Elżbieta miała 47 lat, gdy zdecydowała się na adopcję. Nie dziecka. Nie psa. choćby nie kota. To, co adoptowała to była cisza.
Mieszkała sama w małym mieszkaniu, otoczona roślinami, podkreślonymi w książkach zdaniami i kubkami, które kolekcjonowała nie wiedząc dlaczego. Przeszła przez życie, odkładając wszystko na później. Miłość, podróże, dzieci. Zawsze było coś ważniejszego. Aż pewnego dnia zatrzymała się i zrozumiała, iż nie ma już niczego pilnego.
Niczego.
W zwykły wtorek zeszła do śmietnika i usłyszała.
Miauczenie.
Ciche.
Natarczywe.
Zranione.
Rozglądała się. Nic.
Aż otworzyła pokrywę kontenera.
I zobaczyła go.
Malutkiego kota, brudnego, z połamanym ogonem i oczami pełnymi zaschniętej wydzieliny. Ledwo oddychał.
Nie myślała długo. Owinęła go swoim szalem i wniosła do domu.
Umyła go. Osuszyła. Mówiła do niego.
Nie wiem, czy przeżyjesz, maleńki ale przynajmniej nie umrzesz sam.
Całą noc czuwała. On wtulił się w jej pierś.
Ona trzymała go mocno, jakby w jego ciele chciała zatrzymać coś więcej niż tylko kota.
Wbrew wszystkiemu, kot przeżył.
I nie tylko to.
Znowu chodził.
Jadł.
Mruczał.
I za każdym razem, gdy Elżbieta wracała z pracy, on biegł do drzwi.
Nawet bez ogona.
Nawet utykając.
Nazwała go Wiosło.
Bo czasem trzeba wiosłować, gdy wszystko jest przeciwko tobie.
Miesiące mijały.
A z kotem przyszła codzienność.
Rutyna.
Ciepło.
Elżbieta znów się śmiała.
Spała z rozluźnionym ciałem.
Mówiła na głos, wiedząc, iż ktoś jej słucha choćby jeżeli nie odpowiadał.
Pewnego niedzielnego popołudnia, gdy Wiosło spał na jej kolanach, jej przyjaciółka Danuta zapytała:
Zdajesz sobie sprawę, iż to nie ty go uratowałaś?
Elżbieta podniosła wzrok.
Co masz na myśli?
Że ten kot przyszedł, gdy najbardziej go potrzebowałaś. Gdy zaczynałaś znikać. Był twoim przypomnieniem.
Elżbieta opuściła oczy.
Wiosło leżał tam, z odsłoniętym brzuchem, mokrym noskiem, małym ciałem przytulonym do niej, jakby byli jednością.
I wtedy zrozumiała.
Ona go nie adoptowała.
On wybrał ją.
Nie wszystkie adopcje wymagają formularzy.
Niektóre potrzebują tylko zbiegu okoliczności, rany i serca gotowego kochać to, co jeszcze jest zepsute.
Odtąd, gdy ktoś pytał, dlaczego nie wyszła za mąż, nie miała dzieci ani nie założyła rodziny tak, jak się oczekuje, Elżbieta odpowiadała:
Nie wszyscy adoptują dzieci. Niektórzy adoptują dusze.
A czasem te dusze miauczą.
Są istoty, które przychodzą nieproszone, ale zostają jak obietnica.




![Biomaxima – w oczekiwaniu na nowe umowy. Wyniki 3Q 2025 wciąż bez przełomu [Analiza] (Analizy i komentarze)](https://www.sii.org.pl/static/img/018663/biomaxima-1360.jpg)