Acid Drinkers: „Ogromny margines beztroski” #wywiad

rockmetalnews.pl 2 godzin temu

Acid Drinkers wracają! Jeden z najbardziej zasłużonych zespołów metalowych na polskiej scenie zapowiedział letnie występy i cztery halowe koncerty w oryginalnym składzie. Jednak czy na tym się skończy? Porozmawialiśmy o tym z liderem zespołu, Tomaszem „Titusem” Pukackim.

Cześć Titus. Jak się miewasz?

Titus: No spójrz tylko na mnie, jestem w olimpijskiej formie.

Bardzo mnie to cieszy. Ostatnio słyszy się sporo o twoich aktywnościach artystycznych, ale zanim do nich przejdziemy i głównego tematu jakim jest powrót Acid Drinkers w oryginlanym składzie chciałem cię zapytać o „łapanie oddechu”. Tak wyraziłeś się w jednym z wywiadów. Na czym ono polega?

Titus: Na tym, iż nie będę stał na środku sceny pod wielkim logo Acid Drinkers. A to dlatego, iż stoję pod nim, mój drogi, od 1989 roku. W tym roku to już 36 lat i po 32 latach postanowiłem, iż biorę urlop. Stoję w centrum, gram na basie, śpiewam, piszę teksty, robię wszystkie wywiady. Należała mi się chwila oddechu, bo znów wylądowałbym w jakimś ośrodku zamkniętym (śmiech).

Czyli w takim razie udało się odetchnąć?

Titus: Już prawie nabrałem oddechu, gdy nagle wpada Litza (Robert Friedrich, gitarzysta i współzałożyciel Acid Drinkers, red) i mówi: „Zagrajcie z Popcornem z nami, dołączcie do Flapjacka na scenie, zagramy parę numerów Acida”. Mówię: O, chyba właśnie kończy mi się urlop.

Koniec urlopu często kojarzy się ludziom dosyć negatywnie, ale ty chyba nie żałujesz?

Titus: Nie, na razie nie żałuję (śmiech). Jest ekscytująco i bardzo przyjacielsko.

Chciałbym żebyś trochę rozwinął temat waszego spontanicznego pojawienia się na scenie w zeszłym roku podczas koncertu Flapjack jesienią zeszłego roku.

Titus: Patent wyglądał tak, iż jak wziąłem ten „urlop” i co jakiś czas myślałem jak tu wrócić. Nagle pojawił się pomysł, iż może by tak spróbować znów w oryginalnym składzie. Pomyślałem też o tych wszystkich facetach, którzy przez lata stali po mojej lewej na scenie: Perła, Lipa, Olo, Jankiel, Robert Zembrzycki, Dzvon. W sumie z żadnym, poza Jankielem, nie zdążyłem się za dobrze zakumplować. Litza dołączał do nas okazjonalnie na jeden, dwa numery w ciągu lat. Gdy zagraliśmy gościnnie na koncercie Flapjack pod wyświetloną nazwą Scorpions, bo cały czas mamy nasze poczucie humoru, to czułem, iż jest dobrze. Dzień wcześniej zagraliśmy szybką próbę i powiem ci, iż wróciła magia. Po występie z Litzą ustaliliśmy, iż robimy to dalej, on się zajmie sprawami organizacyjnymi, a ja artystycznymi, setlistą i tak dalej. I tak się zaczęło. Flow wróciło i gramy lepiej niż trzydzieści lat temu.

Czy w takim razie emocje po tak długim czasie niegrania ze sobą były takie same jak po pierwszej próbie w 1989 roku?

Titus: Na pewno inne. Dojrzalsze. Wtedy to była euforia, gdy Turbo udostępniło nam swoją salę i sprzęt. To było w maju. Teraz rozstawiliśmy się u Litzy w studiu i też pierdolnęło, ale inaczej. Mordy od razu nam się uśmiechnęły. Potrafimy lepiej niż kiedyś, lepiej brzmimy. Acid Drinkers jest teraz lepszy, bardziej skoncentrowany. Natomiast ta dzikość, która wychodzi spod rąk jest taka sama.

Czy po tylu latach nie grania ze sobą dowiedzieliście się o sobie czegoś nowego jako ludzie?

