10 najlepszych odcinków seriali z 2023 roku. "The Bear", "Sukcesja", "Silos", "The Last of Us" i nie tylko

serialowa.pl 8 miesięcy temu

Zanim wybierzemy najlepszy serial 2023 roku, czas na odcinki. Na naszej liście doceniamy m.in. wielkie emocje na pewnym weselu w „Sukcesji”, opowieść o miłości w czasach apokalipsy i rodzinne szaleństwo w „The Bear”.

10. Nasza bandera znaczy śmierć – Calypso’s Birthday

„Nasza bandera znaczy śmierć” (Fot. HBO Max)

Czego w tym odcinku nie było! Zmyślone święto i najprawdziwsza impreza. Tańce i pijaństwo na pokładzie Zemsty oraz fajerwerki i kolorowe lampiony nad nim. Kalipso w wersji drag i „La vie en rose” w wersji Izzy’ego Handsa (Con O’Neill). Wszystko to przerwane niespodziewanym atakiem, a ten z kolei równie zaskakującym buntem. A na koniec tego szaleństwa Stede Bonnet (Rhys Darby) w dotąd nieznanym wydaniu, bezlitośnie posyłający wroga (i jego skrzypki) w odmęty oceanu. Ha, ktoś tu został prawdziwym piratem! Czy można to uczcić lepiej, niż namiętną nocą w ramionach ukochanego? „Nasza bandera znaczy śmierć” jest najwspanialsza wtedy, gdy twórcom kompletnie puszczają hamulce, a bohaterowie mogą lśnić pełnią swego pirackiego blasku – „Calypso’s Birthday” to tego najlepszy dowód. [MP]

9. Dobre rady Johna Wilsona – How to Watch Birds

„Dobre rady Johna Wilsona” (Fot. HBO)

Poziom finałowego sezonu był bardzo równy i można by docenić inne odcinki, ale „Dobre rady Johna Wilsona” nie powinny tracić miejsca w rankingu tylko dlatego, iż są świetne przez cały czas. Zdecydowaliśmy się na odcinek, w którym wszystko zaczęło się od pełnego skandali świata obserwatorów ptaków, a potem, w charakterystycznym dla serialu stylu, poprowadziło w zupełnie nieprzewidziane rejony. Od płacenia za historie o kosmitach przez bliskie spotkanie z wariografem i wyznania na temat tego, co w dokumencie jest prawdą, a co inscenizacją, po teorie spiskowe wokół Titanica i poczucie zagrożenia – „How to Watch Birds” to świetny przykład tego, jak John Wilson zaczyna od spraw prozaicznych, a kończy, zadając fundamentalne pytania przy płonącym samochodzie. [KC]

8. Niebieskooki samuraj – The Tale of the Ronin and the Bride

„Niebieskooki samuraj” (Fot. Netflix)

Jedyna animacja na liście, ale niejedyny odcinek oparty na zdarzeniach z przeszłości. „Niebieskooki samuraj” na chwilę zawiesił opowieść o zemście, by pokazać nam inne wcielenie głównej bohaterki, która przekonana przez matkę do związku ze starszym mężczyzną, poznała, czym jest miłość – by gwałtownie odkryć też, czym są zdradzone zaufanie, toksyczna męska ambicja i uzależnienie niszczące nadzieje na szczęśliwą wielopokoleniową rodzinę. „The Tale of the Ronin and the Bride” to pięknie opowiedziany romans bez szczęśliwego zakończenia, dodatkowo uzasadniający, czemu wojowniczka jest tak zgorzkniała. Już to by wystarczyło na świetny odcinek, a tu na dodatek osnuto całość wokół tradycyjnego przedstawienia teatralnego, misternie budując analogię między opowiadaną na scenie historią o życiem Mizu. [KC]

7. Silos – Machines

„Silos” (Fot. Apple TV+)

