5 niezrealizowanych filmów Tarantino

filmweb.pl 8 miesięcy temu
W czwartek świat kina lotem błyskawicy obiegła informacja, iż Quentin Tarantino zrezygnował niespodziewanie z nakręcenia zapowiadanego od dawna "The Movie Critic". Miał to być dziesiąty i ostatni film w karierze dwukrotnego laureata Oscara. Z tej okazji wybraliśmy dla Was pięć innych obiecujących projektów Tarantino, które nigdy nie doszły do skutku.

"Kill Bill vol. 3"



Jeszcze w trakcie realizacji dyptyku "Kill Bill" Tarantino przewidywał, iż za parę lat zechce wrócić do projektu. Reżyser wyobrażał sobie, iż będzie to jego odpowiednik "trylogii dolarowej" Sergia Leone. Bohaterką trzeciego filmu miała być Nikki, córka Vernity Green (Vivica A. Fox), która szuka odwetu na Pannie Młodej (Uma Thurman) za śmierć swojej matki. Tarantino zapowiadał opowieść o spirali rozrachunków i córkach mszczących się za śmierć matek. Planował obsadzić Mayę Hawke w roli B.B., córki Beatrix Kiddo, i przewidywał wykorzystanie takich postaci jak Sophie Fatale czy Shiaki, bliźniacza siostra Gogo Yubari. Reżyser miał też pomysł na drugi sequel (o parze okaleczonych w pierwszym filmie zabójców, którzy zamierzają odwzajemnić się Pannie Młodej) oraz na szereg animowanych spin-offów (o przygodach Deadly Viper Assassination Squad oraz Billa i jego mentorów). W 2021 roku powiedział jednak, iż porzucił te plany, bo oryginalny "Kill Bill" zbyt wiele go kosztował i nie chce on wracać do tego doświadczenia.


Film o Srebrnym Surferze



Na długiej liście niezrealizowanych filmów Quentina Tarantino nie brakuje adaptacji komiksów. Trudno się dziwić - w dzieciństwie autor "Django" był wielkim miłośnikiem superbohaterów ze stajni Marvela. Iron Man, Luke Cage i Sgt. Rock to tylko niektórzy z komiksowych herosów, których historie Tarantino chciał bądź mógł przenieść na ekran. Najwięcej energii dwukrotny laureat Oscara włożył w film o Srebrnym Surferze. Na początku lat 90. po sukcesie "Wściekłych psów" napisał 500-stronnicowy scenariusz o przygodach prawej ręki złego Galactusa. Z tekstem udał się do niemieckiej wytwórni Constantin, która w tamtym czasie posiadała prawa do postaci Surfera. Projekt został, niestety, odrzucony - producenci uznali, iż młodemu filmowcowi brakuje doświadczenia potrzebnego przy tak dużym przedsięwzięciu. Kilka lat później Tarantino został zatrudniony do poprawienia dialogów w "Karmazynowym przypływie". W efekcie w filmie znalazła się pamiętna wymiana zdań między bohaterami Denzela Washingtona i Danny'ego Nucciego. Sami zobaczcie:



"Casino Royale"



Niewiele brakowało, a Quentin Tarantino nakręciłby film o Bondzie. Na początku XXI wieku reżyser wykazywał duże zainteresowanie przeniesieniem na ekran "Casino Royale", choć - jak się później okazało - wytwórnia produkująca serię o agencie 007 nic takiego mu nie proponowała. Tarantino działał więc na własną rękę, współpracując z rodziną Iana Fleminga, autora literackiego pierwowzoru. W jego wizji akcja rozgrywałaby się w latach 60. XX wieku, a jedynym słusznym odtwórcą głównej roli miał być zdaniem twórcy "Pulp Fiction" Pierce Brosnan. Sam reżyser utrzymuje, iż to właśnie jego starania doprowadziły do tego, iż film ostatecznie powstał, choć z kim innym za kamerą. "Casino Royale" nakręcił w końcu w 2006 roku Martin Campbell. Film okazał się jedną z najlepszych części serii.


Remake "Szybciej, koteczku! Zabij! Zabij!"



A gdyby ktoś nam powiedział, iż planuje remake "Szybciej, koteczku! Zabij! Zabij!"? I zamierza powierzyć główne role Kim Kardashian i Britney Spears? W przypadku każdego innego reżysera pewnie skwitowalibyśmy to ironicznym "Powodzenia". Ale iż pomysł wyszedł od Quentina Tarantino, byliśmy, cóż, zaintrygowani. Nasz apetyt podsyciła Tura Satana. Gwiazda oryginału zapewniała w wywiadach, iż ściśle współpracuje z Tarantino nad scenariuszem. Niestety. Twórca "Pulp Fiction" najwyraźniej doszedł do wniosku, iż duch dzieła Russa Meyera, który unosi się nad "Death Proof", wystarczy. Po kilku miesiącach temat umarł śmiercią naturalną.


"Star Trek" z kategorią wiekową R



W pierwszej chwili pomysł, by Quentin Tarantino nakręcił film "Star Trek", wydaje się absurdalny. Ta seria jest po prostu zbyt grzeczna dla rogatej duszy, jaką jest Tarantino. Cała jego miłość do prostego, pulpowego kina nie wydaje się dostatecznym uzasadnieniem, by brać ten projekt na poważnie (nawet przy zapowiedzi, iż wersja Tarantino miałaby kategorię R). Wystarczy jednak chwilę się zastanowić, by ujrzeć prawdę: "Star Trek" to idealny projekt dla Tarantino. Jego kino znane jest z tego, iż bazuje na grupie wyrazistych postaci. Załoga USS Enterprise dałaby mu okazję do świetnych decyzji castingowych, doskonałego budowania interakcji pomiędzy barwną grupą bohaterów, a przede wszystkim do napisania całej masy wybitnych dialogów, które mogłyby stać się kultowe. "Star Trek" u swoich korzeni to również kino drogi, a droga - ta metaforyczna jak i całkiem dosłowna - jest jednym z ulubionych motywów Tarantino. Tak więc im dłużej myślimy o tym projekcie, tym bardziej żałujemy, iż reżyser go porzucił.

Idź do oryginalnego materiału