"Absolutni debiutanci" opowiadają o dorastaniu odważnie, zmysłowo i po polsku – recenzja serialu

serialowa.pl 1 rok temu

Co byście powiedzieli na połączenie „Atypowego” i „Marzycieli” w wakacyjnym i bardzo polskim klimacie? Serial Netfliksa „Absolutni debiutanci” oferuje to i znacznie więcej – w ramach dość prostej historii o dorastaniu.

Netflix ma ostatnio dobrą rękę do polskich produkcji, które w końcu zaczynają wychodzić poza bezpieczny teren kryminałów i thrillerów, wpasowujących się w modę na seriale w mrocznym, skandynawskim stylu. Najpierw oszołomiła nas swoją świeżością osadzona w środowisku Romów „Infamia„, a teraz mamy kolejną jakościową młodzieżówkę, którą z przyjemnością obejrzą widzowie w każdym wieku, oczekujący od współczesnej telewizji przekraczania pewnych granic obyczajowych, nadążania za tym, jak zmienia się świat, i opowiadania historii choć trochę ważnych społecznie.

Absolutni debiutanci – o czym jest polski serial Netfliksa?

„Absolutni debiutanci„, których od dziś znajdziecie na platformie, to zamknięta w sześciu 45-minutowych odcinkach historia dwójki nastolatków w wieku maturalnym. Lena (Martyna Byczkowska, „Skazana”) i Niko (Bartłomiej Deklewa, „#BringBackAlice”) przyjaźnią się od dziecka, a wręcz są jak przybrane rodzeństwo, dzielące wspólne pasje i intymne sekrety. Blisko są zresztą także ich rodziny, posiadające na spółkę letni dom nad morzem, gdzie wszyscy od lat mają zwyczaj spędzać razem wakacje. Ale to już będzie ostatnie takie lato, bo nie dość iż dzieciaki dorastają, to jeszcze rodzice Leny chcą wyjechać do Włoch, a na horyzoncie widać niejeden emocjonalny galimatias.

„Absolutni debiutanci” (Fot. Netflix/Robert Pałka)

Wszystko zaczyna się od filmu, który nasz duet chce nakręcić w ramach zdawania do szkoły filmowej. Ma być odważnie, krótko i o miłości. Dzieciaki mają ambitną wizję, zawierającą wszystko, od XIX-wiecznych kostiumów, po sceny seksu jak z „Kamasutry” – a do tego całość ma być poetyczna, emocjonalna i daleka od sztampowej, z twistem. Czy to się może udać? Patrząc na chaos, w jaki zamienia się przedsięwzięcie, z jednej strony trudno w to uwierzyć, z drugiej… Z drugiej strony gwałtownie staje się oczywiste, iż Lena nie jest zwykłą nastolatką, nie myśli tak jak większość z nas i z zaproszenia do przyjrzenia się, co się dzieje w jej głowie, potrafią wyniknąć rzeczy niezwykłe.

Serial już w pilocie ujawnia, iż bohaterka jest w spektrum autyzmu, a Niko – który nazywa ją swoją ulubioną osobą na świecie – stanowi dla niej, dosłownie i w przenośni, coś w rodzaju kocyka obciążeniowego. Jego przyjaźń i bezwarunkowe wsparcie to coś, na co ona zawsze może liczyć, i nawzajem. Ale czy ta relacja może być kontynuowana w takiej wersji, kiedy oboje stoją już u progu dorosłości? Czy ona jest w stanie stanąć na własnych nogach – bez niego? I kim adekwatnie on jest bez niej? Wreszcie – czy to jest przyjaźń czy coś więcej? „Absolutni debiutanci” zagłębiają się w gąszcz nastoletnich emocji i teen angstu w wydaniu niby znajomym, ale i świeżym, bo polskim.

Absolutni debiutanci to raczej Marzyciele niż Euforia

Gdybym chciała określić klimat i ton „Absolutnych debiutantów”, powiedziałabym, iż mają w sobie sporo z „Marzycieli” Bernarda Bertolucciego, ale też blisko im do włosko-amerykańskiej produkcji Sky i HBO „Tacy właśnie jesteśmy” od reżysera „Call Me by Your Name”, Luki Guadagnino. To niby wciąż serial młodzieżowy, ale inny, poważniejszy, mądrzejszy, skupiający się na wydobywaniu piękna z emocji towarzyszących dorastaniu. Twórczynie „Absolutnych debiutantów”, Kamila Tarabura („Zielona granica”) i Nina Lewandowska („Krakowskie potwory”), z wielką wrażliwością i wyczuciem wchodzą w świat nie tylko młodej osoby ze spektrum, ale też ogólnie różnego rodzaju poszukiwań, zarówno tych egzystencjalnych, duchowych, jak i czysto seksualnych.

