To był rok wielu dobrych seriali, ale niewielu takich, które mnie zachwyciły. Stawiam przede wszystkim na kameralne, autorskie produkcje, bo to wśród nich widzę jeszcze, kurczącą się przykro, przestrzeń na olśniewające odkrycia.
Rok temu pisałam, iż wskażę mniej niż zwykle seriali poza dziesiątką, bo tyle było dobrych, iż jak się wymieni jeden tytuł, trzeba by też przypomnieć wiele kolejnych na podobnym poziomie – i iż to wskazuje na mocny rok. Teraz mam inne odczucia. Owszem, dobrych wciąż było sporo, ale rok oceniam niżej. W 2023 choćby lista krótsza niż zwykle obejmowała pozycje aż do miejsca 20. i spokojnie mogłabym ją jeszcze wydłużyć. Natomiast dziś nie czuję potrzeby, żeby wskazać dwadzieścia. Docenić chciałabym ewentualnie miejsca od 15. do 11.: „X-Men ’97„, „Kulawe konie„, „Heartstopper„, „Rywale„, „Terapia bez trzymanki„. I wystarczy. Co więcej, gdyby nagle okazało się, iż zamiast top 10 mam zrobić top 7, też specjalnie bym nie negocjowała.
2024 to dla mnie najwyraźniej rok stosunkowo nielicznych serialowych zachwytów, mimo sporej listy tytułów, które mi się podobały. Nie tylko ilościowo Peak TV się powoli kurczy (co akurat jest dobrym kierunkiem), ale również jakościowo (co już jest trendem niepokojącym). Spory w tym udział zjawiska Mid TV, o którym trafnie pisał w „New York Timesie” James Poniewozik: dominacji wysokobudżetowych seriali niezłych wprawdzie, ale przy tym nieinnowacyjnych, bezpieczne znajomych.
Na dodatek 2024 to kolejny rok wielu braków na polskim rynku. przez cały czas nie mamy m.in. „We Are Lady Parts”, „The Other Two”, „Jury Duty”, „Primo”, „Dreaming Whilst Black”, „Party Down”, „Scavengers Reign”, „Fargo” (5. sezon), „Minx” (2. sezon), a więc przeoczeń z lat poprzednich. 1. sezon „Na niebieskich światłach” („Blue Lights”) z opóźnieniem dostaliśmy w tym roku, ale wciąż jesteśmy o sezon do tyłu. I doszły nowe braki, takie jak „Penelope”, „Diarra From Detroit”, „Laid” czy 2. sezon „Colin From Accounts”.
Z powodu zakończeń w 2023 lub nieemitowania nowych sezonów w 2024 z mojej poprzedniej listy dziesięciu najlepszych powtarza się tylko jedyny tytuł obecny na ekranach i w tym roku (choć znacząco spadł). Ten sam serial i jeszcze jedna pozycja były na liście z 2022. Tegoroczny ranking składa się z czterech nowości i… sześciu 3. sezonów. o ile chodzi o stacje/platformy, tradycyjnie najwięcej tu HBO i Maksa (razem cztery pozycje – przy czym jedna to koprodukcja z BBC; wszystkie dostępne na Maksie). Po dwa tytuły mają Netflix i FX (dostęp na Disney+), a po jednym serialu wybrałam z BBC i Viaplay (w Polsce odpowiednio na Canal+ online i na kanale Viaplay w Prime Video), przy czym jeżeli doliczyć BBC koprodukcję z HBO, to ma serialu półtora.
10. Udar
Do ostatniej chwili wahałam się między dwiema ekipami dysfunkcyjnych przyjaciół, ale ostatecznie uznałam, iż „Terapia bez trzymanki” będzie jeszcze miała szansę zawalczyć o miejsce na listach, a popularności jej nie brakuje, tymczasem polski „Udar„, produkcję czekającą długo na premierę, dostępną ostatecznie na kanale Viaplay w ramach Prime Video, chcę z niszy wyciągać. Serial Pawła Demirskiego o Jacku (Jacek Poniedziałek), którego życie zmienia się po udarze, to ostra satyra na wielkomiejskie elity, ale też fascynująca formalnie i fabularnie historia ludzi funkcjonujących w orbicie głównego bohatera, którzy muszą i swoje przyzwyczajenia przewartościować. Rewelacyjna obsada, genialna ścieżka dźwiękowa, duża gęstość. Przede wszystkim autorska i odważna wizja, jakich w polskich serialach niby coraz więcej, ale wciąż mało.