Titus: (chwila zamyślenia) interesujące pytanie. jeżeli chodzi o mnie i Litzę, to on jest cały czas bardzo przyjacielski. Gdy odszedł z Acid Drinkers to chyba z dekadę nie mieliśmy kontaktu, a potem się okazało, iż dalej jest kumplem. Wsparł mnie wielokrotnie, ja też nie odmawiałem mu, gdy o coś poprosił. Ta więź jest cały czas taka sama. Pamiętam, iż w przeszłości żarliśmy się ze sobą pod kątem artystycznym. Wtedy nasze małżonki mówiły: „Panowie znowu warczą na siebie. Będzie dobra płyta.” I z tego warkotu na siebie wychodziły często bardzo fajne i sympatyczne rzeczy. Teraz na siebie nie „warczymy”, bo pewne rzeczy mamy już przerobione, ale nie opuszcza nas to samo, czasem głupawe poczucie humoru i język, którym się posługujemy między sobą. O pozostałych kolegach też się nauczyłem paru nowych rzeczy. Myśmy wzrastali z sobą i na pewno poznaliśmy się już jak łyse konie. Albo i lepiej.

Mówisz o waszym specyficznym poczuciu humoru, które jest niezmienne i bez niego nie byłoby Acid Drinkers.

Titus: Tak. Bez naszego poczucia humoru bylibyśmy po prostu bandą nudnych skurwysynów, którzy odcinają kupony. A patent nie polega na tym, żeby kupony odcinać, tylko je przedłużyć. I dlatego jest ten powrót. Bez poczucia humoru, wzajemnego szacunku, sympatii, porozumienia między nami nie byłoby to możliwe. Mi osobiście by się po prostu nie chciało. Ja nic nie muszę robić. Ale za to wszystko mogę. Mogę to zrobić i mam na to ochotę. Poczucie humoru między mną a Litzą jest niezmienne. Popcorn na przykład jest zupełnie innym człowiekiem. Jak on się odezwie raz na całą próbę to i tak jest dużo. Ale wie absolutnie wszystko, co się dzieje na gryfie. jeżeli my czegoś nie wiemy, patrzymy zawsze na Popcorna. I on na spokojnie nam pokazuje co i jak. Grałem w życiu z wieloma gitarzystami, ale on jest najlepszy. On i Iggy Gwadera (gitarzysta Titus Tommy Gunn, red). Są zupełnie różni, ale z jednym i drugim mogę choćby podpalić świątynię.

W tym roku zagraliście również pewien „tajny” koncert na którym wystąpiliście pod nazwą De Sqrvionss. Kto wpadł na tę nazwę?

Titus: Jak już wcześniej mówiłem na naszym występie podczas koncertu Flapjack wyświetliliśmy nazwę Scorpions. Później ktoś rzucił nazwę De Sqrvionss. To kolejny element Acidowego poczucia humoru. De Sqrvionss brzmiało zarówno rockowo jak i wkurwiająco i konkretnie. Wiadomo będzie, iż nie ma żartów.

Słucham was od kilkunastu lat i ośmielę się stwierdzić, iż wasze podejście nie tylko do muzyki, ale również okładek płyt i całego anturażu jest oryginalne nie tylko na skalę krajową, ale i światową.

Titus: W naszej ekipie nigdy nie mieliśmy poważnego spojrzenia na karierę czy pieniądze. Zawsze bardziej nas interesowało żeby zrobić jakąś pożogę, coś zmalować, zepsuć. Typowe małolackie pierdoły. Dlatego nigdy nie zrobiliśmy wielkiej kariery, bo zapomnieliśmy się tym zainteresować (śmiech). Nasze lekkie podejście do twórczości przekładało się też między innymi, jak wspomniałeś, na okładki. Podczas tworzenia albumu „Strip Tease” pojawił się pomysł, żeby dać na okładkę Statuę Wolności. Ja wtedy mówię: dobra, ale z chujem na wierzchu. I to jest dobry pomysł. Bez żadnej burzy mózgów i powagi. Statua Wolności z fujarą jest fajna.

W sierpniu zagracie na serii koncertów pod szyldem Rockowizna. Czy czujesz przed tymi występami tremę czy ekscytację?

