„40-latek” sprawiał, iż na ulicach było pusto. „Polacy zakochali się w tej historii”

radiopogoda.pl 7 miesięcy temu

W toku prac nad książką „40-latek. Kulisy kultowego serialu” jej autor, Rafał Dajbor, dotarł m.in. do osób, które brały udział w tworzeniu tego kultowego serialu. Najwyraźniej pomysł przypadł im do gustu, skoro nikt nie odmówił pomocy! Zdradzili m.in., jaka atmosfera panowała na planie. Co wspominają z sentymentem, a co – z żalem i czy w ogóle cokolwiek sprawiło im przykrość. A to tylko mała część ciekawostek o kochanej przez Polaków produkcji.

Czy Andrzej Kopiczyński utożsamiał się ze swoim bohaterem?

Ewelina Kolecka, Radio Pogoda: Dlaczego Polacy zakochali się w historii Stefana Karwowskiego? Wykształconego i żyjącego na poziomie, o którym większość mogła pomarzyć, mieszkającego w stolicy? Czy klucz do sukcesu leżał we wspomnianej przez Pana w książce trafności przedstawienia rozmaitych ludzkich typów i charakterystycznych dla nich zachowań?

Rafał Dajbor, autor książki „40-latek. Kulisy kultowego serialu”: Z pewnością też. Jerzy Gruza i Krzysztof Teodor Toeplitz rzeczywiście znakomicie narysowali charakterystyczne ludzkie typy. Poza tym nie przesadzajmy, inżynier Karwowski oczywiście żył na poziomie dla wielu niedostępnym. Ale jednak – takich ludzi jak on, pracujących i mających w związku z tym dochody pozwalające na małego fiata i mieszkanie trochę w tamtej Polsce było. Nie ma sensu twierdzić, że w PRL-u wszyscy dziadowali, bo to nieprawda.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo…

Ale wracając do pytania – Polacy zakochali się w tej historii także z powodu aktorów, którzy wykreowali wspaniałe postaci. Prawdziwe psychologicznie, a przy tym zabawne. I mówię tu zarówno o wykonawcach ról głównych, jak i o całej palecie epizodów.

Andrzej Kopiczyński, odtwórca tytułowej roli, posiadał bogate doświadczenie aktora teatralnego. W jaki sposób pomogło mu ono we wcieleniu się w postać „40-latka”?

Oj, nie lubię słowa „odtwórca”. Aktor to nie odtwórca, tylko twórca, który z tekstu, własnej cielesności i uwag reżysera tworzy żywego, przeważnie całkowicie niepodobnego do samego siebie człowieka. Kopiczyński zresztą stwierdził gdzieś, iż gdy patrzy na Karwowskiego, to z satysfakcją widzi kogoś zupełnie innego niż on sam.

Nie wiem, czy doświadczenie teatralne pomaga w budowaniu roli filmowej. Są wspaniali aktorzy teatralni kompletnie nieumiejący radzić sobie przed kamerą. Kopiczyński był po prostu aktorem utalentowanym i znakomicie przez Gruzę obsadzonym. I właśnie to, a nie doświadczenie sceniczne, zdecydowało o sukcesie.

„40-latek” to niewątpliwie opus magnum Jerzego Gruzy. Czy reżyser mógłby liczyć na lepszy odbiór swoich pozostałych dzieł z epoki PRL, gdyby nie nieustająca walka z cenzurą?

Rzeczywiście, Gruza miał z cenzurą w jakiś sposób wyjątkowo pod górkę. W latach 70. na półki trafił jeden jego film telewizyjny i jeden kinowy. W latach 80. – kolejny film kinowy. Trudno dywagować, jak by było, gdyby było inaczej, bo przecież nie znamy przebiegu alternatywnej wersji historii.

Poza tym nie można powiedzieć, by inne dzieła Gruzy z epoki PRL-u były źle odbierane. Serial „Wojna domowa” bardzo się podobał, a przedstawienia Teatru Telewizji takie jak „Mieszczanin szlachcicem”, „Romeo i Julia” oraz „Rewizor” okazały się mistrzowskie w swoim gatunku.

Czy „40-latek” spodoba się młodemu pokoleniu?

Czy dziś „40-latek” mógłby trafić w gusta młodszego pokolenia widzów – niedorastających w PRL, ale urodzonych maksymalnie na jego przełomie?

Dziś mamy zupełnie inne, współczesne seriale obyczajowe. Nie ma więc możliwości, by „40-latek” mógł powstać dziś, bo żyjemy w innej rzeczywistości. Nie ma też moim zdaniem szansy na to, by współczesny młody widz potraktował ten serial inaczej, niż interesującą ciekawostkę z przeszłości, ewentualnie sposób na poznanie wystroju mieszkań, wyglądu ulic, samochodów z tamtych lat. Oczywiście – jeżeli ów widz interesuje się polskim kinem i polskimi aktorami, chce poznać świetne aktorstwo – wtedy „40-latek” na pewno mu się spodoba!

A może serial spotkałby się z krytycyzmem ze względu na stereotypowy sposób przedstawienia np. mniejszości seksualnych?