9. The Bear
Z „The Bear” miałam problem, bo zwycięzca zeszłorocznego rankingu (i mojego, i redakcyjnego) w 3. sezonie zawiódł. Miejsce bliżej końca listy stanowi kompromis między rozczarowaniem wynikającym ze wspaniałości poprzednich odsłon a przyznaniem, iż gdy porównać ten tytuł nie z nim samym, a ze wszystkim, co mieliśmy do dyspozycji w 2024, to wciąż wyjdzie, iż to bardzo dobry serial. Właśnie w tym sezonie mieliśmy „Napkins” poświęcone Tinie (Liza Colón-Zayas), to tu w „Ice Chips” oglądaliśmy poród Natalie (Abby Elliott). choćby rozdrażniona snobizmem środowiska kulinarnego, nadmiarem teledyskowych montaży i pewną stagnacją w świecie Carmy’ego (Jeremy Allen White) i Sydney (Ayo Edebiri), nie mogę odmówić „The Bear” miejsca wśród najlepszych.
8. Girls5eva
Trochę za całokształt i w ramach rekompensaty za zaledwie 18. miejsce rok temu. 3. sezon „Girls5eva” to raczej dopowiedzenie do poprzednich niż imponująca nowa historia, ale chciałabym, żeby został po tym serialu ślad, bo Meredith Scardino zaproponowała rzecz fenomenalną. Historia zespołu, który wraca na scenę po latach i próbuje przebić się na rynku niechętnym kobietom czterdziestoletnim, to nie tylko satyra na show-biznes, ale też wyjątkowe bohaterki, grane przez Sarę Bareilles, Renee Elise Goldsberry, Busy Philipps i Paulę Pell. Trudna droga do małych sukcesów, dojrzewanie, na które nigdy nie jest za późno, piosenki do słuchania w kółko. „Girls5eva” nie miało szczęścia, po uratowaniu przez Netfliksa serial gwałtownie skasowano, ale pamiętajmy, iż był. Zanućmy czasem „The Medium Time” i kawałki z poprzednich serii.
7. Fantasmas
To niszówka choćby wśród niszówek, ale tym bardziej nie mogłabym „Fantasmas” pominąć. Julio Torres tym eksperymentem trafi do tęskniących za „Los Espookys„, ale tu jeszcze podkręca dziwność. Trochę opowieść o mieście rządzonym przez absurdalne korporacje, trochę historia pewnych specyficznych poszukiwań, równocześnie portret człowieka starającego się uciec od rzeczywistości. A to wszystko w formie nieprzewidywalnych scenek z udziałem zapadających w pamięć postaci i w mocno surrealistycznym klimacie. choćby o ile pod koniec efekt zaskoczenia nie działa już tak porażająco, w dobie telewizji robionej przez kalkę/algorytm trzeba docenić, iż drugiego takiego serialu po prostu nie ma. Dla już kochających wyobraźnię Torresa pozycja obowiązkowa, dla reszty być może początek osobliwej przygody.
6. Happy Valley
Na zagranicznych listach nie ma 3. sezonu „Happy Valley” – bo był na zeszłorocznych. U nas premiera wypadła dopiero na początku 2024. Szkoda byłoby zapomnieć o bardzo godnym zamknięciu historii stworzonej przez Sally Wainwright. Uświadomiłam sobie, iż nie mogłam wcześniej jako członkini redakcji docenić losów Catherine Cawood (fenomenalna Sarah Lancashire), walczącej z kolejnymi falami przestępczości i z Tommym Lee Royce’em (James Norton), bo poprzedni sezon powstał w roku… 2016, kiedy listę robiłam jako czytelniczka. Cieszę się, iż chociaż na koniec mam okazję oficjalniej napisać, iż coraz rzadziej trafiają się takie mroczne, mocno osadzone w lokalnej społeczności kryminały, przy których nie ma się poczucia, iż to wszystko już było.
5. Branża
Ogólnie wprawdzie miejsce 5., ale serial HBO i BBC to niekwestionowany zwycięzca w kategorii „największy skok jakościowy”. Po nieudanej przygodzie z początkowymi odcinkami w 2020 roku nie uwierzyłabym, iż będę dwa pierwsze sezony nadrabiać hurtowo na wakacyjnym wyjeździe, żeby móc na bieżąco oglądać tak chwalony w recenzjach sezon 3. Na dodatek sezon ten jeszcze przerósł moje wywindowane przez krytyków i krytyczki oczekiwania. Co tydzień „Branża” oszałamiała mnie i poziomami cynizmu, i szokującymi zwrotami akcji w perypetiach głównej trójki: Harper (Myha’la), Yasmin (Marisa Abela) i Roberta (Harry Lawtey), ale też dostających bardzo mocne wątki Rishiego (Sagar Radia) i Erica (Ken Leung). Mickey Down i Konrad Kay stworzyli, choćby jeżeli trochę to zajęło, coś wyjątkowego.
