10 najlepszych seriali 2025 roku wg Marty Wawrzyn

serialowa.pl 2 godzin temu

Wybieranie najlepszych seriali 2025 roku czas zacząć. Moja dziesiątka to miks tytułów z różnych bajek, a numer 1 jest jedną z najwybitniejszych rzeczy, jakie widziałam od lat.

Odkąd prowadzimy Serialową, a czynimy to już prawie 15 lat, wybieranie dziesiątek najlepszych seriali roku było dla redakcji frajdą. Zalew średniactwa w ostatnich latach spowodował jednak, iż frajda zaczęła zamieniać się w przykry obowiązek. I pewnie tak byłoby też w 2025 – era Mid TV trwa w najlepsze i ani myśli stąd spadać – gdyby nie końcówka roku i mój numer 1. Numer 1 nie ostatnich miesięcy, nie roku, a dobrych kilku lat – i tylko po cichu się cieszę, iż moja ukochana „Branża” nie musiała stawać z nim w szranki. Byłoby mi wtedy naprawdę bardzo przykro, ale jednak wybór byłby oczywisty.

Moja dziesiątka jak co roku jest dość eklektyczna, a głównym kryterium tym razem było: które seriale sprawiły, iż poczułam cokolwiek? Odpowiedź w kilku przypadkach zaskoczyła mnie samą i kazała odrzucić kilka głośnych tytułów. Gdybym miała dorzucić do miksu jeszcze parę seriali, pewnie znalazłaby się tutaj „Dyplomatka„, „Kulawe konie” czy „Eternauta„. Z blockbusterów najbliżej mi wciąż do „The Last of Us„. Dla porządku podaję, iż mamy w tym roku na mojej liście zaskakującą równowagę sił, jeżeli chodzi o platformy streamingowe: po trzy tytuły Apple TV, HBO/HBO Max i Disneya (przy czym oczywiście jest w tym zbiorze zawarta i telewizja FX, i Hulu) oraz jeden Netfliksa.

10. Paradise

„Paradise” (Fot. Hulu)

Zaskakujący nr 10, także dla mnie. Koniec końców jednak „Paradise” ze Sterlingiem K. Brownem to jeden z tytułów, które pamiętam z tego roku najbardziej, a to już bardzo dużo. Pod płaszczykiem kryminalnej historii o śmierci prezydenta w Białym Domu Dan Fogelman przemycił coś znacznie bardziej skomplikowanego i zaskakującego niż thriller spiskowy w politycznym wydaniu. Tak, oczywiście, twórca „This Is Us” przyzwyczaił mnie do zabawy w tysiąc twistów, ale nie spodziewałam się ani tego głównego z nich, ani wydarzeń z fenomenalnego przedostatniego odcinka. „Paradise” przykuło mnie do ekranu, czyniąc to w zmyślny, inteligentny i pełen emocji sposób.

9. Rozdzielenie

„Rozdzielenie” (Fot. Apple TV+)

Mój numer 1 na liście sprzed trzech lat i tylko pozycja numer 9? Też mi przykro, iż nie polubiłam 2. sezonu bardziej. A nie polubiłam go bardziej, bo wydał mi się wręcz wyrachowany w swojej perfekcyjności. Jeszcze bardziej wielopiętrowe koncepty, wielkie twisty, przecudnie nakręcone odcinki, w które wpakowano górę kasy, a ja patrzyłam na to z obojętnością. Ruszyła mnie dopiero historia Gemmy (Dichen Lachman), ale finał i dramat w ostatniej scenie już niekoniecznie. Czy pozbawione efektu świeżości „Rozdzielenie” okazało się wydmuszką? Aż tak daleko bym się posunęła. Wciąż mówimy o jednym z najlepszych w tej chwili seriali, niemniej czegoś mi w tym idealnie skrojonym pod potrzeby „wymagającego widza” sezonie po prostu zabrakło.

