Sknerus i moneta nieskończoności [recenzja]

kulturalnemedia.pl 3 godzin temu

Na początku grudnia 2024 roku wyszedł komiksowy album o tytule Wujek Sknerus i dziesięciocentówka nieskończoności.

Wujek Sknerus rzuca się w wir swojej najbardziej fantastycznej przygody i bada multiwersum, żeby nie pozwolić McKwaczowi z alternatywnego wymiaru zostać wszechpotężnym i niewyobrażalnie bogatym Sknerusem ponad wszystkimi. Kiedy słynny skarbiec niespodziewanie zostaje okradziony przez złodzieja, najtwardszy kaczor świata musi podjąć nietypową misję u boku nadzwyczaj zaskakujących sojuszników: innych wersji samego siebie. Album dostępny jest z dwiema różnymi okładkami do wyboru oraz z dołączonym wyjątkowym prezentem – jedną z 14 alternatywnych okładek.

Jak wyszło? – część pierwsza

Zacznijmy od tego, iż jeżeli ktoś chce mieć albumy – po dwa razy, ze względu na dwie różne okładki – ze wszystkimi czternastoma alternatywnymi obrazkami, to musi się nieźle nagimnastykować. Zwłaszcza, iż już na samym starcie mamy do czynienia z przepięknymi grafikami autorstwa wielu osób. Są to Aaron, Mottura, D’Ippolito, Pastrovicchio, Mangiatordi i Perissinotto. Kto wie, może mi się kiedyś uda… bo byłoby fantastycznie wówczas.

Jak wyszło? – część druga

Najważniejsza jednak jest cała historia owej dziesięciocentówki Sknerusa McKwacza. Chociaż aspekt graficzny jest w tym albumie niezwykle… widoczny, poruszający i nietypowy, a zarazem mroczny oraz ciekawy. Na tyle interesujący, iż chwilami można zapomnieć o dymkach dialogowych i fabule. Można rzecz, iż to trochę przeszkadza w skupieniu się, aby zrozumieć historię. Jest to taki miszmasz, a czy powiedzenie co za dużo, to niezdrowo w tym przypadku jest trafne… to już zależy od czytelnika. Ja miałam mieszane uczucia w trakcie studiowania albumu o tytule Wujek Sknerus i dziesięciocentówka nieskończoności. Raz byłam zachwycona opowieścią i zapominałam o rysunkach, a raz – kompletnie odwrotnie.

Rozumiałam jaki miał być sens fabularny, ale nie spodobało mi się przedstawienie Sknerusa. Został pokazany jako ktoś, kogo nie da się lubić, ma dziwne fanaberie, jest zawistny i chamski, a także… nieobliczalny. Chyba to jest najodpowiedniejsze słowo – nieobliczalny. Zaś rozdziały były dość krótkie, dlatego można było gwałtownie przeskakiwać i spróbować znaleźć sens całości, jakiegoś wytłumaczenia dla McKwacza. Łatwo nie było, ale się udało. Oczywiście nie zabrakło innych postaci, którzy zawsze są u jego boku – Kaczor Donald, siostrzeńcy, Diodak, czy choćby Bracia Be.

Na deser mamy przeróżne wpisy i wywiady z autorami oraz rysunki. Czy tego się spodziewałam po tak krótkiej fabularnej opowieści? Nie. Czy był to dobry pomysł? Na pewno interesujący i dla wielu czytelników jest to ogromna gradka. Mnie jednak w całym albumie czegoś zabrakło. Czegoś, czego nie potrafię opisać. Chociaż album dla oka jest absolutnie przepiękny.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości Egmont Polska. Komiks można kupić na stronie egmont.pl.
Idź do oryginalnego materiału