Widzowie ją kochali, a mężczyźni tracili dla niej głowy. Mało kto zna jej burzliwą historię miłosną Korsakówny

gazeta.pl 1 godzina temu
Jej historia mogłaby posłużyć jako filmowy scenariusz. Wojenne, pełne dramatycznych wydarzeń dzieciństwo, szansa od losu na będącą spełnieniem marzeń karierę, ale też romanse, zdrady i szantaż służb bezpieczeństwa. Lidia Korsakówna nie tylko wystąpiła w pierwszym w historii polskim kolorowym filmie, ale też miała niezwykle barwne życie.
"Jak przygoda to tylko w Warszawie, w Warszawie" - starszemu pokoleniu i miłośnikom klasycznego polskiego kina te słowa od razu malują przed oczami obraz tańczącej na warszawskiej starówce pary. Film "Przygoda na Mariensztacie" zapisał się w historii polskiego kina jako pierwsza pełnometrażowa, kolorowa realizacja. Nakręcona na radzieckiej taśmie Sowkolor opowieść o dziewczynie z prowincji, która przyjeżdża do stolicy, aby pomóc w jej odbudowie, a następnie zakochuje się w przystojnym przodowniku pracy, była w 1954 roku prawdziwym hitem. O główną rolę kobiecą ubiegało się wówczas ponad 600 kandydatek, ale zwyciężczyni mogła być tylko jedna. Ponoć kiedy reżyser filmu Leonard Buczkowski zobaczył zdjęcie Lidii Korsakówny, powiedział: ta albo żadna. Uroda aktorki miała wpływ nie tylko na jej karierę, ale i na życie prywatne - choćby żonaci mężczyźni nie potrafili się jej oprzeć. A do tych akurat aktorka miała słabość.


REKLAMA


Zobacz wideo Marieta Żukowska o najtrudniejszym momencie życia: "Prawie umarłam na planie. Myślałam, iż to już koniec"


Wojenne dzieciństwo i początki kariery
Urodzona 17 stycznia 1934 roku w Baranowiczach na terenie dzisiejszej Białorusi Lidia Korsakówna od dziecka chciała zostać aktorką. A ponieważ miała świetny słuch muzyczny, uczęszczała na lekcje baletu i gry na fortepianie. Niestety, na drodze dziewczęcym marzeniom stanęła wojna. Jej wybuch zastał rodzinę w Charkowie. Tam matkę Lidii pod zarzutem szpiegostwa aresztowało NKWD - kobietę skazano na karę śmierci. Wszystko dlatego, iż ktoś doniósł, iż słuchała zagranicznych stacji radiowych. Ojcu dziewczynki udało się zapobiec tragedii. "Dostała wyrok śmierci. Ojciec szalał, robił wszystko, by tylko ją wydostać. W końcu udało mu się przekonać jakiegoś lekarza, iż moja mama jest chora psychicznie. Zrobiono z niej wariatkę i zamieniono wyrok na 15 lat katorgi na Sybirze" - wspominała po latach aktorka. Wówczas jednak nastąpił kolejny zwrot akcji - do Charkowa wkroczyli Niemcy. I tak rodzinie Korsaków zamiast wywózki na Syberię groził obóz w Auschwitz. Ostatecznie jednak trafiła na roboty do Niemiec. Pracować tam musiała choćby ośmioletnia wówczas Lidia - dziewczynce powierzono obowiązek wypasania stada krów.
Po zakończeniu wojny rodzina osiedliła się w Wałbrzychu, ale miasto gwałtownie stało się dla obdarzonej talentem muzycznym Lidii zbyt małe. Wyjechała wiec szukać szczęścia do Wrocławia - tam tańczyła najpierw w Operze Wrocławskiej, a potem zgłosiła się na przesłuchania do zespołu "Mazowsze". Ta decyzja miała się okazać kluczowa dla jej kariery, bo właśnie wśród tancerek "Mazowsza" Leonard Buczkowski postanowił znaleźć odtwórczynię głównej roli w swoim filmie "Przygoda na Mariensztacie".


Jak przygoda, to tylko w Warszawie
Przesłuchania do "Przygody na Mariensztacie" przyciągnęły ponad 600 kandydatek. I nic dziwnego, bo w pierwszym pełnometrażowym kolorowym filmie chciała zagrać każda dziewczyna. Ale zwyciężczyni mogła być tylko jedna. Lidia Korsakówna wcieliła się w rolę Hanki Ruczajównej - młodej dziewczyny, która odbudowując zniszczoną po wojnie Warszawę, przeżywa tytułową przygodę i zakochuje się w przystojnym przodowniku pracy. "Nie wiedziałam, iż to 'szczęście' spadnie na mnie tak nagle. (...) Każda młoda dziewczyna marzy o tym, żeby zagrać w filmie. W moich czasach to był jedyny sposób, żeby stać się popularną, bo nie było wtedy przecież telewizji. Ja tę szansę otrzymałam. Mój debiut został pozytywnie oceniony i w konsekwencji tego entuzjazmu przez dziesięć najbliższych lat nie otrzymałam żadnej propozycji do filmu" - mówiła po latach Korsakówna. Po chwilowym przestoju propozycje jednak się pojawiły, choć niestety były to głównie role drugoplanowe. Lidia Korsakówna wystąpiła w takich produkcjach jak "Dziewczęta z Nowolipek", "Ziemia obiecana", "Zerwany most", "Królowa Bona", "Stawka większa niż życie" czy "Stawiam na Tolka Banana".


