Zbliżający się wielkimi krokami 2. sezon „The Last of Us” jest bez wątpienia jednym z najbardziej wyczekiwanych tytułów tego roku. Przed premierą zaplanowaną na 14 kwietnia przeczytajcie naszą bezspoilerową recenzją.
Dwa lata temu, kiedy HBO szykowało się do premiery debiutanckiej serii „The Last of Us„, film i telewizja wciąż były na etapie poszukiwań złotej formuły adaptacji gier wideo. Fani wirtualnej rozrywki z niepokojem spoglądali na ukochane marki, których potencjał – w zdecydowanej większości – kończył się na papierze. Przełom nadszedł właśnie w postaci projektu HBO, a dwa lata później nastroje wśród widzów są zgoła inne. Wiemy już, iż się da – po debiucie TLoU dostaliśmy świetnego „Fallouta” i całą masę zapowiedzianych tytułów.
The Last of Us sezon 2 – o czym opowiada nowa seria?
Czy kontynuacja hitu Craiga Mazina i Neila Druckmanna (również twórca gier z serii) spełnia wysokie oczekiwania? Widziałem już wszystkie siedem odcinków 2. sezonu „The Last of Us” i spieszę z odpowiedzią: jak najbardziej. Jestem pewien, iż serial raz jeszcze zadowoli zarówno fanów pierwowzoru (do takich zalicza się autor niniejszej recenzji), jak i tych, którzy nigdy nie mieli pada w ręku. To kawał świetnej współczesnej telewizji – serial epicki, a jednocześnie intymny; a do tego wnikliwy, refleksyjny i cholernie wzruszający.

Do historii Joela (Pedro Pascal) i Ellie (Bella Ramsey) wracamy po upływie pięciu lat. Bohaterowie zakorzenili się w Jackson – pokaźnych rozmiarów osadzie w Wyoming, której jednym z liderów jest Tommy (Gabriel Luna), brat Joela, od niedawna ojciec i zarazem silny przywódca miasteczka. Od czasu finału 1. sezonu postaci zdążyły już na dobre stać się częścią społeczności. Joel jest jednym z najbardziej szanowanych mieszkańców osady, podczas gdy 19-letnia już Ellie w końcu zyskuje czas i miejsce na normalne dorastanie.
Pomimo regularnych patroli czas w Jackson płynie inaczej niż na zewnątrz. Kwitną pierwsze miłości, obowiązki dzielą się na te prywatne i wspólne, a okres dojrzewania rodzi naturalne konflikty „między dzieckiem a rodzicem”. W momencie gdy wracamy do Ellie i Joela, nie mieszkają oni choćby pod jednym dachem. Nastolatka woli spędzać czas z Diną (Isabela Merced, „Obcy: Romulus”) i Jessem (Young Mazino, „Awantura”); Joel dzieli swój czas między pracę i… sesje terapeutyczne u Gail (Catherine O’Hara, „Studio”).
The Last of Us – 2. sezon jest epicki i emocjonalny
Z powyższego opisu pewnie zdążyliście już wywnioskować, iż premierowy odcinek 2. sezonu „The Last of Us” nie będzie tak wielkim emocjonalnym rollercoasterem, jak debiutancka odsłona hitu. W nowej serii miano to przypadło odcinkowi nr 2, w którym bohaterowie mierzą się z wieloma zagrożeniami naraz. Jackson znajduje się w krytycznej sytuacji, która na ekranie przypomina najlepsze bitwy z „Gry o tron„, tymczasem o naszych bohaterów upomina się kłopotliwa przeszłość za sprawą bezwzględnej Abby (Kaitlyn Dever, „Ocet jabłkowy”) i jej grupy.

