Adam Kornacki: jeżeli odpuścisz, to znaczy, iż przegrałeś

tysol.pl 2 miesięcy temu
– Jesteś prezenterem telewizyjnym. Jak to wytrzymuje Twoje ego, gdy jesteś na drugim na planie i grasz na perkusji?
– Zawsze chciałem być frontmanem, zawsze chciałem stać na przodzie sceny i może dlatego właśnie stoję przed kamerą.
– Słuchałeś pewnie Genesis i myślałeś, iż będziesz jak Phil Collins?
– Trochę tak, dlatego też drę gębę i staram się robić chórki.
– Bardzo mnie zaskoczyło brzmienie Twojego zespołu NITOA. Muzyka metalowa, która kiedyś była w głównym nurcie, teraz jest w niszy.
– Jest w niszy, ale ta nisza jest bardzo piękna i aktywna. Nigdy nie słuchałem popu, dance’u, house’u itd. Tylko metal!
– Nitoa to Twoja kapela czy wyłącznie grasz tam na bębnach?
– To jest moja kapela. Gram w Nitoi z moim bratem i z naszym kumplem z podstawówki z grochowskiego osiedla z ulicy Fundamentowej. To tam założyliśmy nasz zespół. W 1988 roku graliśmy już razem, Ciebie jeszcze wtedy nie było w planach.
– Zgadza się [śmiech]. Prezenter, który gra w sekcji rytmicznej. Cały czas nie daje mi to spokoju.
– Zawsze grzęznę w sekcji rytmicznej, ale jestem z tego dumny. Bo wiem, iż grając na bębnach, mam odpowiedzialność za zespół. Jak się pomylę, to wszyscy to słyszą, a zespół stoi. Gitarzysta może odjechać w inne rejony, basisty nikt nie słucha, a gdy perkusja stanie, to wszyscy stają. Grając na bębnach, mam takie emocje, jakbym był na wyścigu.
– najważniejsze pytanie. Dlaczego perkusja?
– Grałem wcześniej na basie. Zobaczyłem, jak mój kolega Roman grał na bębnach, a wszystkie dziewczyny z okolicy przychodziły na próbę i gapiły się na to, co robi. Wiesz, o co mi chodzi?
– Wiem.
– Myślałem sobie, iż jak Roman wyjedzie, to odkupię od niego polmuza. I tak właśnie zrobiłem. Po zakupie bardzo intensywnie ćwiczyłem grę. Jestem totalnym samoukiem. Kocham grać. A w 1992 roku chciałem być skaterem.
– Jazda na deskorolce. To pewnie słuchałeś też rapu?
– Nigdy nie słuchałem. Nie lubię rapu. Melodeklamacja bardziej kojarzy mi się z poezją śpiewaną niż z muzyką.
– Kiedyś pracował z Tobą Tede w jednej stacji.
– Zgadza się.
– Mogliście stworzyć duet.
– Można było.
– Jak udało Ci się godzić pracę w telewizji z graniem w zespole?
– Jestem na tyle szczęśliwym człowiekiem, iż mam swoją salę prób w budynku przy moim domu. O każdej porze dnia i nocy, gdy tylko chcę, idę w kapciach, mam 20 metrów z domu. Otwieram, siadam i gram, kiedy tylko mam wolną godzinę. To jest mój relaks, to jest moja ucieczka od wszystkiego, w szczelnie zamkniętej sali prób. Totalny odpoczynek.
– I jeszcze czworo dzieci.
– Zgadza się. Mam pracę, mam zespół. Mam wszystko fajnie poukładane.
– Jak udało się Wam namówić do współpracy Tomka Luberta?
– Przez przypadek. Wpadliśmy na siebie w internecie. Tomek napisał do mnie na Instagramie i stwierdził, iż już tyle tego popu zrobił, iż teraz przyszła kolej na coś mocniejszego, więc zaprosiłem Tomka do współpracy. Skomponował nam utwór, pokazał, jak mamy to zagrać. Stworzyliśmy go razem, zajęło nam to kilka miesięcy, bo nikt z nas też nie miał czasu, żeby usiąść i zrobić to na raz. Rozkładaliśmy to w czasie, utwór graliśmy na próbach, Tomek przychodził, wychodził i w końcu mamy utwór „Degeneration”.
– Jak radzisz sobie z tym, iż metal nie jest dziś modnym gatunkiem muzycznym?
– Nie jest modny, a ja zawsze idę wbrew modzie. To jest muzyka, którą kocham. Musi być czad.
– Od czego powinny zacząć młode osoby, które interesują się motoryzacją i które chciałyby podzielić się z innymi swoją pasją?