Lidia Korsakówna występowała także w spektaklach teatralnych. Do zespołu katowickiego Teatru Satyryków dołączyła jako 19-latka. Tam poznała swoją pierwszą wielką miłość - dyrektora tegoż teatru. Problem polegał na tym, iż Kazimierz Pawłowski nie tylko był od Lidii o 21 lat starszy, ale też żonaty. Ani jedno, ani drugie nie przeszkodziło parze w romansie. Prawdziwą przeszkodą okazało się dopiero aresztowanie Pawłowskiego, który po tym, jak spowodował tragiczny w skutkach wypadek samochodowy, trafił do aresztu. Lidia obiecała, iż będzie czekać na ukochanego, stało się jednak inaczej. Kiedy po wyjściu na wolność Kazimierz Pawłowski zapukał do drzwi Lidii Korsakówny, ta poinformowała go, iż nic już do niego nie czuje.


Młoda aktorka wyjechała do Warszawy, gdzie dostała angaż w teatrze "Syrena". Praca i życie prywatne znów się skrzyżowały, bo to właśnie tam Lidia Korsakówna poznała swoją kolejną miłość. Kazimierz Brusikiewicz również był aktorem, ale na tym podobieństwa z pierwszym romansem się nie kończyły. Bo i on był żonaty, a co więcej, miał synka. Jednak i tym razem, zobowiązania ukochanego nie stanowiły dla pięknej aktorki przeszkody, zresztą dla Kazimierza Brusikiewicza również nie. Wybuchł płomienny romans, a wraz z nim - kiedy tylko wyszedł na jaw - również wielki skandal. Plotki trafiły choćby do bezpieki i pewnego dnia agenci SB złożyli Lidii wizytę. Zaszantażowali aktorkę, iż jeżeli nie zgodzi się na współpracę, do ukochanego trafią jej kompromitujące zdjęcia. Przez pewien czas Lidia Korsakówna donosiła więc na znajomych aktorów - w tym również na Kazimierza Brusikiewicza. Sumienie nie dawało jej jednak spokoju - wyjawiła prawdę ukochanemu, a agentom przyznała się do dekonspiracji, dzięki czemu odzyskała wolność.


Na dobre i na złe
Kazimierz Brusikiewicz zakochał się w Lidii Korsakównie i chciał dla niej rozwieść się z żoną. Ale Zofia Ryszewska nie chciała się na to zgodzić. Przez siedem lat aktor żył więc pomiędzy dwoma domami. Sytuacja zmieniła się dopiero wówczas, kiedy Lidia zaszła z Kazimierzem w ciążę. Para zalegalizowała związek, kiedy ich córeczka Lucyna miała trzy miesiące. Ale wówczas nastąpił kolejny zwrot akcji. Na jaw wyszło bowiem, iż Zofia Ryszewska jest w ciąży, a ojcem dziecka jest nie kto inny, jak jej były, a Lidii obecny mąż. niedługo na świat przyszła dziewczynka, Kasia. Być może inna kobieta uznałaby to za powód do rozwodu, ale Lidia Korsakówna postąpiła inaczej. Nie tylko wybaczyła mężowi zdradę, ale traktowała jego córkę jak ich wspólną. W efekcie Kazimierz Brusikiewicz z byłą i obecną żoną oraz trójką dzieci stworzyli patchworkową, jak dziś byśmy ją nazwali, rodzinę. "Ojciec kochał obie żony. Tak się jakoś porobiło, iż zaczęliśmy funkcjonować jak jedna wspólnota rodzinna. Kasia z Lucyną mieszkały przez parę lat razem z ojcem i Lidką, a kiedy Lidka była w trasie, moja mama opiekowała się nimi. Wspólnie spędzaliśmy uroczystości i święta" - opowiadał Andrzej Brusikiewicz po latach na łamach książki "Być dzieckiem legendy".


Pomimo początkowych zawirowań, Lidia Korsakówna i Kazimierz Brusikiewicz stworzyli zgodne, trwałe małżeństwo. Spędzili razem ponad ćwierć wieku i rozdzieliła ich dopiero śmierć aktora, który zmarł w 1989 roku. Wcześniej Lidia trwała u jego boku, kiedy walczył z cukrzycą - choroba była tak zaawansowana, iż konieczna stała się amputacja ręki. Lidia Korsakówna pod koniec życia również podupadła na zdrowiu - najpierw opiekowała się nią córka i pozostałe dzieci Brusikiewicza. Ale ostatnie lata, kiedy wymagała już ciągłej opieki, spędziła w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie. Tam też zmarła 6 sierpnia 2013 roku. Zgodnie ze swoim ostatnim życzeniem, spoczęła obok ukochanego męża na Wojskowych Powązkach.
Idź do oryginalnego materiału