Titus: Tylko i wyłącznie ekscytację. Tremy się pozbyłem już dawno. Ona pewnie gdzieś jest, ale ja jej nie czuję. jeżeli miałbym się czegoś obawiać to ewentualnych problemów technicznych, ale zebraliśmy najmocniejszą ekipę techniczną, która o wszystko zadba, więc też się nie boję. Litza przyznał mi się, iż miał ogromną tremę przed koncertem jako De Sqrvionss. Powiedział, iż po tym koncercie po raz pierwszy od wielu dni spokojnie zasnął. Jednak w momencie, gdy rusza intro i wychodzimy na scenę, zmienia się świat i nasze jego postrzeganie. Ja podczas koncertu jestem w zupełnie innej rzeczywistości. Tak jak powiedział kiedyś wybitny polski aktor, Ludwik Solski: „Po scenie chodzi się inaczej niż po ziemi”.

Skoro już wywołałeś trochę temat aktorstwa, to przyznam, iż sam masz do tego naprawdę niezłe zacięcie. Mam tu na myśli chociażby twoją rolę w offowym filmie „At Oglog”.

Titus: O, oglądałeś tę produkcję. Reżyser i scenarzysta, Kuba Zubrzycki, zrobił z mojej roli cameo. Miałem po prostu zagrać siebie. Tak samo było, gdy wystąpiłem w serialu „Licencja na wychowanie”. A jeżeli chodzi o zdolności aktorskie, to chciałbym się kiedyś sprawdzić, ale nie wiem czy byłbym dobry (śmiech). Fajnie mi się wspomina „At Oglog”. Graliśmy bardzo teatralnie, z jednego ujęcia i jak najmniejszą ilością powtórek.

Zmieniając temat chcę cię podpytać o twoje aktywności w tej „przerwie” od Acid Drinkers. Po latach wyszedł nowy album Titus Tommy Gunn, cały czas aktywnie koncertujesz z zespołem Orgasmatron, pojawiasz się przy wielu innych projektach. Sam miałem okazję oglądać cię podczas gościnnego występu z Vaderem dwa lata temu, gdzie zagraliście „Overkill” z repertuaru Motorhead. Czy te wszystkie rzeczy mocno cię nasyciły, czy dalej jesteś człowiekiem głodnym kolejnych wyzwań?

Titus: jeżeli chodzi o ten występ z Vaderem, to był cudowny wieczór. To świetna ekipa i świetny utwór. Bawiłem się wybornie. Natomiast na pewno nie jestem nasycony jeżeli chodzi o Titus Tommy Gunn. W tym zespole rządzę trochę po dyktatorsku i odpowiadam za zdecydowaną większość rzeczy. Na szczęście mam doskonałą ekipę w skład której wchodzą Mike Dolski i Iggy Gwadera. Jestem na tyle nienasycony jeżeli chodzi o ten zespół, iż mam już prawie w całości skończony kolejny album i tylko czekam na termin studia, aby móc go nagrać.

Podczas naszej rozmowy nie mogę cię również nie zapytać o zdarzenie, które zatrzęsło ostatnio nie tylko światem rocka, ale przemysłem muzycznym w ogóle. Chodzi o śmierć Ozzy’yego Osbourne’a. Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z muzyką Ozzy’ego i Black Sabbath?

Titus: Szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałem Black Sabbath z Ozzym na wokalu. Moje pierwsze spotkanie z muzyką Sabbathów to była płyta „Mob Rules” nagrana z Dio. To było w 1981 albo 1982 roku. Zawsze ceniłem Ozzy’ego za całokształt, za to kim był, ale twórczość Black Sabbath zawsze wolałem z Dio. jeżeli chodzi o jego śmierć, to wiedziałem, iż to stanie się za chwilę. I przyznam ci się, iż wpadłem w stupor. Doszedłem do smutnej konkluzji, iż świat moich rockowych bohaterów umiera. Lemmy zszedł, Ozzy zszedł. Tacy muzycy jak Halford, Dickinson, Gillan czy Byford też już nie są najmłodsi, ale oby żyli jak najdłużej. Po śmierci Ozzy’ego zrobiło mi się, naprawdę, kurwa, smutno.

A zadałeś sobie pytanie co będzie dalej?

Titus: Jedziemy dalej z koksem. Rock n’ roll będzie istniał dalej. Będzie bardziej widoczny, mniej widoczny, będą ludzie, którzy będą pozować na rock n’ rollowców, będą ludzie prawdziwi.