Nie minie wiele czasu, nim postaci znów znajdą się na szlaku. Ten będzie prowadził w stronę Seattle – najważniejszej lokacji 2. sezonu, w której będziemy przyglądać się swego rodzaju wojnie domowej prowadzonej między dwoma frakcjami: paramilitarną grupą rządzoną twardą ręką przez Isaaca (Jeffrey Wright, „Westworld”) i tajemniczym kultem. Nasi bohaterowie znajdą się w samym centrum dramatycznych wydarzeń, po których nic nie będzie już takie samo jak wcześniej.
Mniejsza liczba lokacji względem 1. sezonu bynajmniej nie odbiera „The Last of Us” skali. W dobie wątpliwych efektów specjalnych Jackson i Seattle wyglądają na ekranie obłędnie, a miejscówki wewnątrz nich są zróżnicowane i dopieszczone pod względem szczegółów, które z pewnością docenią (nie tylko) fani gier. Warto przy tym zwrócić uwagę, iż będzie to seria jeszcze bardziej mroczna – zdominowana przez klaustrofobiczny nastrój ciasnych korytarzy, ciemnych pomieszczeń i pierwotnych instynktów. jeżeli fani survivalowego aspektu narzekali na jego brak w poprzedniej serii, tym razem będą usatysfakcjonowani.
Niezależnie od powyższego 2. sezon „The Last of Us” to wciąż ponad wszystko historia stawiająca na pierwszym miejscu moralność bohaterów – pełna niejednoznacznych wniosków, inteligentnych paraleli i pytań, na które musimy odpowiedzieć sobie sami. Pojemna definicja miłości przeplata się tutaj z motywem zemsty i nienawiści, a kwestia odpowiedzialności (w tym tej zbiorowej) raz jeszcze miesza się z refleksją o potrzebach jednostki. To też opowieść o podziałach i przesuwaniu między nimi granic. Podczas tych rozważań nie zapomnijcie zaopatrzyć się w chusteczki, szczególnie przy odcinkach nr 2 i 7.
The Last of Us sezon 2 – czy wciąż warto oglądać serial?
Mazin i Druckmann postawili na sprawdzoną przez 1. sezon formułę wiernej adaptacji, która okazjonalne zmiany względem gier akcentuje dzięki poszerzeniu materiału źródłowego. Choć w nowej serii zabrakło odcinka w stylu Billa i Franka, znalazł się tutaj pewien nowy drugoplanowy wątek, który – w podobny sposób – ma ogromny wpływ na relację Ellie i Joela. Nie zdradzając wam przyjemności z seansu, powtórzę to, co powiedział mi w wywiadzie sam Druckmann – wiąże się on z historią Eugene’a.

Odchodząc na moment od aspektu emocjonalnego, warto wspomnieć o tym, iż różnice między pierwszym a drugim sezonem „The Last of Us” obejmują w głównej mierze przedstawienie dotkniętych wirusem. W nadchodzącej serii twórcy zdecydowali się na wprowadzenie nowych rodzajów zakażonych, powodując tym samym, iż przestrzeń stała się jeszcze bardziej niebezpieczna. Działa to oczywiście na korzyść horrorowego rodowodu tytułu, o czym przekonacie się zresztą już na samym początku tej odsłony.
W kwestii obsadowej tym razem przed szereg wyraźnie wychodzi Bella Ramsey, której wymagający fizycznie i psychicznie występ jest warty wszelkich prestiżowych nagród. W 2. sezonie brytyjska aktorka maluje portret zdecydowanie bardziej dojrzały i zniuansowany, ale wciąż łączący w sobie dziecinną niecierpliwość i bezpardonową odwagę, która charakteryzuje Ellie. Na pochwałę zasługuje również jej niesamowita chemia z ekranowymi Diną i Jessem czy wreszcie Kaitlyn Dever jako Abby, która w stosunkowo niewielkiej roli odciska piętno na kształcie serialu.
Jedyny poważniejszy zarzut, jaki na ten moment mam do serialu, to moment, w którym filmowcy postawili kropkę w finale nowej serii. Nie jestem pewien, czy kontrowersyjna decyzja wzięta bezpośrednio z gier działa najlepiej na granicy sezonów, niemniej, patrząc na „The Last of Us” kompleksowo, pozostaje mi przyznać, iż adaptacja HBO jest więcej niż doskonała. To tytuł, który nie tyle wyciąga to, co najlepsze z pierwowzoru, ile idzie o krok dalej i sprawia, iż historię przeżywa się jeszcze mocniej. Na tym polega owa złota formuła.