8 książek, które każdy influencer, dziennikarz i bloger powinien przeczytać

totylkoteoria.pl 1 rok temu

Istnieje wiele ciekawych książek, które warto przeczytać. Są i takie, bez których trudno się obejść i pozostać rzetelnym i patrzącym w szerszej perspektywie dziennikarzem, blogerem czy influencerem. Oto osiem tytułów, jakie we współczesnym świecie każdy wykonujący tego typu pracę człowiek powinien przeczytać. Ale zapewniam, iż dla ciekawych świata ludzi innych zawodów też będą to bardzo wartościowe lektury.

Fot. Jarmoluk/Pixabay z późn. zm.

„Nienawiść. Sp. z o. o.”, Matt Taibbi, wyd. Czarne

Można nie lubić Matta Taibbiego za jego slangowo-memowy styl pisania, a tym bardziej z powodu wygłaszanych przez niego poglądów na temat Rosji i Ukrainy. Jednak książka „Nienawiść. Sp. z o. o.” niewątpliwie wyszła mu bardzo dobrze i jest niezwykle wartościowa. Opisuje w niej polaryzację mediów amerykańskich, którą niemal 1:1 można przełożyć na sytuację w Polsce.

Media lewicowe idą w absurd i odrzucanie rzeczywistości, liberalne w podbijanie stawki pt. „kto ostrzej i bardziej sensacyjnie zaatakuje słownie tamtych”, a prawicowe w teorie spiskowe i negowanie faktów. Jest to niezmiernie szkodliwe dla jakości debaty publicznej i wypracowywania rozwiązań systemowych, a niestety zakorzeniło się bardzo mocno.

Moc książki Taibbiego wynika również z tego, iż postanowił on skrytykować swoje własne środowisko, czyli media i dziennikarzy liberalnych i lewicowych, którzy kreują się na bardzo poprawnych, ułożonych i trzymających się z dala od hejtu, podczas gdy tak naprawdę jedynie lepiej się z tym wszystkim maskują.

„Wiek kapitalizmu inwigilacji”, Shoshana Zuboff, wyd. Zysk i S-ka

Książka Shoshany Zuboff dla rozpoznania skutków ekspansji zbierania danych behawioralnych (tego w co klikamy, kiedy, skąd, jak długo trzymamy kursor w określonym miejscu itd.) jest tym, czym dla badania ewolucji biologicznej była książka „O powstawaniu gatunków…” Karola Darwina. To synteza fundamentalnej wiedzy na temat współczesnych technologii.

Chociaż wiele faktów, o których pisze Zuboff w swojej książce – np. nielegalnych lub granicznych działań wielkich koncernów technologicznych – było znanych przed premierą „Wieku kapitalizmu inwigilacji”, to badaczka połączyła je w jedną całość i opisała, jak dramatyczny wpływ na życie jednostek i społeczeństw mają media społecznościowe i inne wynalazki śledzące ludzką aktywność.

Czym jest nadwyżka behawioralna i jak jest wykorzystywana, w jaki sposób inwigilacja tego co robimy może w przyszłości odebrać nam (nomen omen) prawo do przyszłości i jak korporacje technologiczne niszczą rozwój intelektualny i kulturowy współczesnej cywilizacji – o wszystkim tym przeczytacie w fenomenalnej książce Shoshany Zuboff. Gdyby niniejszy artykuł był rankingiem, „Wiek kapitalizmu inwigilacji” byłby na pierwszym miejscu. Uważam, iż każdy odpowiedzialny dziennikarz, bloger czy influencer – niezależnie czy zajmuje się sportem, rozrywką, nauką, śledztwami, sprawami społecznymi, ochroną środowiska czy polityką – powinien tę książkę przeczytać.

„Szaleństwo tłumów”, Douglas Murray, wyd. Zysk i S-ka lub „Cyniczne teorie”, Helen Pluckrose i James Lindsay, wyd. WEI

Jednym z głównych problemów intelektualno-kulturowych współczesnego Zachodu jest popularność ideologii łołk (woke). Chociaż nie uwiodła ona szerokich mas, to stała się mainstreamowa na wielu uniwersytetach, w czołowych, prestiżowych mediach oraz w środowisku NGOsów – w tym w Polsce. Sprawiła, iż wygłaszanie racjonalnych poglądów czy popularyzowanie nauki jest niemożliwe, jeżeli tylko jakaś grupa – zwykle mikromniejszość – czuje się tym urażona. Przybywa osób, często wybitnych specjalistów, którzy z powodu stwierdzenia faktu (typu: „istnieją dwie płcie”, „otyłość to choroba”, „autyzm jest zaburzeniem”) stracili pracę, bo uruchomiono na nich nagonkę za „obrażanie uczuć mniejszości”. Sam od ponad roku mam podobne problemy w związku z tym, iż piszę rzetelnie, bez wypaczania, o tematyce płci i transseksualizmu.