Czego nauczyłeś się w programie „Back To School”?

Titus: (chwila zamyślenia) Wszystko wiedziałem. Aczkolwiek miałem przesympatyczną okazję spotkać się z ludźmi z totalnie innych światów. To było fajne doświadczenie, bo nie zawsze muzyk rockowy, który jest na scenie prawie czterdzieści lat może się dogadać z biznesmenami, kucharzami, influencerkami. Okazał się, iż naprawdę można pogadać.

A jak ci ludzie odbierali ciebie? Czy wykazywali jakieś zainteresowanie twórczością Acid Drinkers lub w ogóle muzyką rockową? Czy może byłeś dla nich człowiekiem z zupełnie innej planety?

Titus: Chyba zdecydowanie byłem dla nich zupełnie człowiekiem z innej planety. Janek Kuroń przyznał mi się po dwóch dniach, iż słuchał Acid Drinkers i bywał na koncertach. Ogólnie było bardzo pracowicie i sympatycznie.

W tym roku mija 36 lat istnienia Acid Drinkers. Jak patrzysz na te ponad trzy dekady z perspektywy czasu?

Titus: Wiesz, zawsze można gdybać. Wydaje mi się, iż Acid Drinkers to najlepsza rzecz jaka mogła mi się przytrafić w życiu. Ten sposób życia, działania i kreatywności, która niesie z sobą ogromny margines beztroski, jest niesamowicie pozytywne. Ja odpowiadam tylko za rock n’ rolla. Nie jestem lekarzem czy pilotem, który trzyma w swoich rękach ludzkie życie. Rock n’ roll daje ogromny margines beztroski i to jest cudowne.

Po letnich koncertach zapowiedzieliście również cztery koncerty halowe. Pojawiają się spekulacje co będzie dalej, ale moim zdaniem czas pokaże.

Titus: Tak, pojawiają się pytania czy będzie nowy album. jeżeli będzie w nas prawdziwa potrzeba kreacji i tworzenia, to tak się stanie. Ale jeżeli mielibyśmy działać wedle cudzych oczekiwań, to absolutnie nie. Potrzeba musi w nas urosnąć i wtedy ma to sens.

Czyli musi być taka sama koniunkcja planet jak w przypadku waszego ponownego spotkania na żywo żeby coś się zadziało?

Titus: Świetnie to określiłeś. jeżeli planety będą nam łaskawe, to spuścimy kolejny wpierdol.

Wydaje mi się, iż porównanie do planet jest w waszym przypadku całkiem trafne. Wszyscy jesteście trochę z innych światów, ale właśnie ta koniunkcja sprawia, iż tworzycie coś wyjątkowego.

Titus: Coś w tym jest. Masz rację. Każdy z nas jest z innego układu filozoficzno-towarzyskiego. Najczęściej dzielono nas na dwa obozy: satanistyczny i katolicki. W pierwszym byłem Popcorn i ja, a w drugim Litza i Ślimak. Oni są różni i ja z Popcornem też jesteśmy zupełnie różni. Jednak ten poczwórny filtr sprawia, iż dzieje się coś zupełnie naszego. jeżeli kojarzysz album „Are You A Rebel?” to wiesz, iż miała z tego wyjść klasyczna Metallica. A wyszło wszystko inne, tylko nie to, co zakładaliśmy. Tak to się u nas odbywa.

Żałujesz czasami, iż Acid Drinkers nie zrobiło kariery na Zachodzie?

Titus: Ja niczego nie żałuję. Cieszę się z tego, co jest. Nie wiem czy byśmy dalej istnieli, gdybyśmy rozkręcili karierę za granicą. Nie wiem, czy byśmy to udźwignęli. Ja jestem człowiekiem, który lubi siedzieć w domu. Gdybym miał spędzać sto dni w trasie, to nie wiem czy bym dał radę. Zawsze moglibyśmy się tłumaczyć, iż idziemy do roboty, zarabiamy pieniądze. Ale ja tego nie chcę. Chcę mieć ten ogromny margines beztroski. A perspektywa światowej kariery zdaje się go strasznie zmniejszać.

Czego w takim razie można ci życzyć?

Titus: Tego o czym mówiłem parokrotnie w naszej rozmowie. Kompletnej beztroski (śmiech).

Idź do oryginalnego materiału