8. Krzesła

„Krzesła” (Fot. HBO)

Prawdopodobnie najdziwniejszy serial na liście, a mówimy o iście, którą wygrywa najbardziej oryginalne sci-fi od dawna. „Krzesła” to kolejna wprawiająca w konsternację produkcja Tima Robinsona, łącząca w sobie absurdalną komedię z egzystencjalnym dramatem i porąbanym wątkiem kryminalnym. Wszystko zaczyna się od tego, iż główny bohater, sfrustrowany właściciel doskonale średniego życia, zostaje upokorzony na oczach większej grupy ludzi, spadając z krzesła podczas firmowej prezentacji. Zabójcze krzesło z miejsca staje się przedmiotem śledztwa, spisek wydaje się zataczać coraz szersze rejony, a my coraz bardziej zaczynamy martwić się o tego gościa, jednocześnie nie będąc pewni, co tak naprawdę oglądamy i czy przypadkiem nie „tylko i aż” kryzys wieku średniego. Genialny koncept, świetne wykonanie, seans, od którego nie da się oderwać, jak już się to wszystko kupi. Co oczywiście nie każdy uczyni.

7. Studio

„Studio” (Fot. Apple TV+)

„Studio” to komedia, która podoba się dosłownie każdemu i nie jestem wyjątkiem. Seth Rogen zakpił z Hollywood, zrobił to pomysłowo, błyskotliwie i totalnie po swojemu. Każdy odcinek to tona śmiechu, zero hamulców i coraz to nowe gwiazdy w obsadzie. Na Serialowej zakochaliśmy się zwłaszcza w najlepszych Złotych Globach w historii świata, momencie z Tedem Sarandosem, żarcikach z Martina Scorsese no i oczywiście występie Bryana Cranstona. Czy „Studio” to dzieło wybitne? Absolutnie nie. Ale dla mnie to zdecydowanie najlepsza, a przy tym najzabawniejsza komedia roku.

6. Andor

„Andor” (Fot. Lucasfilm/Disney+)

Dzieciństwo zrobiło ze mnie fankę „Star Treka”, na starość tak mi już zostało, co mówię z pewnym żalem w kontekście świetnego 2. sezonu „Andora„, którego pewnie nigdy nie docenię tak, jak ci, którzy „Gwiezdne wojny” znają od podszewki. Szczerze tego żałowałam przez cały ten rok. Ale choćby dla niedzielnego widza tegoroczne odcinki serialu Tony’ego Gilroya były gratką. I choćby już nie chodzi o drogę, którą musiał przejść główny bohater (Diego Luna) i bliskie mu osoby, czy o emocje, jakie temu towarzyszyły – a te były ogromne. „Andor” ma znacznie więcej wymiarów, będąc uniwersalną opowieścią o meandrach polityki, sile reżimu i o tym, ile jesteśmy w stanie zrobić dla wolności. Opowieścią mroczną, dojrzałą i wynoszącą uniwersum na nowy poziom.

5. Mroki Tulsy

„Mroki Tulsy” (Fot. FX)

Wkraczamy w rejon seriali najulubieńszych. jeżeli lubicie „Justified”, „Reservation Dogs” (oba tytuły łączy nazwisko twórcy, Sterlina Harjo), klimat noir w nieoczywistym wydaniu i charyzmatycznych bohaterów, to coś dla was. Tego ostatniego – właściciela świecącej pustkami księgarenki i dziennikarza obywatelskiego nazywającego siebie „prawdystą” – gra Ethan Hawke, co też nie przeszkodzi w pokochaniu go całym sercem. Podobnie jak całego tego zawadiackiego światka, w którym ktoś walczy o lepsze jutro nie tylko dla siebie. „Mroki Tulsy” to i kryminał, i komedia, i napisana z cudowną szczerością opowieść o zwykłych ludziach w nie tak do końca zwyczajnych okolicznościach. Na jeden odcinek wpada też Peter Dinklage, dając serialowi kopa w połowie sezonu i podkręcając rollercoaster, także ten emocjonalny. Świetna, nieoczywista rzecz.

4. The Pitt

„The Pitt” (Fot. HBO Max)

Kto by pomyślał, iż miks „Ostrego dyżuru” z „24 godzinami” i Noahem Wyle’em w roli zupełnie innego lekarza niż kultowy dr Carter, to pomysł na aż taki sukces. I iż będą takie emocje, taka świeżość, tyle frajdy, adrenaliny, wzruszeń, świetnych postaci, ważnych społecznie wątków i po prostu wszystkiego, czego telewizja powinna nam dostarczać na pęczki, a rzadko to czyni. „The Pitt” to zaskoczenie pod każdym względem, jedna z największych rewelacji tego roku i potencjalny hit HBO Max (jeśli nie pożre go Netflix) na wiele lat. A także genialna rzecz w swojej prostocie.