Problematykę tej ideologii i powiązanej z nią kultury unieważniania (ang. cancel culture) opisał Douglas Murray w książce „Szaleństwo tłumów”. Jest to przystępny reportaż pokazujący, do jakich absurdów dochodzi, gdy aktywiści łołk zaczynają dochodzić do głosu, czy być osobami decyzyjnymi. (Niestety w polskim przekładzie książka ta ma sporo literówek i błędów tłumaczeniowych, niemniej jeżeli ktoś nie zna angielskiego, to polska wersja jest jak najbardziej zrozumiała – po prostu liczba językowych wpadek tłumaczenia jest momentami przytłaczająca). Gdyby społeczeństwo metaforycznie porównać do jednostki, to aktywistów łołk można uznać za sygnały skłaniające jej mózg do popadnięcia w psychozę. jeżeli jest ich odpowiednio dużo i są zorganizowani to im się to udaje. W efekcie społeczeństwo popełnia kardynalne błędy w zakresie nauki i kultury, polityki i bezpieczeństwa, regulacji i instytucjonalizacji.

Bądź na biężaco!

Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać informacje o nowych treściach na stronie totylkoteoria.pl

Druga książka, która porusza temat łołk, to „Cyniczne teorie”. Skupia się ona na nurtach bazujących na tej ideologii, nazywanych przeze mnie ruchami potworkowymi, co wyjaśniłem w mojej osobnej, rozbudowanej recenzji (pod powyższym linkiem). Napisana przez Helen Pluckrose i Jamesa Lindsay’a analiza ma charakter bardziej naukowo-akademicki. W przeciwieństwie do „Szaleństwa tłumów”, czytanie jej jest znacznie wyraźniej wymagające. Wobec tego zachęcam do zaczęcia od tej pierwszej książki, a dopiero potem do sięgnięcia po drugą.

„Chińczycy trzymają nas mocno”, Sylwia Czubkowska, wyd. Znak

Od niespełna dekady mówi się o tym, iż Chińczycy w sensie politycznym i międzynarodowym, a także gospodarczym, ustrojowym czy kulturowym i cywilizacyjnym, stanowią coraz większe wyzwanie dla zachodnich demokracji. Choć ich siła poniekąd wynika stąd, iż w Chinach ideologia łołk kompletnie się nie przyjęła, to istnieją też inne, często znacznie istotniejsze powody (o ile czynnik osłabiający Zachód, w postaci łołku, ma dla Zachodu znaczenie niezbywalne, o tyle brak tego elementu w przypadku mocy Chin nie jest już decydujący).

W kontekście Europy, zwłaszcza tej środkowo-wschodniej, w której sercu leży Polska, temat ten poruszyła dziennikarka Sylwia Czubkowska. Opisała go w postaci reportażu pt. „Chińczycy trzymają nas mocno”. W książce znajdziemy wywiady z naukowcami, politykami i analitykami, a także informacje na temat ekspansji Chin w Europie. Nie są to miłe dane, ale trzeba je znać i badać, aby móc się bronić na przyszłość przed rozwojem wypadków w negatywnym dla nas kierunku.

Artykuł napisałem dzięki wsparciu Patronów i Patronek z serwisu Patronite, do których dołączyć można tutaj.

W przypadku „Chińczyków trzymających nas mocno” warto na marginesie zwrócić uwagę na bardzo pomysłową, ciekawą i dobrze wykonaną okładkę. Widać na niej centrum Warszawy w czerwono-pomarańczowych barwach, jak gdyby była trawiona gigantycznym pożarem. Po niebie lata chiński smok, który, jak można się domyślać, stanowi źródło tego bijącego z nastroju obrazka zagrożenia. Przy okazji, polecam mój wywiad z Sylwią Czubkowską, o tym jak Chińczycy wpływają na europejskie uniwersytety.

„Piękny styl”, Steven Pinker, wyd. Smak Słowa

Steven Pinker to powszechnie szanowany intelektualista, językoznawca i psycholog. Autor wielu książek popularnonaukowych i publicystycznych. Jedna z nich – „Piękny styl” – jest o tym, jak dobrze pisać. A ponieważ poziom współczesnego dziennikarstwa, coraz bardziej clickbaitowego, sensacyjnego, dezinformacyjnego, niewnikliwego czy zautomatyzowanego, woła o pomstę, odtrutką może być m.in. właśnie ta książka.

W „Pięknym stylu” Steven Pinker tłumaczy na bardzo konkretnych przykładach, jak pisać, aby zdania były schludne, poprawne, by dobrze się je czytało. Podaje fragmenty beznadziejnego, nielogicznego i niespójnego pisarstwa (np. teksty Judith Butler, omawianej od strony merytorycznej i filozoficznej w „Cynicznych teoriach”) oraz dobrego i angażującego (np. artykuł o czaplach z gazety) i analizuje je, kawałek po kawałku, tłumacząc co (i dlaczego) jest w nich kiepskie bądź zadowalające.