Jeśli chodzi o stereotypowy sposób przedstawiania mniejszości seksualnych, to mógłby on razić w serialu nakręconym współcześnie, ale nie w serialu sprzed pół wieku. Walczę, jak mogę, z ahistorycznym odbieraniem dzieł kultury. Oczywiście – one wymagają dziś komentarza, ale nie krytykowania z punktu widzenia współczesnej obyczajowości.

Rozumując w ten sposób, możemy dojść do absurdalnego wniosku, iż serial Stanisława Barei „Alternatywy 4” jest rasistowski, bo czarnoskórego gra ucharakteryzowany biały. Patrzmy na dzieła sprzed lat jak na dzieła sprzed lat. Wiedzmy, które chwyty się w nich obyczajowo zestarzały, które są już dziś nie do przyjęcia. Ale – nie próbujmy ich oceniać ze współczesnego punktu widzenia, bo to jest głupie.

Zobacz także: Rafał Królikowski opowiedział o miłości do muzyki. „Myślałem o czymś takim jak recital”

W książce przytacza Pan wypowiedź Jerzego Gruzy o tym, iż wiele grup społecznych zgłaszało „protesty” o to, jak są przedstawiani w „40-latku”. Co ich tak ubodło – trafność, z jaką wypunktowano wady określonych grup?

W tamtych czasach nie było kilkuset kanałów telewizyjnych, platform cyfrowych ani internetu. Telewizja, ze swoim najpierw tylko jednym, a potem dwoma kanałami była jedyną formą sztuki wizualnej dostępną w domu. Ludzie siłą rzeczy znacznie mocniej odbierali więc to, co w niej oglądali i mogli mieć wrażenie, iż tego rodzaju przedstawianie ich na ekranie może być dla nich ośmieszające. Z tym, iż to, co teraz mówię, to raczej wytłumaczenie, wyjaśnienie tego faktu, niż usprawiedliwienie.

Swoje niezadowolenie wyrażała m.in. Liga Kobiet…

Te protesty Ligi Kobiet, budowlańców, środowiska lekarzy i pielęgniarek oburzonych tym, iż Karol Stelmach w białym kitlu kupuje koniak, nie świadczą dodatnio o naszym poczuciu humoru na własny temat.

Rafał Dajbor, autor książki „40-latek. Kulisy kultowego serialu”/fot. materiały prasowe

Zamiana Anny Seniuk na Irenę Jarocką? Broń Boże!

Film „Motylem jestem, czyli romans 40-latka” spotkał się z pozytywnym odbiorem widzów, ale krytyka nie zostawiła na nim suchej nitki. Czy z perspektywy czasu rzeczywiście Jerzy Gruza przedstawił historię zbyt „zachowawczo”? A może wielbiciele serialu mieliby mu za złe, gdyby trwale rozbił małżeństwo Karwowskich?

Szczerze wątpię, by Gruza miał chęć tą historią wywrócić dzieje rodziny Karwowskich do góry nogami i zamienić Annę Seniuk na Irenę Jarocką. „Motylem jestem…” spotkało się z serią kompletnie bzdurnych ataków recenzenckich; niektóre artykuły na temat filmu czyta się dziś z zakłopotaniem. Są przeintelektualizowane, pełne frazesów. Z góry atakują film tylko za to, iż jest komedią, a nie kolejnym poważnym dziełem o polskim losie.

Ale jednak niektóre zarzuty są już godne przemyślenia. Jak np. ten, iż film był – zwłaszcza, jak na dzieło kogoś takiego, jak lewicowy myśliciel Krzysztof Teodor Toeplitz, współautor scenariusza – zaskakująco „kołtuński”. Powód? Pokazywał rzeczywistość, w której dla kogoś takiego jak inżynier Karwowski nie ma miejsca na uniesienia, nie ma wstępu w „artystowski” świat, bo tam to chuć, ruja i poróbstwo. Jest tylko grzeczne życie z rodziną i praca na budowie. Pamiętajmy jednak, iż „Motylem jestem…” to przede wszystkim komedia nakręcona dla rozrywki, więc to, jaki światopogląd wspiera, jest rzeczą drugorzędną.

Czy kontynuacja serialu byłaby dobrym pomysłem?

Ilona Łepkowska kontynuuje serię „Kogel mogel”, lada dzień zobaczymy film o genezie sporu Kargulów i Pawlaków. Czy Pana zdaniem kontynuacja „40-latka”, np. w formie filmu o dzieciach i wnukach Karwowskiego, miałaby w ogóle rację bytu?

Kolejne „Kogle-mogle” pisze ta sama Ilona Łepkowska. Autorem scenariusza filmu „Sami swoi. Początek” jest ten sam Andrzej Mularczyk. Tymczasem twórcy „40-latka”, Jerzy Gruza i Krzysztof Teodor Toeplitz, nie żyją. Mam nadzieję, iż nikt nigdy nie wpadnie na pomysł, by kontynuować „40-latka” bez nich. A jeżeli choćby wpadnie, to ich spadkobiercy skutecznie taki pomysł zablokują.