3. Grupa zadaniowa

„Grupa zadaniowa” (Fot. HBO)

Nie byłam wielką fanką „Mare z Easttown”, widząc w niej za wiele podobieństw do „Happy Valley”, „Broadchurch”, „The Killing” i innych kryminałów ze steranymi życiem policjantkami. Tym większym zaskoczeniem była więc dla mnie „Grupa zadaniowa” i to, jak łatwo kupiłam Brada Ingelsby’ego w nieco innym wydaniu, z Markiem Ruffalo w roli straumatyzowanego agenta FBI i Tomem Pelphreyem jako rabusiem o złotym sercu. Gra, jaka toczy się między tą dwójką, napędza fabułę, ale w serialu HBO chodzi o coś więcej. To głęboko przejmujący, złożony, nieoczywisty portret całej grupy ludzi, którzy z różnych powodów znaleźli się po dwóch różnych stronach prawa i nic, co im się przytrafia, nie jest ani słuszne, ani sprawiedliwe. To historia o przezwyciężaniu największych koszmarów i uczeniu się życia od nowa. To kryminał inny od wszystkich i dramat w mocnym wydaniu. Pięknie napisany, ze słusznie zamówioną kontynuacją.

2. Dojrzewanie

„Dojrzewanie” (Fot. Netflix)

Dla wielu z was pewnie to będzie serial roku – i w pełni to rozumiem. Czteroodcinkowa brytyjska produkcja Netfliksa o zabójstwie nastolatki i licznych problemach młodzieży z publicznych szkół nie tylko okazała się małym telewizyjnym arcydziełem, ale też wywołała szereg dyskusji wykraczających poza popkulturę. A to zdarza się ostatnio coraz rzadziej. „Dojrzewanie” to fenomen, to mocna historia, to mądry, ważny, świetnie napisany, zachwycająco nakręcony (przypominam, iż każdy odcinek to jedno ujęcie) i wybitnie zagrany serial. To też serial o potężnym ładunku emocjonalnym, ciężki seans, który bardzo długo się trawi, choćby jeżeli nie ma się dziecka w wieku nastoletnim.

1. Pluribus

„Pluribus” (Fot. Apple TV)

Vince Gilligan, Rhea Seehorn i współczesna „Strefa mroku”. Żaden serial w tym roku tak mnie nie wbił w ziemię pomysłem na siebie jak „Pluribus„, żaden tak mocno nie chwycił mnie za gardło, by trzymać do samego końca. choćby gdyby przejść do początku dziennego nad konceptem „apokalipsy szczęścia” i jego dalekim od typowego wykonaniem, a także potraktować jak oczywistość perfekcyjnie napisany scenariusz, aktorstwo godne kilku Emmy oraz dopracowane do ostatniego detalu kadry i szalone sceny kręcone w jednym ujęciu, wciąż byłoby się czym zachwycać.

Opowiadając historię o walce o indywidualizm, o swoje własne ja – to prawdziwe, a więc nie zawsze miłe, piękne i uśmiechnięte – w czasach, kiedy bycie gderliwym sobą nie jest w modzie, Gilligan idealnie trafił w swój moment. „Pluribus” to prawdziwie humanistyczna opowieść, błyskotliwa analiza natury człowieka, prowadzona bez zbędnej złośliwości i niepotrzebnego cynizmu, z pełnym zrozumieniem, z sercem i sięganiem po atomówki, kiedy nie ma już innego wyjścia. To najlepszy serialowy traktat filozoficzny, jaki widziałam od dawna, pełen wielkich dylematów moralnych wpisanych w całkiem życiowe sytuacje. To dramat egzystencjalny, który chłonie się całym sobą.

To wreszcie przejmująca opowieść o samotności i o tym, jak wiele siebie możemy poświęcić, żeby zadowolić innych. A wszystko to w towarzystwie nieoczywistej heroiny, z którą jedni z nas się zgodzą, a inni niekoniecznie. I wszyscy będziemy mieć rację. Nic mnie tak nie wzięło od lat, a biorąc pod uwagę ostatnią scenę i fakt, iż seriale Vince’a Gilligana do tej pory z sezonu na sezon stawały się tylko lepsze, przewiduję, iż mój zachwyt będzie tylko rósł. Aż zamieni się w powszechną epidemię szczęścia.

Idź do oryginalnego materiału