Na marginesie warto dodać, iż Steven Pinker jest jedną z niewielu osób, którym udało się oprzeć atakom ze strony aktywistów ideologii łołk. W roku 2020 ideologizujący naukę akademicy (ciekawostka: sprawdzałem wyrywkowo ich profile społecznościowe i wiele z nich to były młode doktorantki nauk humanistycznych, z włosami w kolorze niebieskim, różowym czy fioletowym) napisali list wzywający do usunięcia Pinkera z Amerykańskiego Towarzystwa Językoznawczego za to, iż zwracał uwagę na statystyczne dane dotyczące zabójstw w USA i twierdził, iż zarówno zabijanie białych, jak i czarnych (a nie tylko czarnych) przez amerykańskich policjantów stanowi problem Ameryki. Jego dotychczas wypracowana pozycja zawodowa, intelektualna i majątkowa pozwoliła mu na odparcie zorganizowanej przeciwko niemu nagonki. Jednak niemal każdy inny na jego miejscu zostałby zlinczowany i nie wyszedłby z tego obronną ręką.

„Korposzczury”, Dan Lyons, wyd. Znak

Niektórzy są mistrzami w wymyślaniu idiotycznych zastępczych rozwiązań dla poważnych problemów, wymagających systemowych i instytucjonalnych regulacji. W kulturze korporacyjnej, która ochoczo gromadzi rozmaite potworki, widać to wyjątkowo dobrze. Na przykład brak podstawowych praw pracowniczych maskowany przysłowiowymi „owocowymi wtorkami” czy kartami sportowymi, albo złe warunki pracy przekute w hasła typu „elastyczna przestrzeń pracy”. Przeciwko temu wystąpił Dan Lyons w swojej książce „Korposzczury”, w której krytykuje rozmaite szkodliwe podejścia do kultury pracy, szyte pod wygodę i zysk pojedynczych jednostek, kosztem całej reszty.

Bardzo interesujący jestem, jaka byłaby treść takiej książki dla pracy w trybie zdalnym lub hybrydowym. „Korposzczury” powstała przed pandemią, więc tego rodzaju zagadnienie nie jest w niej poruszane. Ja, jako iż pracuję zdalnie „od zawsze” – na długo przed pandemią – zdążyłem już zaznać i zrozumieć nie tylko niewątpliwe zalety takiego stylu pracy, ale i niezaprzeczalne wady, odnoszące się do psychologii i socjologii. Mam nadzieję, iż książka w stylu „Korposzczurów”, ale odnosząca się do pracy zdalnej i hybrydowej zostanie za jakiś czas przez mądrego człowieka napisana, opublikowana i wydana także w Polsce.

„Przeciw empatii”, Paul Bloom, wyd. Charaktery

Prawdopodobnie niejednokrotnie słyszeliście bądź czytaliście w Internecie wezwania w stylu „więcej empatii!”, „trochę empatii!”. Mogły to być również oskarżenia: „jak można być tak nieempatycznym?!”, „nie masz empatii!”, „przydałoby ci się trochę więcej empatii!”. Nie jest zaskakujące, iż osoby, które bezrefleksyjnie rzucają takimi hasłami robią wrażenie, jakby same miały poważne deficyty w zakresie empatii, ale również… współczucia.

O tym, czym różni się empatia od współczucia i dlaczego to drugie jest – zwłaszcza w kontekście społecznym i publicznym – lepsze od pierwszego, pisze prof. Paul Bloom (psycholog moralności) w książce „Przeciw empatii”. Dowiemy się z niej, czym w ogóle jest empatia (kolejna podpowiedź: osoby na prawo i lewo szafujące tym słowem bardzo rzadko je rozumieją), na czym polega i co implikuje.

W Polsce książka ta została wydana przez niszowe wydawnictwo i jest trudno dostępna. Niemniej blogerzy, dziennikarze, publicyści czy influencerzy powinni moim zdaniem ją przeczytać, ponieważ w przestrzeni publicznej zdecydowanie bardziej potrzebujemy współczucia i zrozumienia, aniżeli empatii czy, jak niektórzy mawiają, „empatozy”.

Artykuł mogłem napisać dzięki wsparciu na portalu Patronite. jeżeli tekst się Państwu podoba, zachęcam do odwiedzenia mojego profilu w tym serwisie i dołączenia do moich Patronów. Pięć lub dziesięć złotych nie jest dużą kwotą. Jednak przy wsparciu wielu mogę dzięki niemu poświęcać czas na pisanie artykułów, nagrywanie podkastów oraz utrzymywać i rozwijać stronę.

Idź do oryginalnego materiału