Chociaż doceniamy „Silos” jako całość, największe wrażenie serial Apple TV+ zrobił na nas na początku, gdy dopiero poznawaliśmy ten tajemniczy świat i rządzące nim reguły. „Machines” było zdecydowanie najlepszym na tym etapie odcinkiem, znakomicie łącząc ciągle trwający fabularny rekonesans z pełną napięcia akcją, w efekcie czego otrzymaliśmy pełnokrwisty thriller w klimacie sci-fi. I to taki z naprawdę wysoką, wyraźnie odczuwalną stawką. Bo jak inaczej nazwać delikatną i niebezpieczną operację naprawy generatora, w której najmniejszy błąd może pogrążyć ludzkość na wieki w ciemności? Juliette (Rebecca Ferguson) i jej ekipa doskonale zdawali sobie z tego sprawę, a iż wszystko działo się niemal w czasie rzeczywistym, i my czuliśmy towarzyszący im stres. Ależ to się oglądało! [MP]

6. Poker Face – Escape from Shit Mountain

„Poker Face” (Fot. Peacock)

Wybór jednego odcinka „Poker Face” wcale nie był oczywisty, bo adekwatnie każda odsłona tej produkcji to mały film z rewelacyjnymi występami gościnnymi, więc mogłyby się tu pojawić choćby perypetie Charlie w domu opieki czy krwawe rozgrywki w świecie filmowych efektów specjalnych. Stawiamy jednak na przedostatni odcinek 1. sezonu, bo ” Escape from Shit Mountain” zawiera w dużej dawce wszystko, za co cenimy ten serial. Przemyślaną intrygę kryminalną, znane twarze (Joseph Gordon-Levitt, Stephanie Hsu) i wysokie stawki dla granej przez Natashę Lyonne głównej bohaterki. A iż sprawa toczy się przez większość czasu w zasypanym śniegiem odludziu, w przytulnym motelu zmieniającym się w śmiertelną pułapkę, to odcinek zdecydowanie wygrywa klimatem. [KC]

5. Barry – it takes a psycho

„Barry” (Fot. HBO)

Najlepszy odcinek sezonu, w którym prawie nie pojawia się główny bohater? Proszę bardzo. „Barry” świetnie poradził sobie bez niego, wykorzystując tę nieobecność, żeby jeszcze bardziej podnieść napięcie. Niepewność, co zrobi Barry (Bill Hader) po ucieczce z więzienia, która w nas wzmagała ciekawość, a w większości bohaterów nerwowość, była jednak tylko tłem dla serii dramatycznych wydarzeń. Od paranoi Gene’a (Henry Winkler), przez pozbawienie złudzeń o karierze Sally (Sarah Goldberg), do tragicznego końca związku Hanka (Anthony Carrigan) i Cristobala (Micheal Irby), „it takes a psycho” trzymało na krawędzi fotela do ostatnich chwil, raz za razem zadając kolejne mocne ciosy. Końcowy przeskok w czasie był po takich przeżyciach niczym wisienka na równie imponującym, co koszmarnym torcie. [MP]

4. Reservation Dogs – Elora’s Dad

„Reservation Dogs” (Fot. FX)

Z kilku znakomitych odcinków „Reservation Dogs” wybraliśmy najskromniejszy. „Elora’s Dad”, jak sama nazwa wskazuje, to historia spotkania Elory (Devery Jacobs, która jest także autorką scenariusza) z nieobecnym w jej życiu ojcem (Ethan Hawke w gościnnej roli), o którego istnieniu dowiedziała się chwilę wcześniej. Charakter wizyty, początkowo formalny, z czasem ulega zmianie, w grę zaczynają wchodzić wspomnienia, pojawia się rodzeństwo, a bohaterka poznaje fakty zmieniające jej spojrzenie na przed momentem całkowicie nieznajomego mężczyznę. Całość jest banalna, ale tak wspaniale zagrana i napisana, jakby na ekranie wyczyniały się cuda, w czym zresztą odcinek przypomina bardzo trylogię „Before” z Hawkiem i Julie Delpy. Tu duet i tematyka są inne, ale emocje podobnie autentyczne. [MP]

