"Here. Poza czasem": historia Ameryki na przestrzeni 65 mln lat
Czas i jego upływ to coś, co zawsze interesowało Roberta Zemeckisa. W swojej słynnej trylogii "Powrót do przyszłości" marzył o podróżowaniu między epokami, a w "Foreście Gumpie" przeprowadził tytułowego bohatera przez ponad pół wieku historii Stanów Zjednoczonych. To jednak nic w porównaniu z "Here. Poza czasem", którego akcję postanowił rozciągnąć od mezozoiku po współczesność, by opowiedzieć historię Ameryki na przestrzeni, bagatela, 65 mln lat. Do pomocy zaś zaprzągł sztuczną inteligencję. Wywodzący się z powieści graficznej Richarda McGuire'a pomysł na ekranową historię jest banalnie prosty. Oto w statycznym kadrze oglądamy wnętrze amerykańskiego domu, przez które na przestrzeni epok przewijają się kolejne rodziny. Jedni się rodzą, inni umierają. Za oknem zmienia się krajobraz, w środku meble, tapety i towarzyszący im mieszkańcy, a dom stoi i chłonie wszystkie historie, które dzieją się w jego wnętrzu.Reklama
Zainicjowana w XXI wieku opowieść skacze między czasami, cofając nas momentami do ery mezozoicznej, gdy w miejscu tytułowego "tutaj" rosły prehistoryczne rośliny i ganiały się dinozaury. Chwilę później przeskakujemy do czasów prekolumbijskich, by podglądać osiadłych tu rdzennych Amerykanów, a następnie przenosimy się do początków Stanów Zjednoczonych, by podsłuchać nieślubnego syna Benjamina Franklina wątpiącego w polityczne idee swojego ojca. Niczym w fotoplastikonie widzimy kolejne rodzajowe scenki, poznając całą galerię bohaterów i mogąc przez chwilę uczestniczyć w ich zwyczajnym, codziennym życiu.
Za dużo sztucznej inteligencji, za mało emocji
Kręgosłup tej wielowątkowej opowieści stanowi życie Richarda i Margaret - modelowych reprezentantów pierwszego powojennego pokolenia amerykańskiej middle class. Dzięki cyfrowemu odmłodzeniu Toma Hanksa i Robin Wright śledzimy ich losy od czasów licealnych, aż po przypadającą współcześnie jesień życia. Zemeckis pokazuje je wbrew hitchcocowskiej zasadzie, wg której "film to życie, z którego usunięto nudne fragmenty". Proza ich codzienności pulsuje zwyczajnym rytmem odmierzanym kartkami kalendarza, a dni wypełniają praca, rodzinne obowiązki i rytuały oraz mniejsze i większe zmartwienia, na które jednak patrzymy bez większego zaangażowania.
Seans "Here. Poza czasem" przypomina bowiem przeglądanie Instagrama. Poszczególne kadry i rodzajowe scenki przelatują nam przed oczami. Brakuje jedynie emotikonów, którymi moglibyśmy "nagradzać" bohaterów podczas seansu. W zamyśle miała to być opowieść o silnym, niewzruszonym fundamencie, na którym zbudowano dzisiejszą Amerykę. Ale emocji w tym tyle, co w oglądaniu parzącej się torebki z herbatą.
Kiedy 30 lat temu do kin wchodził "Forrest Gump" byliśmy pod wrażeniem zarówno ekranowej historii, reżyserii, aktorstwa, ścieżki dźwiękowej, a dopiero na końcu technologicznych nowinek, które pozwoliły "magicznie" umieścić głównego bohatera w towarzystwie Johnna Lennona, Johna F. Kennedy'ego czy Richarda Nixona. Oglądając "Here. Poza czasem" można odnieść wrażenie, iż twórców dopadł jakiś rodzaj demencji i zapomnieli o większości powyższych elementów, skazując widzów wyłącznie na obcowanie z cyfrowymi obliczami Hanksa i Wright, uwięzionymi w salonie dwupiętrowego domu niczym w demonstracyjnej wersji gry "Sims".
3/10
"Here. Poza czasem" (Here), reż. Robert Zemeckis, USA 2024, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 27 grudnia 2025 roku. Zobacz zwiastun!