„Absolutni debiutanci” (Fot. Netflix/Robert Pałka)

Lena i Niko z zaskoczenia zostają skonfrontowani z kimś z zupełnie innego świata – młodym sportowcem Igorem (Jan Sałasiński, „Zielona granica”), przeżywającym własne dylematy. Dwójka zakochanych w kinie nastoletnich wrażliwców za sprawą nowego znajomego poznaje nieco inny świat, inne typy relacji międzyludzkich i inne wzorce męskości. Testosteron wylewający się z treningów koszykówki w jakimś stopniu ich odpycha, a w jakimś pociąga, a i Igor nie może oprzeć się urokowi tej dwójki. Znajomość doprowadza ich wszystkich do odkryć i nowych rzeczy w życiu, których nigdy by nie mieli, gdyby nie zdecydowali się wyjść poza swoją strefę komfortu.

„Absolutni debiutanci” zmysłowo i z wyczuciem wkraczają w temat nastoletnich poszukiwań własnej tożsamości, fundując widzom kilka odważnych scen, utrzymanych jednak raczej w klimacie znanym z „Marzycieli” czy „Call Me by Your Name”, niż tym z „Euforii”. „Te ostatnie wakacje” i nastolatkowie u progu dorosłości to tematy stare jak świat, nie spodziewajcie się więc, iż ktoś tu odkryje Amerykę. Zwłaszcza iż historie rodziców Leny i Niko – których grają Katarzyna Warnke („Pętla”), Piotr Witkowski („Kamerdyner”), Anna Krotoska („Fanfik”) i Andrzej Konopka („Wataha”) – prowadzących własne poszukiwania w temacie związków, są tak banalne, iż aż proszą się o skrócenie, aby zrobić więcej miejsca młodym. Ale choćby mieszcząc się w granicach tego, do czego przyzwyczaiły nas filmy indie o dorastaniu, „Absolutni debiutanci” mają w sobie wystarczająco dużo charakteru i otwartości, aby oglądało się ich z przyjemnością.

Absolutni debiutanci – czy warto oglądać serial Netfliksa?

To właśnie ta otwartość na wszelkie doświadczenia, ciekawość świata, zderzenie sposobu myślenia artystycznych dzieciaków z totalną męskością obozu sportowego i podejście do emocji na zasadzie „nic, co ludzkie, nie jest mi obce”, stanowi o wyjątkowości „Absolutnych debiutantów”, zwłaszcza jeżeli porównać ich do innych młodzieżówek obecnych na polskim rynku. Niezręczność, niedopowiedzenia, rozmowy o rzeczach najważniejszych na świecie, chaos młodzieńczych uczuć i odważne rzucanie się w to, co nowe i nieodkryte, sprawiają, iż kolejne odcinki pochłania się błyskawicznie, zachłannie i bez reszty. Jest w tym serialu cudowna wolność, swoboda, poczucie, iż oto znaleźliśmy się w bezpiecznym miejscu, gdzie bycie sobą nie jest jakimś luksusem.

„Absolutni debiutanci” (Fot. Netflix/Robert Pałka)

Choć „Absolutni debiutanci” traktują o dwójce – a być może i trójce, zresztą na upartego możemy dodać jeszcze czwartą osobę, Malwinę (Paulina Krzyżańska, „Herkules”) – młodych bohaterów, nie ma wątpliwości, iż to przede wszystkim historia Leny i wielki popis Martyny Byczkowskiej, wyrastającej na jedną z najciekawszych nowych twarzy w polskich serialach. To jej charyzma, jej energia, jej wrażliwość i jej nieszablonowe podejście niosą serial Netfliksa, sprawiając, iż trudno jest oderwać się od ekranu. Wszystko w wykonaniu tej aktorki jest „jakieś”. Jednocześnie sposób, w jaki twórczynie podchodzą do „atypowości”, sprawia, iż „Absolutni debiutanci” mogą zrobić wiele dobrego, jeżeli chodzi o postrzeganie osób w spektrum. To po prostu mądry serial.

To też serial świetnie, filmowo zrealizowany; poetyczny, przemyślany, w którym nie brak zarówno ładnych kadrów, jak i nieoklepanych pomysłów wizualnych. Odpowiedź na pytanie, czy oglądać „Absolutnych debiutantów”, brzmi więc: tak, tak i jeszcze raz tak. Dokładnie takich historii nam trzeba i dokładnie takie seriale powinien produkować polski Netflix, kiedy tradycyjne stacje – od TVP, niestety aż po HBO – nie mają odwagi.

Absolutni debiutanci – serial dostępny na Netfliksie

Idź do oryginalnego materiału