„Christy” Davida Michôda to film, który wygląda jakby powstał z miłości do kina sportowego – ale też z pewnej frustracji wobec jego schematów. Australijski reżyser, znany z chłodnego spojrzenia na męskość w kryzysie („Król”, „Animal Kingdom”), tym razem opowiada historię kobiety, która wchodzi do świata zbudowanego na testosteronie i przemocy – i próbuje przetrwać, nie tracąc przy tym siebie.