwać oczu.

– Pamiętam, iż połknęłam ją praktycznie tym jednym przysłowiowym tchem. Silvera wciągał czytelnika w swoją fabułę – przyznaje Julia Zygmunt. – Może nie były to najbardziej wyszukane słowa i najmniej oczywista puenta świata, ale sam styl pisania miał w sobie coś, co w tamtym momencie mnie urzekło. Skłaniało nastoletnią mnie do jakichś, powiedzmy, głębszych przemyśleń. Nie była to jednak lektura, która po czasie jakoś bardzo rezonowała mi w głowie. Nie ujmując kunsztu Silverze, myślę, iż gdybym przeczytała ją dzisiaj potraktowałabym ją bardziej w charakterze odmóżdżacza – dodaje, pokazując odmienną perspektywę na „Nasz ostatni dzień”. Zaznaczyć należy, iż są też czytelnicy nastawieni do powieści bardziej krytycznie, nieprzekonani co do jej formuły. I, choć różnie oceniana, siłą rzeczy była to opowieść kompletna.

Pierwsze razy

Wieść o prequelu przyjąłem z takim samym entuzjazmem, co obawą. Śmiało założyłem, iż Silvera drugi raz tak samo mnie nie zaskoczy… szkopuł w tym, iż wcale nie próbował. A jest to fundamentalna zaleta „Tego pierwszego ostatniego dnia”, którego akcja toczy się pierwszego dnia funkcjonowania Prognozy Śmierci. Ze strony społeczeństwa jest fascynacja, jest entuzjazm, ale i przerażenie i otwarta wrogość względem tak surrealistycznej usługi. Na rynku są już pierwsze gadżety, a huczne eventy promocyjne przeplatają się z równie hucznymi rozróbami. Silvera symbolicznie kreśli drogę, jaką pokonała zarówno sama usługa, jak i społeczeństwo pomiędzy tymi dwoma powieściami. Jest i pierwszy telefon Prognozy Śmierci, odebrany przez pełnego marzeń Valentina, którego los chwilę wcześniej przeciął się z – dosłownie tańczącym ze śmiercią – Orionem.

Autor raz jeszcze pozwala naprzemiennie obserwować czytelnikowi akcję oczyma obu chłopców z miejsca budzących sympatię. Pojawiają się i perspektywy postaci drugoplanowych, których prowadzenie i ostateczny wpływ na całość historii budzą niemałe zaskoczenie.. Jest też niepewność, spowodowana poważną usterką Prognozy Śmierci. I tak chłopcy, początkowo zmuszeni mierzyć się ze śmiercią jednego z nich, zaczynają bać się tego, iż życie straci i drugi – a czytelnik razem z nimi. Towarzyszą im rozkwitające uczucia, próby łapania marzeń, poruszające gesty i wiele pierwszych razów. Nowych, względem historii Mateo i Rufusa, którzy pojawią się również w prequelu, szczęśliwie nie tylko w roli lepu na czytelnika. Pogłębione zostają ich historie, na czym dodatkowo zyskuje „Nasz ostatni dzień”. A to tylko jedno, obok wzruszającej genezy Ostatniego Przyjaciela, ze spoiw scalających obie powieści.

Jedną z głównych zalet „Tego pierwszego ostatniego dnia” pozostaje jednak dla mnie parabola, wprowadzona do fabuły w formie opowiadania o Orionie. Bardzo emocjonalna, równie pomysłowa i wyraźnie inspirowana średniowiecznym motywem „danse macabre”. Porusza do głębi, na stałe wżynając się w pamięć.

Nie ulega wątpliwości, składowe uniwersum Prognozy Śmierci zbierają również negatywne recenzje. Mnie jednak ten format zaciekawił. „Nasz ostatni dzień i „Ten pierwszy ostatni dzień” są jednymi z kilku książek, które wciągnęły mnie tak mocno, iż rozpocząwszy lekturę w nocy, nie zauważyłem nastania świtu. Gdy nie liczyłem już nawet, ile razy się śmiałem, a ile razy łzy stawały mi w oczach. Efekt ten nie ustaje przy ponownym czytaniu, książki Silvery zdają się wraz z nim zyskiwać. Czuć, iż są bardzo osobiste i przemyślane. Z bohaterami kradnącymi serca i subtelną symboliką skłaniają do refleksji bliższych rzeczywistości niż się to pozornie wydaje.

Marcin KLONOWSKI

Idź do oryginalnego materiału