4. Reniferek
„Reniferek” zapowiadał się na niszową adaptację monodramu Richarda Gadda i nie był przez Netfliksa promowany, a okazał się jedną z najgłośniejszych produkcji roku. I chociaż częściowo na popularność złożyły się kontrowersje dotyczące pierwowzorów postaci, to atmosfera wokół tego tytułu mnie nie zniechęca. Obejrzałam serial, zanim stał się głośny, i do teraz jestem pod wrażeniem. Zarówno Donny (Gadd), komik z nieprzepracowaną traumą, jak i jego stalkerka, Martha (Jessica Gunning), to portrety tak wielowymiarowe i przejmujące, a ich losy okazują się tak ponure i niejednoznaczne, iż absolutnie rozumiem, jeżeli ktoś odpuści sobie seans, by uniknąć licznych triggerów. Sama jednak nie żałuję, iż się z tą mroczną opowieścią zmierzyłam, bo właśnie ona, z całym swoim ciężarem, zostanie ze mną na pewno długo po 2024 roku.
3. Szōgun
Jeden z trzech na tej liście tytułów z dłuższymi odcinkami i jedyna faktyczna superprodukcja. Na ogół nie gustuję w drogich kostiumowych serialach, tym mniej lubię te wojenne, ale „Szōgun” przy całym rozmachu zapewnia masę wrażeń nie tylko wizualnych. Przede wszystkim fantastycznie przenosi punkt ciężkości z Anglika, Blackthorne’a (Cosmo Jarvis), na Japończyków. To Mariko (Anna Sawai) i lord Toranaga (Hiroyuki Sanada), oczywiście w asyście dobrego scenariusza, sprawiali, iż z zapartym tchem śledziłam te wszystkie zagmatwane intrygi i romanse oraz, dramatyczne nieraz, finały jednych i drugich. Wysoki budżet i znana powieść jako materiał źródłowy to niezłe fundamenty, ale „Szōgun” dowodzi, iż prawdziwy sukces zależy od pomysłu, co z tymi zasobami zrobić, by serial czymś się wyróżniał.
2. Hacks
Zachwycały mnie wielkie państwowe intrygi „Szōguna”, ale wiadomo, iż największą miłością darzę kameralne seriale – w nich zresztą też nie brakuje intryg, tylko noże wbijane w plecy są mniej dosłowne. Ale „Hacks” uwielbiam głównie za to, iż wśród intryg, konfliktów, pokazywania niepięknej twarzy show-biznesu znajduje miejsce na budowanie niejednoznacznej relacji Deborah (Jean Smart) i Avy (Hannah Einbinder). Nowy sezon to kolejne kroki na drodze tej pogmatwanej mentorsko-przyjacielsko-zdradzieckiej więzi. Znów skończyło się mocnym uderzeniem i na szczęście powstanie sezon 4., który pokaże nam konsekwencje faktu, iż Ava, sprowokowana do odwetu, dowiodła, jak pilnie uczyła się od komediowej diwy. „Hacks” dwa lata temu zajęło u mnie miejsce 2. i długo byłam pewna, iż tym razem wygra.
1. Ktoś, gdzieś
Trochę nie wiem, jak to się stało – ale widziałam też, iż nie jestem w tym wyborze odosobniona, bo „Ktoś, gdzieś” podbiło niejedną listę. Jasne, miałam trochę poczucie winy, iż ten serial dwa razy trafiał u mnie na miejsce 11. Wobec faktu, iż to ostatni sezon, liczyłam na wysoką jakość tegorocznej odsłony, bo bardzo chciałam komediodramat HBO w rankingu wreszcie zmieścić. Nie przewidziałam jednak, iż kameralny, niepozorny serial z każdym tygodniem będzie wyprzedzał kolejne tytuły, aż dwoma ostatnimi odcinkami pokona choćby cudowne „Hacks”.
Jak jednak oprzeć się subtelnej sile tej historii, w której Sam (Bridget Everett) przechodzi rozpisaną na codzienne wydarzenia i drobne osobiste przełomy drogę, naprawiając relacje z siostrą (Mary Catherine Garrison), budując wyjątkową przyjaźń z Joelem (Jeff Hiller) i dając szansę uczuciu do Islandczyka (Ólafur Darri Ólafsson)? To w empatycznie opowiedzianej zwyczajności życia w Manhattan w Kansas, która w takim ujęciu okazje się właśnie nie zwyczajna, a wyjątkowa, znalazłam w tym roku więcej emocji, nadziei i psychologicznej prawdy niż we wszystkich pełnym rozmachu i szeroko promowanych tytułach.