– Wszyscy mamy w kieszeniach urządzenia, którymi możemy nagrywać materiały. Mamy możliwość publikowania swoich treści, ile chcemy i w jaki sposób chcemy. Ja zaczynałem w czasach, kiedy były dwie gazety motoryzacyjne, dwa programy telewizyjne, jeden w telewizji publicznej, drugi w Polsacie. I tak naprawdę żeby zostać dziennikarzem motoryzacyjnym, trzeba się było wbić do składu redakcyjnego. Tu mnie wypychali, bo każdy trzymał się stołka i nie lubił, gdy mu się ktoś młody plątał pod nogami. W mojej sytuacji przypadek zagrał istotną rolę. Miałem już wszystkie szlify telewizyjne zdobyte w małym studiu filmowym, które robiło programy o sportach motorowych, czyli czymś, co mnie najbardziej fascynowało. Jeździłem z kamerami, montowałem, pisałem teksty, oddawałem je na emisję. Prześledziłem cały tryb pracy w telewizji od zalążka, czyli od logistyki, od ustawiania operatorów na pętli rajdowej, aż po oddanie kasety na emisję. Potem projekt padł i przez dwa lata nie miałem roboty. Było słabo. A potem powstał TVN Turbo. Zadzwonili do mnie z zarządu, umówiłem się na rozmowę, powiedzieli, iż tworzą oddzielny kanał motoryzacyjny, i poszło. Bardzo zależało mi na tej pracy. A teraz? Jestem tam od ponad dwudziestu lat jako jeden z założycieli kanału.
– Byłeś i pewnie wciąż jesteś bardzo zdeterminowany.
– Ktoś mi kiedyś powiedział, iż jestem zawziętym skur… A ja mówię, iż jestem konsekwentnym chłopaczkiem, który gdy coś zacznie, to robi to do końca. W tym zawodzie nie można odpuszczać, jeżeli odpuścisz, to znaczy, iż przegrałeś.
– Mamy singiel, to kiedy płyta?
– Pożyjemy, zobaczymy.
– Jesteś bardzo energiczny, więc może idź w stand-up?
– Nienawidzę uczyć się na pamięć. To wszystko, co przekazuję naszym kochanym widzom w programach, to jest życie. Nie ma scenariusza. Muszę się tylko uczyć cyferek związanych z parametrami samochodów, a i tak, mówiąc te cyfry, gdzieś się pomylę.
– To może kolejna książka?
– Napisałem już dwie.
– Czekam na następną. Od jakiego samochodu najlepiej zacząć przygodę z motoryzacją?
– Od takiego, który najbardziej pasuje danej osobie. Nie ma lepszych i gorszych samochodów. Po prostu musisz się dobrze poczuć w aucie. Koniec i kropka.
– Mamy motoryzację i muzykę – masz jeszcze jakieś pasje?
– Kocham sport, chociaż już teraz nie wyglądam. Przebiegłem maraton. Kocham narty, lubię jeździć na rowerze. Kocham kosić trawę traktorem. Mam dwa – jeden duży, drugi mały. Mam też motorówki.
– Masz ADHD?
– Tak.
– Ja też.
– Dzięki temu mam wszystko zaplanowane. Inaczej bym zwariował.
– Znając życie, nie masz problemów ze snem.
– Żadnych. Dużo spałem w trakcie lotów samolotami. Przed covidem miałem 100–120 lotów rocznie. Połowy z nich nie pamiętam. Zawsze gdy siadam w fotelu w samolocie, od razu zasypiam.
– Wróćmy do Waszego nowego singla. Znacząco różni się od poprzednich utworów. Dlaczego?
– Jest śpiewany po angielsku, a wcześniej wykonywaliśmy go po polsku. Jest to bardzo rytmiczny utwór. Tomek Lubert – jak sam mówi – ma dar od Boga, który pozwala mu ciągle z tych samych akordów, z tej samej gamy tworzyć hity. Publikuje hit za hitem. Ma ich „pierdyliard” i miliardy wyświetleń.
– I jeszcze piosenki dla dzieci.
– Zgadza się. Z muzyki dla dzieci przechodzi do Nitoi i gra metal. Cieszę się, iż już tworzony jest drugi utwór – oczywiście Tomek komponuje muzykę.
– Wrócę do samochodów – nikt Ci nie proponował bycia ambasadorem konkretnej marki aut?
– Nie mogę być ambasadorem żadnej marki jako dziennikarz motoryzacyjny. Jestem wiarygodny i wszechstronny. Testuję i kocham wszystkie samochody.
– Bycie ambasadorem byłoby równoznaczne z końcem pracy w TVN Turbo?
– Tak.
– To się nie opłaca.
– Zdecydowanie nie. Jednak są marki, które lubię bardziej niż inne. Staram się oceniać w wyważony sposób. Zawsze próbuję w tych tańszych i gorszych samochodach, uznawanych za brzydkie – takich jak na przykład fiat multipla – znaleźć coś fajnego. I na odwrót: w samochodach uznawanych przez wszystkich za superauta – coś złego.
Idź do oryginalnego materiału