Marina Nowakowska była w pośpiechu.

twojacena.pl 5 godzin temu

Alicja Kowalska zawsze się spieszyła.
Tamtego listopadowego popołudnia biegła ulicą Złotników z ledwo zapiętym płaszczem i teczką pełną dokumentów, które za chwilę miały się wysypać.
Deszcz zaczynał się od lekkiej mżawki, ale w ciągu kilku sekund zmienił się w gęstą zasłowę, zasłaniając chodniki.
Klęła w duchu.
Plan był prosty: wrócić do domu, wziąć prysznic i skończyć prezentację na jutro.
Ale ulewa nie dawała wyboru musiała się schronić.
Wepchnęła drzwi do małej księgarni z kawiarnią, takiej jakby z innej epoki, z drewnianymi meblami i zapachem świeżo mielonej kawy.
Strząsnęła wodę z włosów i podeszła do kontuaru.
Czarną herbatę, proszę rzuciła, choćby nie podnosząc wzroku.
Nie lubisz kawy? usłyszała męski głos, ciepły i trochę rozbawiony.
Spojrzała w górę.
Za barem stał wysoki mężczyzna, około trzydziestki, z ciemnobrązowymi włosami i dwudniowym zarostem, który patrzył na nią z uśmiechem, jakby znał ją od zawsze.
Nie, gdy muszę myśleć odparła Alicja, nieco defensywnie. Kawa mnie rozprasza.
W takim razie czarna herbata. Ale ostrzegam, przy tym stoliku większość przegrywa walkę z kawą powiedział, wskazując prawie pusty lokal.
Po raz pierwszy tego dnia się uśmiechnęła.
A ty jesteś?
Jakub Nowak przedstawił się, wyciągając rękę ponad kontuarem. Właściciel, barista i zagorzały czytelnik.
Alicja też się przedstawiła, wzięła herbatę i usiadła przy oknie.
Krople deszczu uderzały w szyby, jakby chciały się wedrzeć do środka.
Gdy próbowała skupić się na notatkach, Jakub podszedł z książką w ręku.
jeżeli nie przeszkadza myślę, iż ci się spodoba.
Była to stara powieść w niebieskiej okładce ze złotymi literami.
Skąd wiesz, co mi się podoba? spytała.
Nie wiem. Ale gdy ktoś wpada tu przemoczony, zamawia herbatę i ma taką minę, jakby nie chciał z nikiem rozmawiać zwykle potrzebuje dobrej historii bardziej niż czegokolwiek innego.
Alicja wzięła książkę, zaskoczona.
Gdy przewracała strony, szum deszczu i aromat kawy z innych stolików tworzyły przytulną atmosferę.
Zawsze tu pracujesz? zapytała po chwili.
Tylko wtedy, gdy pada odparł zagadkowo.
Roześmiała się, myśląc, iż żartuje.
Ale nie żartował.

Kolejne dni wróciły do normalnego rytmu, a Alicja do swojego zabieganego życia.
Ale we wtorek kolejna burza zmusiła ją do wejścia do księgarni.
Jakub był na miejscu, jakby na nią czekał.
Znowu ty powiedział, nalewając jej herbatę, zanim zdążyła zamówić.
Znowu deszcz odparła.
Tym razem rozmawiali dłużej.
Alicja dowiedziała się, iż Jakub odziedziczył lokal po dziadku, który był tylko księgarnią. On dodał kawiarnię, żeby dać ludziom powód, by zostawali dłużej.
Jakub zaś odkrył, iż Alicja pracowała jako architektka w wymagającym biurze, gdzie dwunastogodzinne dni były normą.
Brzmi męcząco skomentował.
Bo takie jest przyznała. Ale nie potrafię żyć inaczej niż w biegu.
Spojrzał na nią z takim spokojem, iż ją rozbroił.
Czasem trzeba pozwolić, by życie nas dogoniło powiedział.

Od tamtej pory deszcz stał się ich sprzymierzeńcem.
Za każdym razem, gdy zaczynało padać, Alicja znajdowała pretekst, by zajrzeć na ulicę Złotników.
Czasem czytała w ciszy, gdy Jakub obsługiwał innych klientów; innym razem rozmawiali o książkach, filmach lub podróżach, na które jeszcze nie pojechali.
Pewnego grudniowego czwartku Jakub zaproponował:
W sobotę zamykamy wcześniej. Będzie tu koncert jazzowy. Masz ochotę przyjść?
Alicja zawahała się. Nie była przyzwyczajona do spontanicznych zaproszeń.
Ale się zgodziła.

Tego wieczoru lokal był oświetlony świecami, a półki rzucały cienie na ściany.
Jakub zachował dla niej miejsce w pierwszym rzędzie.
Podczas koncertu ich kolana mimowolnie się stykały.
A może nie do końca mimowolnie.
Po występie nalał jej lampkę wina i usiadł obok.
Widziałem cię wiele razy, jak wpadasz tu, by uciec przed deszczem powiedział. Ale chyba uciekałaś przed czymś innym.
Alicja zamilkła, zaskoczona trafnością jego słów.
Może tak przyznała. A może tutaj o tym zapominam.

Gdy wychodzili, znów padało.
Jakub odprowadził ją do drzwi.
Nie mam parasola powiedziała.
Ja też. Ale jeżeli pobiegniemy, zdążymy do rogu, zanim zmokniemy.
Nie pobiegli.
Szli wolno, śmiejąc się, gdy woda spływała im po włosach i ubraniach.
Na rogu, przed pożegnaniem, Jakub szepnął:
Nie czekaj, aż znów zacznie padać, żeby wrócić.
Alicja się uśmiechnęła.
Spróbuję.

Nie wróciła następnego dnia. Ani kolejnego.
Ale w niedzielę, gdy niebo było bezchmurne, zjawiła się w księgarni.
Jakub spojrzał na nią, udając zaskoczenie.
A gdzie deszcz?
Dzisiaj przyniosłam go ze sobą.

Tego dnia nie było herbaty ani kawy.
Była długa, spokojna rozmowa, z wygodnymi milczeniami i spojrzeniami, które mówiły więcej niż słowa.
Gdy zrobiło się ciemno, Jakub pokazał jej zakątek księgarni, którego nie widywali klienci mały pokój z oknem wychodzącym na rzekę.
Tu mój dziadek czytał, gdy padało wyjaśnił. Mówił, iż szum wody przypomina mu, iż wszystko płynie.
Alicja oparła czoło o szybę.
Może to mi się tu podoba iż przypomina mi, iż mogę się zatrzymać.
Jakub podszedł tak powoli, iż zdążyła poczuć jego oddech, zanim stanął obok.
Możesz się zatrzymać i zostać.
Odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy.
W tej chwili deszcz zaczął bić w szybę, jakby czekał na sygnał.
Wygląda na to, iż niebo jest po naszej stronie szepnął.
Wygląda odparła, zanim go pocał

Idź do oryginalnego materiału