Mary Bronstein nie zaczyna od efektów, tylko od napięcia. Sączy niepokój jak lekarstwo o niepewnym działaniu. Jej film „Kopnęłabym cię, gdybym mogła” wygląda na kameralny dramat rodzinny, ale pod skórą pulsuje coś znacznie bardziej niepokojącego – lepki, cichy horror codzienności, który rozgrywa się nie w mroku, ale w świetle dnia. To film, który nie potrzebuje potworów, bo jego bohaterowie wystarczająco skutecznie straszą samych siebie.