3. The Last of Us – Long, Long Time

„The Last of Us” (Fot. HBO)

Być może najgłośniejszy odcinek, bo na początku roku mówili o nim wszyscy – chociaż niektórzy z niewłaściwych, homofobicznych powodów. Tymczasem „Long, Long Time” zasługuje na rozgłos przede wszystkim dlatego, iż w brutalnym świecie „The Last of Us” przyniósł nadzieję i ukojenie. Historia miłości, która nigdy nie mogłaby się wydarzyć, gdyby nie apokalipsa, to delikatnie rozegrany – i fenomenalnie zagrany przez Nicka Offermana i Murraya Barletta – melodramat o mężczyznach tak różnych, a tak sobie oddanych. Droga od nieufności przez powolne poznawanie się po uczucie aż po grób, pokazana przez często drobne gesty i zapadające w pamięć codzienne scenki (truskawki!), w rytmie tytułowej piosenki… Długo wydawało się, iż nic lepszego w tym roku już nie zobaczymy. [KC]

2. The Bear – Fishes

„The Bear” (Fot. FX)

Poprzednie zestawienie wygrało „Review”, a chociaż w tym roku „The Bear” musi się zadowolić 2. miejscem, to o wielkości nowego sezonu niech świadczy to, iż spokojnie moglibyśmy zamienić „Fishes” na „Forks” i przez cały czas to miejsce miałoby sens. Postawiliśmy jednak na koszmarną świąteczną imprezę klanu Berzatto, bo takiej intensywności w tegorocznych serialach – poza wyjątkiem, o którym za moment – nie było. Odcinek niemal dwukrotnie dłuższy od standardowych pokazał nam niezdrową rodzinną dynamikę sprzed śmierci Mickeya, plejadę gwiazd (Bob Odenkirk! Gillian Jacobs! Sarah Paulson!) przy wspólnym stole oraz zmiatający wszystko na swojej drodze żywioł, jakim okazała się być Donna (genialna rola Jamie Lee Curtis). A kiedy już ochłonęliśmy, tak wiele w kwestii dalszych interakcji rodziny nagle stało się zrozumiałe. [KC]

1. Sukcesja – Connor’s Wedding

„Sukcesja” (Fot. HBO)

Jeden z najlepszych współczesnych seriali zakończył się świetnym sezonem, zatem całkiem naturalne, iż wyróżniamy jego finał 3. odcinek. Nietypowe, ale iż „Sukcesja” lubiła wymykać się ramom, to w sumie nie powinniśmy się dziwić. Trudno było jednak podejść do „Connor’s Wedding” inaczej niż z głębokim szokiem – tak w przypadku bohaterów, jak i widzów, równie mocno wytrąconych z równowagi serialowymi wydarzeniami.

Bo choć to, iż do śmierci Logana (Brian Cox) kiedyś dojdzie, można było przewidzieć, wybranego przez twórców czasu i okoliczności już się nie dało. Porażająca informacja najpierw spadła więc jak grom z jasnego nieba, ale to był dopiero początek. Potem zaczęła się emocjonalna jazda bez trzymanki obnażająca każde z bohaterów, gdy w jednej chwili opadły wszystkie ich maski i pancerze. Bezbronni, bezradni, wręcz sparaliżowani Kendall (Jeremy Strong), Roman (Kieran Culkin) i Shiv (Sarah Snook) – bo Connor (Alan Ruck) został zmarginalizowany choćby podczas własnego ślubu – wzbudzali litość bez względu na to, co do nich do tej pory czuliście. W tamtym momencie byli po prostu dziećmi nagle pozbawionymi ojca. Mocne, surowe, prawdziwe. Godzina telewizji w najlepszym możliwym wydaniu. [MP]

Idź do oryginalnego materiału