„40 Years Total Eclipse of the Heart” – Relacja z koncertu Bonnie Tyler

strefamusicart.pl 5 godzin temu
Zdjęcie: IMG_6724


Piątego grudnia w Ergo Arenie odbył się koncert, na który wielu fanów muzyki lat osiemdziesiątych czekało z prawdziwą nostalgią. Bonnie Tyler obchodzi 40-lecie swojego największego hitu „Total Eclipse of the Heart”. Z tej okazji zrobiła trasę po najwiekszych miastach w Polsce i między innymi zajrzała do Trójmiasta. Koncert był na godzinę dwudziestą, ale już przed wejściem dało się wyczuć wyjątkowy klimat.

Bonnie Tyler to brytyjska wokalistka o niezwykle rozpoznawalnej, zachrypniętej barwie głosu, największe triumfy święciła w latach osiemdziesiątych. To właśnie wtedy świat usłyszał takie hity jak „It’s a Heartache”, „Holding Out for a Hero”, „Faster Than the Speed of Night” czy oczywiście kultowy „Total Eclipse of the Heart”. Jej twórczość do dziś ma rzesze wiernych fanów, co było bardzo wyraźnie widoczne na widowni. Obecne były zarówno osoby pamiętające jej przeboje z młodości, jak i młodsze pokolenie, które dopiero odkrywa artystkę.

Koncert rozpoczął się punktualnie. Bonnie postawiła na otwarcie pełne klasycznego rocka. Usłyszeliśmy najpierw „Have You Ever Seen the Rain?” Creedence Clearwater Revival, a tuż po nim „Hide Your Heart” zespołu Kiss. Energetyczne brzmienia coverów gwałtownie wprowadziły publiczność w klimat wieczoru. Po chwili nadszedł pierwszy z jej przebojów: „Lost in France”, wykonany z dużą swobodą. Później artystka wróciła do coverów, prezentując „To Love Somebody” Bee Gees w nastrojowej, spokojnej aranżacji.

Emocje zaczęły rosnąć wraz z kolejnymi utworami. „The Best Is Yet to Come” zapowiadało, iż mocniejsze momenty dopiero nadchodzą. Gdy Bonnie wykonała „It’s a Heartache”, publiczność nie wytrzymała. Wiele osób wstało z miejsc i zaczęło gromadzić się pod sceną. Ci, którzy woleli koncert w wersji siedzącej, zostali na swoich miejscach, ale pod sceną zaczęła się prawdziwa zabawa i bezpośredni kontakt z artystką. Dla wielu był to bardziej naturalny sposób przeżywania takiej muzyki. Trudno przecież wysiedzieć przy jednym z największych klasyków rocka lat osiemdziesiątych. Po tym energicznym fragmencie zabrzmiało „Notes From America”. Potem Bonnie zaprezentowała „Yes I Can”, przeplatany dwoma coverami „Straight From the Heart” Bryana Adamsa wykonanym wyjątkowo pięknie i emocjonalnie oraz „Flat on the Floor” Carrie Underwood, który dodał tempa i ostrości.

Najmocniejsza część koncertu zaczęła się dopiero pod koniec. Gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki „Total Eclipse of the Heart”, cała hala dosłownie zamarła, a potem natychmiast zamieniła się w wielki chór. Tuż potem pojawił się „Faster Than the Speed of Night”, który był dla mnie nowym odkryciem. Choć wcześniej go nie znałam, w koncertowej wersji zachwycił w pełni i od razu trafił na moją playlistę. Ostatnim utworem „głównej” części koncertu było „The Best”. Często kojarzone z Tiną Turner, ale pierwotnie nagrane właśnie przez Bonnie Tyler. Artystka wykonała je z ogromną pewnością i sceniczną siłą, kończąc tym główną część występu.

Publiczność jednak nie miała zamiaru wypuścić jej tak szybko. Po głośnych okrzykach i owacjach Bonnie wróciła na scenę zaczynając od przedstawiła zespołu, menadżera i swojego męża. Bis zaś rozpoczął się od „Turtle Blues” Big Brother & the Holding Company. Na sam koniec zostawiła absolutny klasyk „Holding Out for a Hero”, znany również młodszym fanom z filmu Shrek 2. Ten finał dosłownie postawił halę na nogi. Wszyscy śpiewali ten utwór razem z nią. Kiedy zespół zszedł ze sceny, Bonnie została sama, żegnając publiczność w rytmie remiksu „Together” Davida Guetty. Machała, dziękowała i uśmiechała się. Widać było, iż ten wieczór także dla niej był wyjątkowy.

Koncert był dobry, miejscami bardzo angażujący, choć nie nazwałabym go wybitnym. Największym zaskoczeniem była liczba coverów, aż sześć z piętnastu utworów. Covery są świetnym urozmaiceniem, ale podczas koncertu artysty tej klasy chciałoby się usłyszeć więcej jego własnego repertuaru, także tych mniej oczywistych utworów. Mimo tego Bonnie Tyler okazała się przemiłą, ciepłą osobą. Mówiła niewiele, kilka słów po polsku, krótkie anegdoty po angielsku, ale za to stale zachęcała do śpiewania i wspólnej zabawy. Jej głos, choć pełen charakterystycznej chrypki, przez cały czas brzmi mocno i przejmująco. Jak na 74-latkę, zaprezentowała imponującą formę, energię i sceniczny spokój. Scena była skromna: muzycy, instrumenty, światła. Żadnych zbędnych efektów. Okazało się, iż naprawdę więcej nie potrzeba, by stworzyć klimat dobrego, naturalnego koncertu. Organizacja również była bez zarzutów. Wejście i wyjście z areny poszło sprawnie i bez problemów.

Ten wieczór tętnił wspomnieniami, różnorodnością pokoleń i wyjątkową muzyką wykonywaną na żywo. I choć koncert trwał tylko półtorej godziny, dał nam możliwość zobaczenia jednej z ikon muzyki pop-rockowej w świetnej formie. Dla fanów spełnienie oczekiwań. Dla nowych słuchaczy piękne wprowadzenie w twórczość Bonnie Tyler.

Cieszę się, iż miałam przyjemność uczestniczyć w tym koncercie i zobaczyć na żywo kolejną ikonę lat osiemdziesiątych. Każde takie wydarzenie naprawdę wiele dla mnie znaczy, ponieważ artyści tamtych lat niestety nie będą już zawsze mogli dla nas występować. Być może nie będzie już wielu takich sposobności, by doświadczyć ich muzyki na żywo, dlatego trzeba o tym pamiętać i wykorzystywać każdą okazję, wybierając się na koncert.

Zdjęcia i relacja: Lara @_malaladypunk

Idź do oryginalnego materiału