Zobacz także: To zainspirowało Jana Wojdaka z grupy Wawele. Nazwa zespołu nie jest przypadkowa

Wiele produkcji ze świata „40-latka”, np. spin-off o „kobiecie pracującej”, nie wyszło m.in. ze względu na niechęć samych aktorów i aktorek. Czy bali się zaszufladkowania, a może czynnikiem decydującym był słaby poziom artystyczny?

Program „Kobieta pracująca radzi” był montażowym programem satyrycznym, trudno go nazwać spin-offem. Irena Kwiatkowska była sceptyczna już wobec „40-latka. 20 lat później”, czego wyrazem jest fakt, iż nie pojawia się w każdym odcinku. Anna Seniuk w oderwanie się od Magdy Karwowskiej włożyła dużo wysiłku.

Na pewno była obawa przed zaszufladkowaniem, ale przecież gdy w 2011 roku Gruza chciał kręcić trzecią część „40-latka”, główni aktorzy wciąż byli chętni. Trzecia część „40-latka” powstała, ale nie dla telewizji. A dla kogo? Żeby się tego dowiedzieć – zapraszam do przeczytania mojej książki.

Reakcja aktorów i twórców na książkę? Czysty zachwyt!

Mimo upływu lat w prasie, radiu, sieci czy telewizji wciąż wracamy do tematu „40-latka”, przytacza Pan w książce m.in. artykuły z ostatnich kilku lat. Co współczesny człowiek może wyciągnąć dla siebie z serialu? Wyostrzenie czujności na codzienne absurdy, wiedzę o czasach, w jakich przyszło żyć jego rodzicom i dziadkom? A może pewne przyzwyczajenia czy podział obowiązków domowych wcale się tak bardzo nie zmieniły od tamtego czasu?

To wszystko, co Pani wymieniła. I niestety ma Pani rację. Proszę zwrócić uwagę, iż Magda Karwowska wcale nie jest żoną „przy mężu”. Ma swoją pracę, karierę, bierze choćby udział w wydarzeniach naukowych związanych z hydrologią. A jednak gdy oboje Karwowscy są po pracy, to niemal wyłącznie ona zajmuje się domem, niejako na „drugi etat”. W wielu domach to wciąż jeszcze tak wygląda. Ale patriarchat dusi i niszczy psychicznie także mężczyzn.

Proszę spojrzeć na inżyniera Karwowskiego. Rola „pana domu i głowy rodziny” jest dla niego brzemieniem, ciężarem, a nie zaszczytem. Ma swoje marzenia, swoje zamyślenia, chciałby czasem być kimś innym. Ale nie, nie wolno mu, bo przecież… Jest mężczyzną i to czy tamto – musi! Mimo postępujących zmian obyczajowych wciąż jeszcze tkwimy w tym kompletnie zbędnym w praktycznym życiu podziale.

Zobacz także: Maryla Rodowicz z goryczą o karierze. „To jest moja porażka”

„40-latek. Kulisy kultowego serialu” Rafał Dajbor (Wydawnictwo Krytyki Politycznej)/fot. materiały prasowe

W toku prac nad książką rozmawiał Pan z osobami, które były bezpośrednio zaangażowane w prace nad serialem „40-latek”. Jak reagowały na propozycje spotkania o tak kultowej, ale zarazem leciwej już produkcji? Które spostrzeżenia i przemyślenia powtarzały się u większości?

Reagowały entuzjastycznie! Nikt mi nie odmówił. Z tym, iż niemal nie było już kogo pytać… Nie żyją scenarzyści KTT i Gruza – także reżyser serialu, operatorzy Mieczysław Jahoda i Jacek Stachlewski, kompozytor Jerzy „Duduś” Matuszkiewicz i autor tekstu piosenki Jan Tadeusz Stanisławski. Nie żyją aktorzy Andrzej Kopiczyński, Irena Kwiatkowska, Roman Kłosowski. Z kolei Leonard Pietraszak, gdy pisałem książkę, był w stanie zdrowia wykluczającym już rozmowę i niedługo także zmarł.

Jeśli zaś chodzi o powtarzające się spostrzeżenia i przemyślenia, to jest jedno, które pojawiało się nieustannie – atmosfera na planie. Aż mnie to zdumiało, iż nikt, pomimo, iż o to dopytywałem, nie wspomniał ani jednej afery, awantury, czegokolwiek przykrego. Wszyscy podkreślali, iż praca na planie „40-latka” była jedną wielką przyjemnością. choćby jeżeli przyjąć, iż bieg czasu nieco zidealizował wspomnienia moich rozmówców, to nie sądzę, by całkowicie wymazał im z pamięci przykre zdarzenia. Toteż wierzę, iż tworzenie „40-latka” było rzeczywiście przyjemne i twórcze.

Zobacz także: Jerzy Bralczyk zdradza, jak podbić serca słuchaczy. „Trema świadczy o szacunku”

Czy lubisz serial ''40-latek''?
  • Tak
  • Nie
Zagłosuj
Idź do oryginalnego materiału